W piłce nie ma cudów
Druga część rozmowy z Henrykiem Kasperczakiem, byłym reprezentantem Polski, medalistą mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich, byłym selekcjonerem reprezentacji Wybrzeża Kości Słoniowej, Tunezji, Mali, Senegalu i Maroka
– W życiu zawsze trzeba być optymistą, ale trzeba też realnie podejść do wszystkiego i powiedzieć sobie wprost, że nie będzie łatwo. Gra z wszystkimi zespołami to w tej chwili wyzwanie. Z tej czołówki wypadliśmy i to na pewno nie napawa optymizmem. Trzeba wszystko przeanalizować i dotyczy to nie tylko sztabu szkoleniowego, ale też osób będących w futbolu. Trzeba się zastanowić, jak sprawić, żeby było lepiej. Mamy wymagających i jednych z lepszych kibiców na świecie, ale trzeba im dać satysfakcję, musi być zaangażowanie i danie z siebie wszystkiego. Zaczynamy krytykować i już są głosy, że jak nie pójdzie w eliminacjach, to Probierz do zwolnienia.
Jak pan na to patrzy?
– Na Zachodzie podchodzi się do tego pragmatycznie – podpisuje się kontrakt, żeby osiągnąć jakiś cel, a jak nie, to do widzenia. U nas natomiast martwimy się, co będzie. Podpisał kontrakt, ale nikt nie wie, jaka ta umowa jest. Teraz mówi się, że do mistrzostw, ale tutaj wiadomo, że wszystko dynamicznie się zmienia. Na teraz sytuacja reprezentacji jest bardzo trudna, bo jest wiele zawirowań wokół niej i zmian. Jest nowa generacja piłkarzy i zastanawiamy się, co ona pokaże, ale jak się patrzy, to wszystko nie napawa optymizmem. Brakuje nam jakości, która jest potrzebna do osiągania dobrych wyników i to szczególnie w rywalizacji z tymi średniakami. Widzimy, jak nam jest trudno w konfrontacji z tymi drużynami, żeby wspomnieć nasze niedawne mecze z Albanią czy Mołdawią. Te zespoły robią postępy, a my nie. Tutaj postawiłbym znak zapytania, dlaczego tak jest? Dlaczego my tych postępów nie robimy? Mamy problemy nawet z tymi drużynami niżej notowanymi, to na pewno martwi.
Gdzie szukać wytłumaczenia naszych piłkarskich problemów?
– Trzeba przede wszystkim powiedzieć, że my na taką zmianę, jaka ma miejsce w naszej reprezentacji, nie byliśmy przygotowani. Nie można budować zespołu w ten sposób, że wprowadza się aż tylu nowych graczy. Przy innych drużynach jest jakaś baza zawodników, młodych, utalentowanych, stopniowo się ich wprowadza. Tymczasem u nas z potrzeby chwili tacy zawodnicy od razu rzucani są na głęboką wodę. Na dodatek nie zawsze grają w swoich klubach. Zagrają jeden, dwa dobre mecze i już są kreowani na nie wiadomo kogo, na jakieś gwiazdy. Nie tędy droga! Tak nie jest, bo tutaj potrzeba czasu, potrzeba pokazania się i udowodnienia swojej przydatności. Jak byłem selekcjonerem, to stawiałem na grupę 13-14 graczy, a reszta pomalutku była wpuszczana, że jak będzie zmiana, to żeby było na czym budować. A tutaj Probierz trochę został wsadzony na konia i wymagamy cudów. W piłce nie ma cudów. Są za to wyniki z dobrymi zawodnikami. My, trenerzy, pomagamy zawodnikom, a nie odwrotnie. Muszą być piłkarze, a jak ich nie ma, to trudno wymagać od trenera. W klubach jeszcze gorzej, bo przychodzisz i masz takich, a nie innych graczy, a w reprezentacji możesz jeszcze wybrać. A kogo tutaj wybrać? Ilość nie wchodzi w grę, bo w ilości wyboru piłkarzy jesteśmy limitowani, jak mamy ich 25, to ciężko coś zrobić. Inaczej jak ma się 60, jak we Francji, Hiszpanii czy innych krajach. Te drużyny, które nam uciekły, mają ilość i jakość, a potem trener to sobie może zmieniać, jak przykładowo Deschamps. Proszę popatrzeć jak we Francji ci starsi zawodnicy odchodzą, a przecież mogliby jeszcze grać. Zwalniają jednak miejsce młodszym, samemu koncentrując się już na klubie. My się natomiast cały czas modlimy, żeby Lewandowski został. To wszystko inne podejście, inna polityka, inna struktura działania, a do tego oczywiście finanse.
Mimo wszystko jakieś światełko, jeśli chodzi o reprezentację Polski, w nowym roku pan dostrzega?
– Czasu trochę minie – może przy okazji jakiś wynik się pojawi – ale cudów nie ma i nie będzie. Jest przecież tyle meczów dla reprezentacji, że można się pokazać. Myślę, że jest to lepiej zorganizowane, niż było przed laty, gdzie były mecze towarzyskie, a teraz takich meczów o nic już nie ma. Wszystkie federacje muszą grać o coś. To podnosi poziom gry w innych krajach. Jak patrzę na innych, na tych którzy, mają wyniki, to podstawa jest jedna: to szkolenie zawodników u siebie, podkreślę – u siebie w domu. Brazylijczyków nie szkoli się gdzie indziej niż w Brazylii, a dopiero potem oni wyjeżdżają. U nas? Sprowadza się zagranicznych średniaków i jaka jest różnica między nimi a słabymi polskimi zawodnikami? Moim zdaniem nie ma żadnej różnicy. To wszystko połączony mechanizm, a pieniędzy brakuje, bo sponsorów mało i nie ma skąd wziąć kasy.
Co w tej chwili słychać u trenera Kasperczaka?
– Jest dużo lepiej, po wypadku i złamaniu, choć rehabilitację cały czas przechodzę (Henryk Kasperczak uległ wypadkowi u siebie we Francji w czerwcu 2023 – przyp. red.). Lata robią swoje. Chodzę normalnie, choć czasami po wchodzeniu po schodach są jeszcze problemy. Normalnie jednak funkcjonuję, oglądam też oczywiście piłkarskie mecze we Francji i na bieżąco jestem z tym, co dzieje się w piłce.
Rozmawiał Michał Zichlarz
* pierwsza część wywiadu z trenerem Henrykiem Kasperczakiem ukazała się 2 stycznia