W żałobie Legia, ale i cała Polska
KOMENTARZ „SPORTU” - Paweł Czado
Nie żyje Lucjan Brychczy, wybitna postać polskiej piłki. Zachwycał grą nie tylko kibiców, ale i... kolegów z drużyny.
Lucjan Brychczy odszedł w nocy z niedzieli na poniedziałek. Miał 90 lat. Był zjawiskowym piłkarzem, aż szkoda, że właściwie z ery przedtelewizyjnej; przez to wielu ludzi nie miało okazji przekonać się jak wiele potrafił. Jego umiejętności i dokonania rzeczywiście są niecodzienne. Wszyscy, którzy widzieli Lucjana Brychczego w akcji mówią o Nim z szacunkiem. Symbol Legii, jeszcze z tych czasów, kiedy więcej tam się godało niż mówiło, bo po wojnie warszawiacy dzięki poborowi mogli sprowadzać śląskich piłkarzy na potęgę i głównie dzięki nim zdobywali pierwsze tytuły mistrzowskie.
Początkowo pochodzący z Nowego Bytomia synek, po odbyciu służby wojskowej, chciał wracać na Górny Śląsk, ale ostatecznie pozostał w stolicy i czuł się tam szczęśliwy. Z Legią „Kici” osiągnął właściwie wszystko, dziś jest więc – obok Kazimierza Deyny – największym symbolem tego warszawskiego klubu. Miałem zaszczyt z Nim kilka razy rozmawiać. Był ostatnim żyjącym uczestnikiem legendarnego meczu na Stadionie Śląskim, gdy Polska pokonała Związek Radziecki w 1957 roku.
Antoni Piechniczek, który z Nim grał, mówił mi, że czasem uśmiechał się pod nosem, gdy widział jak „Kici” kiwa rywali. Według niego to był piłkarz, który potrafił wygrać mecz wręcz w pojedynkę i nie było w tym stwierdzeniu nadużycia, przesady. – Absolutny as – takie z kolei stwierdzenie mogłem usłyszeć od Joachima Marxa, który – jeszcze jako gwardzista - rywalizował z Lucjanem Brychczym w… derbach stolicy.
Zdjęcie, które widzicie, udostępnił mi kiedyś Joachim Marx - pochodzi z 20 maja 1967 roku. Widzicie na nim reprezentację Warszawy, która właśnie wygrała Puchar Millenium, pokonując Górny Śląsk 2:0.
Wiadomo, skąd nazwa trofeum. Przyjmuje się, że symboliczna data powstania państwa polskiego to przecież 966 rok... Puchar trzyma właśnie Lucjan Brychczy. Towarzystwo ma świetne: widzimy tu także m.in. Kazimierza Deynę, Roberta Gadochę, Jacka Gmocha i oczywiście Joachima Marxa.
***
A teraz „Kici” nie żyje. Cześć Jego Pamięci.