Fot. Dorota Dusik/slzpn


W tym samym miejscu

Ostatni wywiad z Ireneuszem Serwotką, byłym prezesem Odry, członkiem zarządu PZPN, prezydentem Wodzisławia Śląskiego w latach 1997-2002 


Wśród wybitnych piłkarzy i zasłużonych działaczy, którzy 13 grudnia zasiedli przy wigilijnym stole w siedzibie Śląskiego Związku Piłki Nożnej pojawił się także Ireneusz Serwotka, z którym przeprowadziłem - ostatni jak się okazało - wywiad w jego życiu. Na wstępie wspomniał, że w wieku 16 lat musiał przerwać treningi w Górniku Radlin, bo lekarze stwierdzili u niego arytmię serca, ale serca do piłki nie stracił. Jako działacz piłkarski i samorządowiec związany był głównie z Wodzisławiem Śląskim, gdzie 30 lat temu został prezesem Odry i z roczną przerwą pełnił tę funkcję do 2010 roku. Był to złoty okres niebiesko-czerwonych, którzy w 1996 roku awansowali do najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce i występowali w niej przez 14 sezonów. W tym czasie Ireneusz Serwotka był także członkiem zarządu PZPN, rady nadzorczej Ekstraklasy SA oraz prezydentem Wodzisławia Śląskiego, a następnie radnym miejskim i powiatowym oraz starostą powiatu wodzisławskiego.


Zaczyna pan już podsumowywać rok 2023?


- Praktycznie możemy powiedzieć, że rok 2023 dobiega końca. Był on w miarę normalny po tych poprzednich latach covidowych, które mocno odbijały się na naszym życiu. Wróciliśmy do życia, ale nie brakowało obaw o teraźniejszość i przyszłość. W dodatku kończy się on zmianami politycznymi i dużymi nadziejami, które podkreślają, że był to rok na pewno wyjątkowy.


A jaki piłkarski moment z mijających 12 miesięcy zapisał się szczególnie w pańskiej pamięci?

- Jeżeli chodzi o piłkę nożną w moim życiu, to muszę powiedzieć, że już jestem na emeryturze i bezpośrednio się nie udzielam, ale jako kibic śledzę wydarzenia boiskowe. Niestety, za wiele dobrego się w tym czasie nie wydarzyło, bo po meczach reprezentacji pozostał duży niedosyt, a nawet rozczarowanie. Nikt się przecież nie spodziewał, że z takiej grupy eliminacji mistrzostw Europy nie wyjdziemy do turnieju finałowego. Jest jeszcze co prawda szansa, jednak czy baraże zakończą się naszym sukcesem tego nie wiem. Optymizm kibica to jedno, ale obaw nie brakuje. Tak samo jak w przypadku przyszłości Odry, która po dwóch sezonach gry w III lidze spadła do IV.


Chodzi pan na mecze?


- Rozmawiałem o tym przy okazji spotkania wigilijnego z prezesem Henrykiem Kulą, że władze Polskiego Związku Piłki Nożnej, którego jestem honorowym członkiem, nie bardzo o mnie pamiętają. Nie otrzymałem zaproszenia na żaden mecz reprezentacji. Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że bilety są w sprzedaży dla każdego. Tak, jak najbardziej, ale w przypadku takich ludzi jak ja, to nie jest tylko kwestia zobaczenia piłkarskiego widowiska z wysokości trybun. To byłaby także okazja do spotkania z wieloma ludźmi, którzy dla polskiej piłki zrobili coś szczególnego, skoro otrzymali tytuł członka honorowego. Byłem natomiast parokrotnie na meczach Odry zarówno w III, jak i w IV lidze, jednak po emocjach, które towarzyszyły mi w czasie prezesowania, a było ich za dużo, musiałem nabrać dystansu i zrobić sobie reset. Jeżeli jest potrzeba i życzenie, to wspomagam młodych działaczy, ale osobiście już się nie angażuję.


Często wraca pan pamięcią do ery „chłopców znad granicy”?


- W ubiegłym roku Odra obchodziła 100-lecie i świętowaliśmy też 25-lecie zdobycia 3. miejsca w Polsce w pierwszym sezonie naszej gry w I lidze, jak wtedy nazywała się obecna ekstraklasa. Wiele razy zadawano mi więc wtedy pytanie o najszczęśliwszy dzień w moim życiu prezesa. Na ten jeden trudno się było zdecydować, bo było kilka niezapomnianych momentów. Choćby awans, bo jak się okazało, to był ten jedyny do tej pory awans Odry do najwyższej klasy rozgrywkowej i niestety nic nie zapowiada, że w najbliższym czasie może się powtórzyć. Był też pamiętny debiut w I lidze, 3. miejsce w Polsce, europejskie puchary. Jednak tamten awans w 1996 roku był szczególny, bo nie był poprzedzony wielkimi przygotowaniami organizacyjnymi czy wielkim wsparciem finansowym. To poszło z marszu, bo zebrała się dobra ekipa działaczy, trenerów oraz zawodników. Ta grupa dokonała sztuki, która autentycznie sprawiała nam radość i cieszyliśmy się z tego, że przez 14 lat graliśmy w elicie.


A co robi dzisiaj Ireneusz Serwotka?

- Nadal jestem aktywny społecznie. Jako radny wcześniej rady miasta Wodzisław Śląski, a od 2006 roku jako rady powiatu wodzisławskiego, ciągle funkcjonuję w polityce samorządowej. Z kolei zawodowo, wspólnie z małżonką funkcjonujemy w trudnej branży, jaką obecnie jest gastronomia. Nazywamy się nietypowo jak na restaurację, bo w szyldzie mamy „Piwiarnia Warka w Wodzisławiu Śląskim”. To miejsce do spędzenia czasu zarówno rodzinnego, jak i kibicowskiego. Przy wszystkich ważniejszych wydarzeniach otwieramy strefę kibica, ale także dbamy o to, żeby całe rodziny mogły u nas miło spędzić czas, więc zapraszam na Osiedle XXX-lecia. W tym samym miejscu jesteśmy od 17 lat.

Rozmawiał Jerzy Dusik