Sport

Walec z Bułgarskiej

LIGOWIEC - Bogdan Nather

Trener Lecha Niels Frederiksen mógł swoim piłkarzom bić brawo przy otwartej kurtynie. Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus

Nie będę ściemniał i uczciwie przyznaję, że długo zastanawiałem się, od jakiego wydarzenia rozpocząć niniejszy felieton. W końcu rzuciłem monetą i wyszło, że pierwsi w blasku fleszy powinni stanąć piłkarze Lecha. Podopieczni duńskiego trenera Nielsa Frederiksena zabawili się w bezlitosnego pięściarza, który wszystkie swoje ciosy ulokował na szczęce i żołądku przeciwnika, zadając je z szybkością krupiera rozdającego karty w blackjacku. Tego wieczoru „Kolejorz” po prostu nie miał litości dla zawodników z Białegostoku, przejechał po nich niczym walec po asfalcie.

A skoro już mowa o urzędującym mistrzu kraju, naprawdę najgorszemu wrogowi nie życzę upokorzenia, jakiego doznał w Poznaniu. Czasami jest tak, że najlepszą bójką jest ta, w której nie wziąłeś udziału. Niestety, podopieczni trenera Adriana Siemieńca nie mieli tyle szczęścia i po zakończeniu „egzekucji” w stolicy Wielkopolski wyglądali tak, jakby oberwali granatem. Zawsze można jednak na taki łomot spojrzeć z innej strony, pocieszając się myślą, że gorzej już być nie może. Chociaż nie ma na to żadnej gwarancji...

Na fotel wicelidera wskoczyła Cracovia, a o skandalicznych okolicznościach jej meczu z Pogonią redakcyjny kolega pisze w innym miejscu. Trener „Pasów” Dawid Kroczek mógł z dumą wypiąć pierś po ostatnim gwizdku, nie tylko z powodu wygranej, ale przede wszystkim z racji koncentracji i dyscypliny taktycznej. Jego podopiecznych nie zbiło z tropu nawet ryzyko odwołania meczu. - Moją rolą oraz odpowiedzialnością piłkarzy jest to, że musimy być zawsze gotowi - powiedział 35-letni szkoleniowiec. - Mecz stał pod znakiem zapytania, ale mój zespół był gotowy. Byliśmy bardzo zdeterminowani i cieszę się, że cała otoczka nie wpłynęła na nas niekorzystnie.

Rozczarowująca jest seria Górnika, który przegrał trzy mecze i wylądował na - nomen-omen - 13. miejscu. Gdybym był kibicem drużyny Jana Urbana, biorąc pod uwagę „falowanie” wyników, czułbym się jak pies, któremu właściciel narobił apetytu, by potem go głodzić. Oby tylko ów „pan” nie przesadził w stosowaniu diety odchudzającej. Nie jestem trenerem, więc nie wiem gdzie w przypadku 14-krotnego mistrza Polski jest pies pogrzebany. Ale może zbawienny byłby krótkotrwały pobyt w więzieniu, na przykład w Alcatraz? Pobyt w ośrodkach odosobnienia ma na pewno jedną zaletę - mnóstwo czasu na ćwiczenia. Nie tylko na instrumentach muzycznych, może więc spróbować z piłką nożną? A nie tylko dwie godziny treningu i fajrant.

Trener Legii Goncalo Feio co chwilę dostarcza mi „tworzywa” do wypełniania łamów „Sportu”. Ostatnio zwalił mnie z nóg stwierdzeniem „Trener Marek Papszun też ode mnie wiele się nauczył”. Naprawdę trzeba mieć tupet, by pokusić się o takie porównanie. No bo jakimi sukcesami może pochwalić się Portugalczyk? Dlatego radzę mu przyswoić sobie słowa jednej z piosenek zespołu „Łzy”, które napisał Adam Konkol: „To ja, Narcyz się nazywam. Przepraszam i dziękuję - ja tych słów nie używam. Jestem piękny i uroczy - popatrzycie w moje oczy. Jestem przecież najpiękniejszy, a na pewno najskromniejszy. To ja, Narcyz się nazywam. Powodzenia oraz proszę - ja tych słów nie używam”.