Warszawa powinna się podzielić
Rozmowa z Antonim Piechniczkiem, naszym legendarnym trenerem
Stadion Śląski zawsze będzie domem reprezentacji Polski - uważa Antoni Piechniczek. Fot. ŚLĄSKA ORGANIZACJA TURYSTYCZNA
– Cóż, Stadion Narodowy w Warszawie to godne miejsce do rozgrywania spotkań reprezentacyjnych. Osobiście związany byłem przez lata z różnymi klubami i mają prawo być mi drogie. Grałem przecież także w Legii. Prawda jest jednak taka, że reprezentacja Polski jest największym piłkarskim dobrem narodowym i drużyną numer 1 w kraju. To nigdy nie ulegało i nie ulega dla mnie wątpliwości. Chciałbym więc, żeby możliwość jej oglądania mieli kibice w różnych częściach Polski. Uważam przy tym, że fakt gry reprezentacji poza Warszawą nie byłby żadną „wyprowadzką” reprezentacji, jak chcieliby to widzieć niektórzy. Przecież ona nigdzie się nie wyprowadza. Nie jest i nie powinna być przypisana tylko do jednego miasta.
Jak to więc powinno pana zdaniem wyglądać?
– Uważam, że Warszawa powinna się podzielić. Najbardziej sprawiedliwym rozwiązaniem byłoby rozdzielenie najważniejszych meczów eliminacyjnych. Najlepiej fifty-fifty, czyli część spotkań z najważniejszymi rywalami w Warszawie, część na Stadionie Śląskim. Podkreślam przy tym, że Narodowy nie jest jeden, nie jest tylko w stolicy: obiekt chorzowski nie stracił przecież tej samej nazwy, którą kiedyś został obdarzony i w niczym stadionowi warszawskiemu nie ustępuje. Mecze eliminacyjne z teoretycznie słabszymi przeciwnikami, spotkania Ligi Narodów czy gry towarzyskie mogłyby się odbywać w innych miastach – we Wrocławiu, Gdańsku czy Poznaniu, gdzie też przecież wybudowano wspaniałe obiekty. Cóż, wszystko powinno być racjonalne. Kiedy Polska będzie organizowała mistrzostwa Europy w żeglarstwie, nie będę walczył o to, żeby odbywały się na którymś z jezior Górnego Śląska, to byłoby przecież śmieszne i kuriozalne. Ale piłka nożna?! Nasz region jest z nią wyjątkowo mocno związany.
Okazało się, że operator stadionu w Warszawie chciał jeszcze więcej pieniędzy, a przecież bilety już teraz nie były tanie. Były dostępne głównie dla warszawiaków i to raczej tych z zasobnym portfelem. Przypominają mi się ceny na mecz z Niemcami w 2023 roku: najlepsze miejsca – 280 zł, trochę gorsze – 210 zł, jeszcze gorsze – 140 zł bilet rodzinny (opiekun i dziecko do lat 12) – 110+70 zł, a osoba niepełnosprawna na wózku inwalidzkim z opiekunem – 90 zł.
– Jest dla mnie oczywiste, że bilety powinny być dostępne cenowo nie tylko dla kibiców zamożnych, lecz także dla fanów, którzy mają mniej pieniędzy. Nie może być tak, że przeciętnego polskiego rodzica nie stać na to, żeby pójść na mecz reprezentacji i zabrać ze sobą dwójkę dzieci. Nie podoba mi się to.
Jak wiadomo, we wtorek PZPN wstrzymał jednak decyzje dotyczące miejsca rozgrywania meczów eliminacji do mundialu. Negocjacje z warszawskim operatorem nie zostały zamknięte.
– Boli mnie, jak Stadion Śląski jest traktowany, nie zasłużył sobie na to. Tym bardziej że przecież to nie jest traktowanie jednorazowe. Ciągle nie mogę zapomnieć sposobu, w jaki obiekt w Chorzowie został pominięty podczas organizacji Euro 2012 w Polsce. Ciągle ubolewam, że nie dostał wtedy przynajmniej meczów grupowych. To było dla mnie nie do przyjęcia. Jakim cudem Górny Śląsk, najbardziej piłkarski ośrodek w kraju, został przy tej okazji pominięty?! Do dziś nie potrafię się z tym pogodzić.
Wśród kibiców w ostatnim czasie można było usłyszeć narzekania na to, że wszystkie domowe mecze kadry narodowej są rozgrywane w stolicy. Zauważmy: w ciągu niespełna 13 lat istnienia Stadionu Narodowego reprezentacja Polski rozegrała na nim aż 45 spotkań! Dla porównania: 61 występów drużyny narodowej na Stadionie Śląskim rozciągnęło się aż na 66 lat i nawet mniejsza kiedyś liczba reprezentacyjnych potyczek nie tłumaczy tej różnicy.
– Warto uzmysłowić sobie jedno. Stadion X-lecia, czyli poprzednik Narodowego, i Stadion Śląski były budowane w tym samym czasie. Gospodarność Ślązaków sprawiła, że reprezentacja wielokrotnie wracała na ich stadion, by rozegrać najważniejsze, najbardziej pamiętne, najwspanialsze mecze. Warszawa w tym samym czasie ze Stadionu X-lecia zrobiła największy bazar w Europie i w najważniejszym momencie dostała za to w nagrodę… nowiutki stadion. Teraz niektórzy uważają, że w związku tym stolica ma wyłączność na mecze reprezentacji, z czym oczywiście nie mogę się zgodzić. Tak naprawdę to temat-rzeka. Mogę powiedzieć, jak to było za moich czasów. Kiedy byłem selekcjonerem, powtarzałem swoim piłkarzom tak: „Panowie, możemy grać na tym stadionie, na którym będziecie chcieli. Pod warunkiem, że będzie to Stadion Śląski”.
Rozmawiał Paweł Czado
7:2 dla Chorzowa
Tylko dwa razy Polska wywalczyła awans na mistrzostwa świata (1938, 2018) w Warszawie, za to w Chorzowie aż siedem (1974, 1978, 1982, 1986, 2002, 2006, 2022). Jeśli Warszawa ma kojarzyć się ze zwycięstwem z Niemcami (nie jedynym), to Chorzów - z jedynym zwycięstwem nad Anglią albo ze słynnymi wygranymi nad ZSRR, Holandią czy Portugalią.
Fot. Marcin Bulanda / Press Focus
ANTONI PIECHNICZEK
Selekcjoner reprezentacji Polski w latach 1981-86 i 1996-97. Za jego czasów reprezentacja Polski siedem razy zagrała na Stadionie Śląskim w Chorzowie (z NRD i RFN w 1981 r., z ZSRR w 1983 r., z Belgią i z Włochami w 1985 r. oraz z Włochami i z Anglią w 1997 r.), a także dwa razy w Warszawie: raz na Stadionie X-lecia (z Finlandią w 1983 r.) i raz na Stadionie Wojska Polskiego (z Belgią w 1984 r.).