Zac Cuthbertson był najskuteczniejszym zawodnikiem Kinga w czwartym meczu finału. Amerykanin zdobywał ważne punkty w końcówce. Fot. PAP


W poniedziałek akt ostatni?

Po wygranej w czwartym meczu King Szczecin jest o krok od ponownego zdobycia tytułu mistrza Polski.


ORLEN BASKET LIGA

Szczecinianie w stu procentach wykonali zadanie. Wygrali dwa mecze we własnej hali i brakuje im już tylko jednego zwycięstwa do zdobycia złota. W piątkowym spotkaniu nie było tak łatwo jak dwa dni wcześniej. Tym razem Trefl się postawił. Przypomnijmy, że w środę sopocianie w połowie meczu mieli na koncie ledwie 22 punkty. Teraz był to ich dorobek już po pierwszej kwarcie. Do przerwy prowadzili jednym oczkiem. Różnica mogła być znacznie wyższa, ale nie wykorzystali do przerwy aż 10 osobistych (9 z 19 z linii)! - O wyniku przesądziła właśnie końcówka drugiej kwarty. Nie trafiliśmy wtedy 5 czy 6 osobistych. I zamiast kończyć połowę z wynikiem plus 6 czy plus 7 byliśmy tylko na plus 1. Mogliśmy w dobrych nastrojach zejść do szatni, a tak kończyliśmy w beznadziejnych, bo mimo że prowadziliśmy jednym punktem, to wszyscy czuli, że daliśmy ciała - oceniał po spotkaniu Jakub Schenk, rozgrywający Trefla.

Po raz kolejny w tej serii "Wilki morskie" po wyjściu z szatni na drugą połowę zaskoczyły Trefla. Gospodarze zaczęli od serii 8:0, objęli prowadzenie, którego nie oddali już do końca. W 27 minucie mieli 10 oczek przewagi. - Nie wiem, co się dzieje, ale początek trzeciej kwarty po raz kolejny był dla Kinga. Wychodzą i nas biją. I tak było w trzech na cztery spotkania finałowe. A potem musimy gonić - tłumaczył Schenk.

30-letni rozgrywający w czwartej kwarcie toczył niemal samotną walkę z zawodnikami gospodarzy. Dwoił się i troił - rozgrywał, podawał i przede wszystkim rzucał. Zdobył w tej części aż 16 punktów i to głównie jego zasługa, że 130 sekund przed końcem Trefl miał tylko 3 punkty straty (70:73). Sopocianie więcej jednak nie dali rady - w końcówce popełnili sporo błędów, a doświadczeni gospodarze z zimną krwią to wykorzystali. - Kluczem była fizyczna walka, agresywność w grze. To widać np. po 4 przechwytach Morrisa czy 12 zbiórkach Kysera. Ale i rozłożenie punktów po naszej stronie świadczy jak dobrze zagraliśmy zespołowo - wyliczał trener Kinga Arkadiusz Miłoszewski.

Piąty mecz serii zostanie rozegrany w poniedziałek o godz. 20.00 w Sopocie. Czy szczecinianie już w hali rywala będą świętowali zdobycie tytułu? - Będzie trudno, ale tak jest w każdym spotkaniu. Trefl będzie przygotowany do bicia się z nami. Pewnie nie będzie chciał, byśmy cieszyli się ze złotych medali na jego parkiecie, a my nie będziemy chcieli przedłużać tej serii - mówił Morris Udeze, skrzydłowy Kinga.

 

King Szczecin - Trefl Sopot 81:76 (23:22, 12:14, 26:15, 20:25)

Stan rywalizacji: 3:1 (do 4 zwycięstw)

SZCZECIN: Mazurczak 7, Woodson 8 (2x3), Cuthbertson 15 (1x3), Borowski 2, Udeze 8 - Mobley 8 (2x3), Kyser 8, Nowakowski 9 (3x3), Żołnierewicz 11 (1x3), Meier 5 (1x3). Trener Arkadiusz MIŁOSZEWSKI.

SOPOT: Best 5 (1x3), Scruggs 11 (1x3), Zyskowski 7 (1x3), van Vliet 6 (1x3), Groselle 14 - Varadi 3 (1x3), Schenk 23 (4x3), Witliński 7, Barnes. Trener Żan TABAK.

(pp)