Filip Starzyński przejął numer 10, z którym niedawno występował Tomasz Foszmańczyk, obecnie dyrektor sportowy. Fot. Łukasz Sobala/Press Focus


Walka o awans to nasz obowiązek

Rozmowa z Filipem Starzyńskim, pomocnikiem Ruchu Chorzów


Jak byś ocenił wasz pierwszy letni sparing, przegrany z Puszczą Niepołomice 0:1?

- Myślę, że było OK, nie było źle, chociaż przegraliśmy. Stworzyliśmy kilka sytuacji, graliśmy nieźle i przede wszystkim „wybiegaliśmy” ten mecz, co w pierwszych sparingach jest najważniejsze. Na pewno będziemy musieli pracować nad skutecznością i nad zgraniem zespołu. W drugiej połowie wystąpiło wielu młodych chłopaków. Myślę, że zaprezentowali się z dobrej strony i z treningu na trening oraz z meczu na mecz będą wyglądali lepiej. Kilku z nich naprawdę ma potencjał na grę w pierwszej drużynie.

W ekstraklasie raczej nie przyzwyczailiśmy się do tego, że grasz pełne 90 minut. Tymczasem w pierwszym sparingu - teoretycznie najcięższym kondycyjnie - jako jedyny zaliczyłeś pełen wymiar. Czy to ma jakiś związek z twoją rolą w pierwszoligowym zespole?

- Myślę, że w tym przypadku było to przede wszystkim związane z tym, jak przebiegał mecz i co chłopaki zgłaszali w jego trakcie. Ktoś mógł coś poczuć mocniej, ktoś lżej; mam na myśli napięcia w mięśniach. To jest taki etap, że najważniejsze, aby nikomu nic się nie stało i z tego wynikało to, jak potoczyły się zmiany. Nie mieliśmy założone tego, kto ile będzie grał. Ja byłem przygotowany na tyle, na ile chciał trener.

Jak patrzysz na sytuację kadrową Ruchu? Z Puszczą musieliście się ratować młodzieżą, bo bez niej trudno byłoby wam złożyć wyjściową jedenastkę...

- Jest jeszcze trochę czasu, skład się krystalizuje. Wiemy, że ludzie „na górze” wykonują dużą pracę, żeby wzmocnić drużynę i powoli te wzmocnienia się pojawiają. Doszedł Martin Konczkowski, doszedł Denis Ventura, choć w sparingu jeszcze nie zagrał, bo był świeżo po podpisaniu kontraktu (potem jeszcze przedłużono umowę Somy Novothny'ego - przyp. red.). Kolejni zawodnicy będą dochodzić i będą to wzmocnienia. Chcemy, aby nowi chłopcy przyszli do nas jak najszybciej, bo będziemy mieli więcej czasu na zgranie, ale wierzymy w pracę zarządu i dyrektorów.

Jeszcze jest za wcześnie na realną ocenę, ale czy wewnętrznie czujesz, że będziecie gotowi, by od razu walczyć o awans do ekstraklasy?

- Na pewno jest za wcześnie, aby o tym mówić, ale myślę też, że to będzie naszym obowiązkiem. Z drugiej strony zobaczymy, jak wyglądać będzie nasza kadra... Wydaje mi się, że nasz cel będzie dla wszystkich jasny i zrobimy wszystko, aby go zrealizować. Trener Janusz Niedźwiedź ma takie podejście, aby patrzeć z meczu na mecz i tak też będziemy się koncentrować. Końcówka ekstraklasy pokazała, że taką mamy drogę i może ona przynosić efekty.

W sparingu zagrałeś z nieprzypadkowym w futbolu numerem 10. Zmiana na stałe?

- Tak, poprosiłem o zgodę dyrektora i jest już przejęty (jeszcze kilka tygodni temu występował z nim aktualny dyrektor sportowy Ruchu, Tomasz Foszmańczyk - przyp. red.).

Będzie w związku z tym dodatkowa presja? Z takim numerem nie ma przelewek...

- Myślę, że nie. Kiedyś grałem już w Ruchu z tym numerem, urodziców mam jeszcze kilka starych koszulek, więc wiele się nie zmieniło.

Rozmawiał Piotr Tubacki