W przedsionku sławy
Rozmowa z Dariuszem Gęsiorem, trenerem reprezentacji U-17, srebrnym medalistą igrzysk w Barcelonie, 22-krotnym reprezentantem Polski, piłkarzem Ruchu, Widzewa, Pogoni, Amiki, Wisły Płock i Dyskobolii
– „Siedemnastka” i „dziewiętnastka” dopiero przeszły pierwszą rundę. W ostatnich trzech latach reprezentacja U-17 też zaliczała pierwszą i drugą rundę, aczkolwiek w tym roku z powodu zmiany systemu rozgrywek w mistrzostwach Europy zagra tylko osiem drużyn, a nie szesnaście, jak w ostatnich latach. Dlatego druga runda będzie bardzo trudna, bo tylko zwycięzcy siedmiu grup i Albania jako gospodarz, zagrają w finałach. Wcześniej 28 zespołów zostanie rozlosowanych do siedmiu czterozespołowych grup. Najważniejsze, że reprezentacja U-21 dostała się bezpośrednio do mistrzostw Europy i to jest duży sukces, a U-17 i U-19 muszą jeszcze poczekać do marca na drugą fazę eliminacji ME.
To, że mając już awans w kieszeni, w ostatnim meczu walczyliście do ostatniego gwizdka o remis ze Słowenią i w końcu dopięliście swego, strzelając gospodarzom turnieju wyrównującą bramkę (2:2), miało jeszcze jakiś kontekst oprócz sportowego?
– Ciekawostką jest fakt, że Słoweńcy strzelili bramkę na 2:1 w pierwszej minucie doliczonego czasu gry, a my się nie załamaliśmy. Ten remis dał nam pierwsze miejsce w grupie i szansę na lepsze rozstawienie przed losowaniem decydującej rundy kwalifikacji.
Jak wyglądać będzie rozstawienie i losowanie kolejnej fazy?
– Z jednej strony chcielibyśmy się znaleźć w pierwszym koszyku, bo teoretycznie nie wpadniemy na najmocniejszych, aczkolwiek to tak nie działa w naszym roczniku, bo już wiemy, że reprezentacje Niemiec i Holandii będą w trzecim lub czwartym koszyku, a w pierwszym Czesi, Chorwaci, więc nie ma znaczenia, w którym się znajdziemy. Trzeba w grupie wygrać tyle meczów, by mieć jak najwięcej punktów, bo tylko zwycięzcy awansują do finałów.
Zaczęliście turniej od rekordowego zwycięstwa 8:0 nad Armenią. Wygrał pan kiedyś tak wysoko jako zawodnik lub trener?
– Jeśli tak, to tylko na jakimś piknikowym meczu. Jako zawodnik nie miałem tej przyjemności, a prowadząc juniorskie reprezentacje, trzy lata temu wygraliśmy 6:0 z Mołdawią. A co do rozmiarów, to rywale później przegrali ze Słowenią tylko 0:1, a Gruzja wygrała z nimi 3:1, więc nie byli aż tak słabi, raczej my bardzo dobrze nastawieni. Stworzyliśmy w tym meczu sporo sytuacji, byliśmy skuteczni i to cieszy. Ale obojętnie z kim się dzisiaj gra o punkty, to jak się ustawią murem w polu karnym, to nie jest łatwo się przebić. Więc tym bardziej brawa dla chłopaków.
Jaki to jest rocznik?
– Jest paru zawodników, którzy o ile ich kontuzje nie dopadną, będą dobrymi graczami. Dobrze rokują, w piłce seniorskiej mogą dość daleko zajść. Zresztą niektórzy już mieli epizody w zespołach ekstraklasowych, inni grają na poziomie I, II i III ligi. Największym talentem jest Oskar Pietuszewski z Jagiellonii Białystok, który już wystąpił w Lidze Europy z Ajaxem. W tamtym roku grał z rocznikiem 2007, czyli starszym i dla mnie był najlepszym zawodnikiem rocznika, z którym grał w eliminacjach, a później w mistrzostwach Europy na Cyprze. U mnie akurat nie grał ani w eliminacjach, ani na turnieju Syrenki z powodu kontuzji.
Na juniorów zawsze patrzymy pod kątem pierwszej reprezentacji. Czy ma pan talenty, które tak się zapowiadają?
– To tak nie działa. W wieku 15, 16, czy 17 lat jest grupa chłopców, którzy wyróżniają się, aż trafiają do piłki seniorskiej. U innych najwyższa jakość piłkarska eksploduje później, a są i tacy, których w wieku seniorskim piłka z różnych względów po prostu przerasta. Z każdym jest inaczej, każdy ma inną formę indywidualnego rozwoju, inne predyspozycje. Akurat w roczniku 2008, którym się opiekuję, jest kilku chłopaków mających umiejętności i jeżeli będą dobrze prowadzeni, do tego obejdzie się bez kontuzji, to możemy liczyć, że będą robili różnicę, czyli dawali jakość na poziomie seniorskim.
Ostatnie sukcesy świadczą, że młodzież dogania Zachód. Pod kątem talentów jesteśmy już na podobnym poziomie?
– Za mało mamy jeszcze zawodników na poziomie reprezentacyjnym, natomiast idziemy do przodu. To widać po rezultatach, choć w piłce młodzieżowej wyniki traktowałbym z przymrużeniem oka. Z takimi zespołami jak Gruzja, którą mieliśmy w grupie, czy drużynami średniej klasy europejskiej potrafimy grać, strzelać im bramki i wygrywać. I tak się dzieje w każdej grupie wiekowej, natomiast podobnie jak w piłce seniorskiej są kraje trudne do pokonania. Niemcy, Holandia, Hiszpania czy Francja to jednak inna półka. Czasami ugramy korzystny wynik, natomiast jakość piłkarska po tamtej stronie jest zdecydowanie wyższa. Tam 15-16-latkowie kosztują 5,10 czy 15 milionów euro.
Z czego to wynika – złej pracy w klubach, akademiach, szkółkach piłkarskich?
– Nie chciałby mówić, że trenerzy źle pracują, bo jednak mamy utalentowaną młodzież, mamy jednostki trafiające później do dużego grania, ale faktem jest, że nie ma ich dużo. Za to wyjątki jak Robert Lewandowski czy Grzegorz Krychowiak, dobrze prowadzone, mające charakter, dochodzą do topowego poziomu.
Z czym macie najwięcej problemów, gdy zawodnicy pojawiają się pierwszy raz na kadrze? Koordynacja, ogólna sprawność, może szybkość, wytrzymałość, mentalność...
– Szybkość jest wrodzona, za bardzo nie można jej poprawić. Wytrzymałość można, ale ta sprawność ogólna jest podstawą i tu jest dużo do zrobienia. Chcielibyśmy, by sprawność od dziecka była na tyle dobra, żeby procentowała dla wszystkich dyscyplin sportowych, bo od tego się zaczyna. Później, na bazie tej sprawności, można rozwijać inne cechy. Im dziecko jest sprawniejsze, tym bardziej wytrzymałe, ma lepszą technikę. Te deficyty sprawności w początkowej fazie są największe, a wieku 17-18 lat trudno nadrobić braki i stracony czas.
Przy przejściu do piłki seniorskiej to już niemożliwe?
– Sprawność na tym etapie jest jednym z podstawowych elementów. Co za tym idzie – technika, opanowanie piłki, presja danego środowiska. Żądamy od trenerów, by w CLJ-otkach chłopcy grali agresywnie, intensywnie, dużo biegali bez piłki, pokazywali się, wychodzili na pozycje. By więcej trenowali, wymagania presji były wyższe, a niestety tak nie jest. Chcielibyśmy, by co najmniej co tydzień grali na takiej intensywności, jak w reprezentacji. Po wykresach z GPS-ów widać, że ci chłopcy w wieku 15-16 lat biegają tyle, ile w ekstraklasie i są w stanie to zrobić. Tylko żeby tak robić co tydzień, muszą mieć środowisko, które im to umożliwi.
A z tym różnie bywa.
– Pamiętam, jak jeszcze pracowałem w Ruchu Chorzów, gdy rocznik Mateusza Bogusza jako 11-latkowie pojechał na turniej do Krakowa, gdzie było sporo dobrych, zagranicznych drużyn, takich jak Juventus, Everton i Fulham. No i ci chłopcy po pierwszym meczu schodzą z boiska, idę do nich i pytam: „Jak tam?”. A oni do mnie: „Trenerze, jak oni zapier.....” i tak dalej. Więc oni to odczuli w wieku 11 lat, bo przeciwnik grał agresywnie, dużo biegał, szybko, bez kompleksów. Nie cofał się, tylko chciał odebrać piłkę wysoko, chciał pressować. Takie mecze często grane rozwijają.
Fizyczność się nie liczy?
– To nie dotyczy fizyczności, tylko grania pod presją – chodzi o technikę, czyli kontrolę piłki. Czy pod presją przeciwnika jestem w stanie ją utrzymać. Nie stracić jej, bo ktoś cię zestresował. Nasi juniorzy są zmotywowani, cieszą się z powołania. Widać, że chcą. Są ambitni.
Czyli nie ma jeszcze problemów dorosłej piłki?
– W tym wieku jeszcze cieszą się piłką. Wiedzą, że wymagania są od nich większe, a przeciwnicy mają wyższe umiejętności, są mocniejsi niż koledzy w klubach. Wiedzą, że to jest dopiero przedsionek przed seniorskimi osiągnięciami. Mają świadomość, że grając dobrze w reprezentacji, kluby się nimi zainteresują. Chcą się więc pokazać, a czy wyjdzie, to czas pokaże. Jeśli natomiast pojawiają się i przyjeżdżają na kadrę zawodnicy, bo i tacy się zdarzają, którzy myślą, że już nie muszą się starać, takich szybko skreślamy.
Pojawiło się ostatnio sporo ciekawych chłopaków, którzy w swoich klubach wiele znaczą. Grają nie dlatego, że mają status młodzieżowca, tylko po prostu są lepsi niż seniorzy. Przykład chwalonego w ostatniej kolejce Antoniego Kozubala z Lecha Poznań jest idealny.
– Antek akurat u mnie debiutował w reprezentacji U-16. To był chłopak, u którego widać było potencjał. Był jednym z wyróżniających się zawodników. Rzucała się w oczy intensywność grania, bieganie. Idzie w dobrym kierunku, szybko się rozwija.
Czyli nie jest tak, że nad Wisłą nic się dobrego nie dzieje?
– Nie mamy kompleksów. Nasza praca w PZPN-ie polega przede wszystkim na weryfikacji najlepszych. Mamy system skautingu, który zbiera informacje, opinie o dobrze rokujących chłopakach, którzy mają 10-11 lat. Te dzieci dwa-trzy razy w roku jeżdżą na obozy organizowane przez PZPN. Są kontrolowani, oceniani, weryfikowani. Rozmawiamy z klubami, rodzicami. Ale jak już wspominałem, jest jeszcze sporo do zrobienia w klubach. Są stoperzy, którzy nie potrafią grać głową. Są skrzydłowi, którzy nie potrafią wrzucać, centrować. Są napastnicy, którzy nie potrafią strzelać na bramkę, ustawiać się w polu karnym. My to widzimy, a to powinny widzieć też kluby. Tłumaczymy, nad czym muszą pracować, bo to im pomoże, kiedy trafią do piłki seniorskiej. Będą musieli wykonać przerzuty, dośrodkowania, oddać strzały. Jeśli okaże się, że robią to tylko od czasu do czasu, to od razu zredukują swoje szanse. W grze te niedostatki zwykle umykają, natomiast w działaniach indywidualnych braki od razu wychodzą na jaw.
Rozmawiał Zbigniew Cieńciała
Trener Dariusz Gęsior. Fot. Łukasz Sobala/PressFocus