Dopóki istnieją matematyczne szanse, Łukasz Moneta będzie wierzył w utrzymanie. Fot. Marcin Bulanda/Press Focus


W Ruchu trzeba zasuwać

Łukasz Moneta w dosadnych słowach podkreślił, że dla niego walka o utrzymanie „Niebieskich” w ekstraklasie jeszcze się nie skończyła.

 

Nie tak sobie wyobrażaliśmy ten mecz pod kątem wyniku. Pod względem gry - już tak. Górnik nie stworzył wielu sytuacji, ale dwie wykorzystał i wygrał - streścił Wielkie Derby Śląska Łukasz Moneta, który jak pozostali chorzowianie był po spotkaniu mieszaniną smutku i frustracji. Po meczu tematem numer 1 była oczywiście dewastacja sektora gości przez chuliganów, jednak warto też zerknąć na sportowe aspekty, które jasno pokazują, że Ruch ma 6 punktów straty do bezpiecznego miejsca. Sytuacja jest o tyle nieciekawa, że w przypadku kolejnej bezpiecznej lokaty ta różnica wynosi już 9 „oczek”.

 

To ich nie rozproszyło

Nawet przedstawiciele Górnika (jak np. Lukas Podolski czy Jan Urban) podkreślali, że Ruch zagrał dobry mecz. Stwarzał sytuacje i nawet trafił na 1:0, lecz z powodu faulu Roberta Dadoka gol nie został uznany. - Myślę, że anulowana bramka nie miała na nas wpływu. Mecz z Piastem, gdzie nie wykorzystaliśmy karnego przy stanie 0:0, był podobny. Potem to my strzeliliśmy wtedy na 1:0, więc takie sytuacje nie mogą nas rozluźnić czy rozproszyć. W derbach niestety straciliśmy bramkę do szatni i po przerwie trzeba było gonić - ocenił Moneta. W drugiej połowie Ruch nie był już tak groźny jak w pierwszej, na co wpływ miało także zacieśnienie szyków przez Górnika. - Mnie w szatni nie było, ale trener na pewno nas motywował. Chłopaki też doskonale wiedzieli, że trzeba wyjść na drugą połowę i odwrócić wynik - powiedział wahadłowy, który pojawił się na murawie w 73 minucie. Wszedłby na nią szybciej, ale przez kilka minut stał przy linii bocznej razem z Miłoszem Kozakiem i... czekał, aż dym z rac zostanie wywiany ze stadionu. - Przymusowe przerwy nie wybijały nas z rytmu. Trener uczulał nas przed rozpoczęciem rundy, że musimy być odporni na takie rzeczy. Coś takiego nie ma prawa nas rozproszyć - powiedział „Monet”.

 

Dopóki matematyka pozwala

- Czujemy ogromny żal. Raz, że to były bardzo ważne dla nas derby, a dwa, że znowu uciekły nam punkty. Wiadomo, że musimy gonić pozostałe zespoły. Zostało 9 meczów i dopóki będzie istniała matematyczna szansa, będziemy walczyć do upadłego. Kolejny raz ogromne podziękowania dla wszystkich, którzy do końca nas wspierali. Jest nam przykro, ale musimy podnieść głowy i dalej walczyć, bo jeszcze jest wszystko do zrobienia. Granie przy takiej publiczności, na takim stadionie, przy takiej atmosferze to jest czysta przyjemność i życzyłbym każdemu, żeby mógł to przeżyć - przyznał 29-latek. 123. Wielkie Derby Śląska w „Kotle czarownic” oglądało 38106 kibiców, z czego prawie 36 tysięcy stanowili fani „Niebieskich”.

 

Nikt się nie położy

Moneta jest mocno związany z Ruchem. Choć ma pewne braki techniczne, nie można odmówić mu szybkości oraz wielkiego zaangażowania. Większość rundy jesiennej spędził poza kadrą pierwszego zespołu, gdyż latem dostał wolną rękę w poszukiwaniu klubu. Został, grał w rezerwach, a pod koniec kadencji trenera Jarosława Skrobacza został przywrócony do pierwszej drużyny. Pod nieobecność kontuzjowanego Tomasza Wójtowicza był podstawowym lewym wahadłowym. Grał w wielu pechowych spotkaniach, w których - jak w derbach z Górnikiem - Ruch powinien punktować lepiej, ale tego nie zrobił. - Te mecze już za nami, więc nie ma co do nich wracać. Wiemy doskonale, że zgubiliśmy w nich punkty. Tutaj nikt nie może się położyć. To jest Ruch i tutaj do końca trzeba zap... - nie gryzł się w język zawodnik. - Nieskuteczność boli. Bramki dają punkty, a gdy nie strzelamy, to nie przynosi nam efektów. Wszyscy doskonale wiemy, w jakim miejscu tabeli się znajdujemy. Szkoda poprzednich meczów, ale one już były i nic już nie zmienimy. Mamy teraz dwa tygodnie przerwy. Możemy popracować, dokręcić śrubę i tak jak mówiłem - tutaj nikt się nie położy i będzie walczyć do końca.


Piotr Tubacki