Tego nikt się nie spodziewał. Na trybunach w Arena Sosnowiec zjawiło się blisko tysiąc fanów z Filipin! Fot. Marcin Bulanda/PressFocus

W Sosnowcu jak w Manili

Wygraną z Filipinami nasza reprezentacja zakończyła przygotowania do turnieju kwalifikacji olimpijskich. W Sosnowcu gości dopingowało blisko tysiąc kibiców z Azji!

KOSZYKÓWKA

W 10 dni nasza reprezentacja rozegrała pięć meczów towarzyskich. Tempo niesamowite. Ten ostatni w Sosnowcu z Filipinami, które mogły uchodzić za najsłabszego rywala z całej piątki; w rankingu FIBA ten zespół zajmuje dopiero 37. miejsce na świecie (za Wybrzeżem Kości Słoniowej, Jordanią czy Libanem). Nie ma tam wielkich gwiazd, zdecydowana większość zawodników gra w lidze swojego kraju, a trzech graczy występuje w lidze japońskiej.

Ekipa Filipin pojawiła się w tej części Europy nieprzypadkowo. Podobnie jak Polacy przygotowuje się do kwalifikacji olimpijskich, swój turniej rozgrywać będzie od wtorku na Łotwie.

W drodze do Polski Filipińczycy rozegrali mecz towarzyski w Stambule z Turcją. Gospodarze wygrali, ale wcale nie poszło im łatwo (84:73). Nasz sztab wybrał na sparingpartnerów Filipińczyków, bo ich gra ma przypominać kadrę Bahamów, z którymi zagramy o punkty za kilka dni.

Asem Gilas (to przydomek kadry Filipin) okazał się Kai Sotto. 22-letni środkowy mierzy 221 centymetrów i pod koszem nasz zespół miał z nim naprawdę dużo problemów.

W Arenie Sosnowiec nie brakowało zaskoczeń. Na trybunach pojawiło się niespodziewanie wielu kibiców... z Filipin. Większość stanowili pracujący na Śląsku i w Zagłębiu imigranci. Byli kolorowo ubrani, mieli flagi, koszulki, tabliczki z napisami w swoim języku. Na 2500 widzów w hali Azjaci stanowili jedną trzecią! Każdej akcji gości towarzyszyła wrzawa, momentami przyjezdni mogli się czuć jak u siebie. Od pierwszego gwizdka grali jak natchnieni, a Polacy tym razem byli nieco przygaszeni. Nasz zespół nie radził sobie w obronie, ponadto sporo było pudeł w ataku. Po 9 minutach Filipiny niespodziewanie prowadziły już 23:14! Polacy w pierwszej kwarcie zebrali 6 piłek, podczas gdy rywale zbiórek mieli 16!

Według pierwotnej wersji w Sosnowcu miał nie grać Jeremy Sochan. Jednak gracz San Antonio Spurs chciał się pokazać publiczności i ostatecznie sztab dał na taki występ zielone światło. Nasz jedynak w NBA, zwłaszcza w drugiej kwarcie, kilka razy pokazał próbkę swoich umiejętności, zebrał sporo braw, a przede wszystkim pomógł w zmianie rezultatu. Polacy wygrali drugą kwartę 10 "oczkami". Poza Sochanem dobrze w tym okresie grali Mateusz Ponitka i Michał Sokołowski.

Cała druga połowa nadal była bardzo zacięta i wyrównana. Drużyna z Azji nieznacznie wygrała 3 kwartę i przed ostatnią częścią nasz zespół miał tylko dwa "oczka" przewagi.

Ale na 160 sekund przed końcem Polacy prowadzili już 10 punktami (82:72). Tim Cone, trener Filipińczyków, pokrzykiwał do swoich zawodników: "Głowy do góry i zacznijcie grać", "Nie możecie grać tak jak wy chcecie. Musimy grać na poziomie". Ambitni goście przy oszałamiającym dopingu swoich fanów zmniejszyli ostatecznie straty do 2 "oczek". Najlepszym zawodnikiem polskiej drużyny był tym razem Sokołowski, który zdobył 21 punktów, miał też 5 asyst, 4 przechwyty i 2 zbiórki. Wśród gości numerem jeden okazał się  Justin Brownlee (30 punktów, 3 zbiórki, 3 asysty, 2 przechwyty).

To był ostatni mecz biało-czerwonych przed turniejem w Walencji. W środę pierwsze spotkanie o punkty z Bahamami.

 

Polska - Filipiny 82:80 (16:23, 25:15, 17:18, 24:24)

POLSKA: Pluta 8 (2x3), Sochan 8, Ponitka 7 (1x3), Sokołowski 21 (3x3), Balcerowski 10 (1x3) - Milicić 5, Mazurczak 2, Dziewa 5 (1x3), Zyskowski 6 (2x3), Michalak 5 (1x3), Żołnierewicz, Nizioł 5. Trener Igor MILICIĆ.

(pp)