Jarosław Skorbacz chce zbudować drużynę, która w nowym sezonie wróci do 1. ligi. Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus


W każdym meczu o zwycięstwo

Rozmowa z Jarosławem Skrobaczem, trenerem Podbeskidzia Bielsko-Biała


Po ostatnim meczu na pytanie, czy jest pan przekonany do projektu Podbeskidzia w 2. lidze, odpowiedział pan „pomidor”. O pana odejściu jednak nie słychać...

- W każdym miejscu pracy, tak samo w klubie, wszystkie strony muszą czegoś chcieć. Wtedy jest realna szansa, że to co się planuje, ma rację powodzenia. Po meczu w Lublinie byłem jeszcze przed spotkaniem z prezesem, doszło do niego w poniedziałek, rozmawialiśmy cztery godziny. Musimy opierać swoje działania na możliwościach, które określają właściciele i od tego uzależniałem dalszą współpracę. Wiele się wyjaśniło, pewne sprawy zostały dobrze ukierunkowane. Trzeba zakasać rękawy i robić wszystko, by klub odbudować.


Przejmuje pan obowiązki dyrektora sportowego?

- Dyrektor sportowy ma ogromny zakres zadań i są to nie tylko sprawy transferowe. Podbeskidzie dziś nie ma czasu ani możliwości, by nad każdą kandydaturą siadało 10 osób i wyrażało swoją opinię. Jesteśmy uzależnieni od rynku i finansów. Czeka nas bardzo trudne zadanie, by skompletować zespół, o jakim myślmy. Będzie o to trudno, bo pewnych rzeczy nie przeskoczymy. Nie zbudujemy zespołu marzeń, ale jest szansa stworzyć coś dobrego. Pamiętajmy, że budowa zespołu to zazwyczaj 2-3 okienka transferowe. Zwykło się mówić, że jak połowa transferów jest udana, to okienko jest dobre i się je chwali. Wykonujemy teraz dużo pracy, dzwonimy, rozmawiamy z trenerami, zawodnikami, z którymi grali piłkarze, o których myślimy. Wyciągamy wnioski, nie tylko te sportowe, bo do tego są narzędzia; można usiąść przed komputerem i wszystko oglądnąć. My sprawdzamy też cechy charakteru, jak piłkarz funkcjonuje w szatni, czy jest profesjonalistą. Pomagają w tym Michał Miąc i Kamil Binda. Dużo złego w kontekście poszukiwania piłkarzy wywołały artykuły na przykład na portalu „Weszło”. Te publikacje były inspirowane przez ludzi krzyczących, że chcą pomóc Podbeskidziu, a w rzeczywistości krzywdzili w ten sposób klub. Przy każdej rozmowie, czy to z agentami, czy to piłkarzami jest nawiązywanie do nich; pojawiają się różne pytania.


Paweł Czajkowski z Raduni Stężyca to pierwszy ruch transferowy Jarosława Skrobacza?

- Wszyscy piłkarze, którzy pojawiają się w Podbeskidziu, będą musieli zostać zaakceptowani przez sztab. Nie ma innej możliwości. Analizujemy zawodników w większym gronie, wspólnie oceniamy te kandydatury, ale jeśli wiemy, że to nie ten profil, to odrzucamy.


Ile transferów planowanych jest latem?

- Musimy mieć w kadrze 5-6 młodzieżowców, a w tym momencie jest Radosław Zając i Michał Willmann. Jestem w stałym kontakcie z Darkiem Kołodziej i Łukaszem Rozmusem, bo przyglądamy się i mieliśmy na treningach kilku utalentowanych piłkarzy z akademii, ale to zawodnicy z roczników 2006 i 2007. Na pewno wróci bramkarz Szymon Brańczyk, który sprawdził się na wypożyczeniu w 3. lidze (Wiślanie Jaśkowice - przyp. red.), ponadto chcielibyśmy pozyskać młodzieżowców już ogranych na poziomie drugoligowym. Chciałbym w każdym spotkaniu grać 3-4 takimi zawodnikami, bo świadczyłoby to, że grają nie tylko ze względu na wymogi regulaminowe (w 2. lidze jednocześnie musi grać co najmniej dwóch młodzieżowców - przyp. red.), ale dlatego że są lepsi i wygrywają rywalizację. Do tego musimy pozyskać jeszcze 12-13 piłkarzy. Ten wybór musi być zbilansowany, szukamy piłkarzy uniwersalnych. Otrzymałem także zadanie od prezesa, by średnia wieku zespołu była niższa, co nie oznacza, że nie sięgniemy po kilku doświadczonych zawodników. Celujemy w piłkarzy ogranych co najmniej na poziomie drugoligowym, wyróżniających się w swoich klubach, którzy rozegrali co najmniej 75% minut w poprzednim sezonie, bo to oznacza, że kontuzje ich omijają i są w dobrej dyspozycji fizycznej. To w jakimś stopniu ograniczy nam ryzyko błędu. Będę chciał unikać eksperymentów i sprowadzania „piłkarzy z nazwiskiem”, którzy ostatnie pół roku nie grali, ale nie wykluczam, że i takim damy szansę się odbudować.


Pewnie żadnych nazwisk pan nie zdradzi, ale jaki profil zawodników jest poszukiwany?

- Osoby, które obserwują moją pracę, wiedzą, że preferowanym ustawieniem jest 1-3-4-3. Z tym, że wszystko fajnie się mówi i planuje, ale taktykę dobieramy do tego, czym dysponujemy i jakich piłkarzy uda nam się finalnie pozyskać. Czy będą to piłkarze jednowymiarowi, czy bardziej uniwersalni, którzy będą mogli swobodniej poruszać się w różnych ustawieniach. Na pewno będziemy wymagać większej intensywności niż pokazywaliśmy w meczach wiosennych. Chcąc grać agresywnie, wysokim pressingiem, zmiennym rytmem, a czasami się cofnąć, będziemy musieli potrafić umiejętnie rozłożyć siły, ale także je mieć. Musimy być przygotowani do takiej gry. Obserwując i analizując nasze spotkania, doszliśmy do pewnych wniosków. Sucha statystyka - wiosną największy dystans przebiegliśmy w meczach z Lechią, Termalicą i Arką.


Czyli w tych, w których albo punktowaliście, albo byliście blisko, jak z liderem.

- W meczu z Arką zespół przebiegł 119 km, a z Chrobrym tylko 98. Proszę sobie to porównać z obrazem meczu, tempem gry. To są „suche” dane z GPS. Spotkania, gdzie nasza intensywność była najwyższa, były naszymi najlepszymi w rej rundzie. Po moim przyjściu do klubu próbowaliśmy zwiększyć intensywność, potem w mikrocyklach odpoczywaliśmy, szukaliśmy zawodnikom pułapów, na jakich zakresach powinni pracować, ale to było trudne. Oprócz mentalu, o którym tak dużo się mówi - bo jak coś nam nie wychodzi, to jesteśmy zdemotywowani - dochodzi jeszcze fizyczność. Ona w naszym przypadku była falująca. Co kilka spotkań potrafiliśmy wyglądać dobrze, zadowalająco, a potem były takie mecze, że było w tym zakresie sporo do życzenia. Dobierając piłkarzy, sprawdzamy te parametry. Badamy chociażby intensywność, bo 2. liga jest wymagająca. O ile będziemy mieli sporo różnic w umiejętnościach czy zaawansowaniu techniczno-taktycznym, to motorycznie wszyscy będą dobrze przygotowani. Nie możemy poprzez wybieganie czy ambicję odstawać od reszty.


Klub ogłosił odejście 11 piłkarzy. Żadnego z nich nie chcieliście zatrzymać?

- Ogłoszona lista obejmowała piłkarzy, którym kończą się kontrakty. Z niektórymi próbowaliśmy negocjować, wiążąc dalszą przyszłość, ale różnie te rozmowy wyglądały. Nie można się dziwić, że jak ktoś ma lepszą propozycję finansową, to z niej korzysta. Niektórzy takiej propozycji z naszej strony nie dostali. Mamy w zespole także piłkarzy z ważnymi umowami, którzy mogą odejść w trakcie letniego okienka. Nie będziemy nikogo na siłę zatrzymywać.


Jako pierwszy odszedł kapitan. Daniel Mikołajewski związał się z Wieczystą Kraków, czyli beniaminkiem, rywalem Podbeskidzia. Widział go pan w zespole?

- Podejrzewam, że temat Daniela wywołuje większe emocje, bo jest wychowankiem klubu i te oczekiwania nie do końca wobec niego muszą być sprawiedliwe. Musimy pamiętać, że życie piłkarze jest krótkie. Jeśli ktoś spojrzy na to uczciwie, to czasem jedna kontuzja potrafi wyeliminować z gry. Dlatego trzeba też patrzeć na walor finansowy. Daniel dostał propozycję z Wieczystej, a jej możliwości finansowe są kilku, jeśli nie kilkukrotnie wyższe niż nasze. To była decyzja zawodnika. Mnie bardzo dobrze się współpracowało z Danielem. To piłkarz, który chciał bardzo mocno nam pomóc i nigdy się nie oszczędzał.


Ważne umowy mają Maksymilian Sitek i Bartosz Bida. Oni zostają w klubie?

- Na ten moment obaj mają rozpocząć z nami przygotowania.


8 mln złotych - tyle ma wynieść budżet spółki w przyszłym sezonie. Można szacować, że na drugoligową drużynę trafi kwota nawet 6 milionów. To dużo czy mało?

- Na pewno będzie sporo zespołów z większym budżetem. W tym kontekście mówi się o wspomnianej Wieczystej czy Zagłębiu Sosnowiec, które ma mieć budżet na podobnym poziomie jak w 1. lidze. Nie wiadomo co będzie działo się w Resovii, ale znajdziemy jeszcze kilka klubów, które będą miały porównywalne finanse. Nasz budżet to przyzwoite pieniądze, które pozwalają nam stworzyć zespół walczący o najwyższe cele. Je trzeba sobie wyznaczać i tym najwyższym jest oczywiście awans, najlepiej bezpośredni, by uniknąć nerwów. Nawet jeśli cele nie zostaną mocno wyartykułowane na zewnątrz, to w każdym meczu musimy grać o zwycięstwo. Wiem, że podobne plany będzie miało kilka innych drużyn...

Rozmawiał GRU