Sport

W takich momentach piłka sprawia mi ból

Z DRUGIEJ STRONY - Paweł Czado

Nie da się wskoczyć na szczyt od razu. Zarówno wtedy, gdy szanse są równe, czyli wszyscy konkurenci stoją na dole, pod górą, jak i wtedy, gdy niektórzy z nich dowożeni są helikopterem do ostatniego obozu przed atakiem szczytowym. Jak wiadomo, w wolnym świecie jest wolna wola i można kibicować komu się chce. Jakiś rodzaj diabelskiej inteligencji mają jednak ci, którzy dbają o to, żebyś kibicował komu chcesz, ale jednak w określonym zasięgu. W tym otwartym niby świecie coraz trudniej bowiem wejść na szczyt tym mniejszym i całkiem maluczkim. Ba, dziś to już całkowicie niemożliwe. Baśnią nie jest już oto historia o drużynie powszechnie niekojarzonej, która zdobywa europejski puchar. Dziś baśnią jest już ledwie historia o drużynie powszechnie niekojarzonej, która wdziera się do najlepszej szesnastki...

Świat jest już taki, że teraz wszystko wynika tylko i wyłącznie z pieniędzy. Wszystkie wartości na wszystkich polach są wyceniane. Jeśli zostaniesz dostrzeżony, jeśli jesteś przydatny jako zawodnik, jako trener, jako menedżer – zostaniesz wykupiony. Ambitne wartościowe małe projekty w razie „ufizycznienia się” i tak natychmiast, lub prawie natychmiast, przestaną istnieć: zostaną zwyczajnie rozkupione. Jeśli jesteś daleko w stawce futbolowej hierarchii, to tak naprawdę twój wysiłek sprowadzi się ostatecznie do większej lub mniejszej brzęczącej - lub raczej szeleszczącej - kupki. Rozmiar pieniądza ma decydujące znaczenie. To pieniądz stworzył najbardziej betonową hierarchię w dziejach piłki, nic innego. Jeśli wcześniej futbolowe lądy przesuwały się, były delikatne i żywe, wszystko mogło się zmienić, to teraz, gdy stwardniały – jest już za późno.

Jest już za późno, by jakakolwiek polska drużyna mogła cokolwiek zdziałać (przez ten termin rozumiem „zdobyć”) w europejskich pucharach. Kontynent stwardniał i hierarchia jest już nienaruszalna. Jak zawsze chodzi o wielkie pieniądze. Jesteśmy jednak częścią europejskiej wspólnoty, przepływ ludzi jest swobodny. Polska piłka klubowa się rozwija, wzbudza coraz większe zainteresowanie; oczywiście przede wszystkim – a właściwie tylko – polskich kibiców. Idzie za tym realna pieniężna siła, obiektywnie dla zwykłego śmiertelnika ogromna, choć oczywiście niemająca startu do zachodnich gigantów.

Polska liga jest już jednak na tyle atrakcyjna, że grają u nas nie tylko reprezentanci krajów o podobnej sile, ale nawet byli reprezentanci krajów z samego czuba, ba – mistrzowie świata. Oczywiście to mistrzowie kończący już – wolniej lub szybciej – karierę. Przez Lukasa Podolskiego przemawiał sentyment, ale Benjaminem Mendym, francuskim mistrzem świata z 2018 roku (postacią wtedy nie pierwszoplanową, ale wchodzącą z ławki), powodują już jedynie pieniądze. Mam przekonanie graniczące z pewnością, że nigdy wcześniej o Pogoni Szczecin nie słyszał. Kasa – to jest istotne. A jej rozmiar zależy nie tylko od talentu, ale i od momentu, w którym jesteś. Mendy obracał się w najwyższych sferach, dotknął przez chwilę szczytu, więc ciągle świetnie zarobi (choć już nie kosmicznie), będąc nawet w obozie I, albo już w dolinie - czyli w Polsce.

Niektórzy powiedzą, że takie transfery rozwijają polską ligę, dają jej rozpoznawalność. Moim zdaniem znaczenie terminu "rozpoznawalność" jest wyolbrzymione. W saudyjskim klubie Al-Nassr grają obecnie CR7, Joao Felix, mój ulubiony Sadio Mane, Aymeric Laporte albo Marcelo Brozovic. Byłem teraz na spacerze. Żadna z pięciu spotkanych po drodze osób nigdy nie słyszała o Al-Nassr. Fakt, że nie wszystkie słyszały o Arabii Saudyjskiej, to już inna sprawa...

Reasumując: nie wybijesz się na futbolowy szczyt w Polsce, nie osiągniesz go z polską drużyną. Najpierw musisz dać się wykupić. Uzmysławianie sobie tego za każdym razem jest z naszego punktu widzenia tak samo bolesne. Benjamin Mendy jest teraz w obozie I i już po zejściu ze szczytu. Gdyby Mendy dopiero nań się wspinał, nigdy do naszej ligi by nie przyszedł. Auć…