W Hiszpanii kochamy futbol
Rozmowa z Borją Galanem, piłkarzem GKS-u Katowice
- Byłem bardzo młody, gdy zacząłem interesować się futbolem. Moim pierwsze wspomnieniem z nim związanym jest mecz mojego taty, który oglądałem z trybun. Zapamiętam jedną rzecz – rzut wolny. Byłem bardzo ciekawy, dlaczego zawodnicy stoją w murze. To był moment, kiedy moja piłkarska podróż się zaczęła. Przez całe dzieciństwo miałem piłkę przy nodze – w trakcie szkoły, po szkole… wszędzie i zawsze. Grałem na ogródku naszego rodzinnego domu i niszczyłem wszystkie kwiaty mojej mamy. Później przenieśliśmy się z rodziną na moment do Stanów Zjednoczonych. Tam grałem w „soccer”, więc pasja nie zanikła. Kiedy wróciliśmy do Hiszpanii, miałem osiem lat i zacząłem grać w akademii Atletico Madryt.
Jak wiele czasu poświęcał pan na grę w piłkę, gdy był pan dzieckiem?
- 4-5 godzin każdego dnia. Jak wspomniałem, grałem na przerwach w szkole, po południu czy będąc w domu.
Czy sądzi pan, że ilość spędzonych godzin z piłką przy nodze w czasie wolnym jako dziecko ma wpływ na umiejętności techniczne zawodnika?
- Oczywiście! Teraz, gdy jest się zawodnikiem w profesjonalnej akademii, każdy uczy się tego samego. To oczywiście ma swoje plusy, bo trzeba zrozumieć podstawy gry. Ale jeśli gra się na przykład w parku, a nie na profesjonalnej murawie, można nauczyć się indywidualnych umiejętności, poczuć wolność z piłką przy nodze. W takich warunkach nie tylko trzeba dryblować inne dzieci, ale także przypadkowych przechodniów lub drzewa! To zabawa, ale ona uczy dzieci improwizacji z futbolówką, bez potrzeby myślenia o tym.
Wszyscy w Hiszpanii kochają futbol?
- Każdy mały chłopiec i każda mała dziewczynka gra w piłkę. Gramy zawsze, w każdej sytuacji. Jeśli pojedzie się do Hiszpanii, zobaczy się mnóstwo dzieci, które grają w piłkę na ulicy, w parkach, wszędzie.
A jak wygląda szkolenie w profesjonalnych akademiach piłkarskich?
- Przez pierwsze lata nauki, gdy dzieci mają 9-10 lat, treningi skupione są na czerpaniu przyjemności z gry, na zabawie i polepszaniu umiejętności technicznych. To też okres na zrozumienie wartości, odpowiedzialności, szacunku i pracy zespołowej. Najważniejsze jest jednak to, że po prostu gramy w piłkę, czerpiąc z tego radość. Oczywiście w akademiach jest to trochę bardziej poważne niż na podwórkach, ale na wczesnym etapie rozwoju zawodnika nie ma miejsca na przygotowania taktyczne. Te dodawane są do treningów później, gdy zawodnicy są starsi.
Gdy hiszpańscy zawodnicy pojawiają się w PKO BP Ekstraklasie, możemy zauważyć, że mają umiejętności techniczne na wysokim poziomie i pewność siebie. Pan nie boi się strzelić z dystansu czy wejść w drybling. Skąd się to bierze?
- Dla mnie powodem jest to, o czym do tej pory rozmawialiśmy. Odkąd byłem dzieckiem, każdy trening odbywałem z piłką. Gry na posiadanie, małe gry, treningi strzeleckie i drybling… Gdy jest się dzieckiem, łatwo przyswaja się wszystkie umiejętności i procentuje to w przyszłości. Trening z piłką na wczesnym etapie kariery jest kluczowy, bo to jest podstawa dla każdego piłkarza. Podobnie jest z nauką języków. Łatwiej jest „łapać” różne języki obce, gdy jest się dzieckiem niż gdy jest się w wieku 20-30 lat. Nauczyłem się angielskiego, gdy byłem młody i było to dla mnie łatwe. Nawet nie pamiętam tego procesu. Teraz staram się nauczyć polskiego i jest to trudne. W futbolu widzimy dokładnie to samo. Najlepszym momentem na naukę indywidualnych umiejętności jest dzieciństwo. To sprawy, które stają się ważne później, nawet gdy przychodzi do bardziej taktycznego myślenia o piłce nożnej.
Hiszpan Borja Galan w Polsce gra już dwa lata. Fot. PressFocus
Zauważa pan, że Polacy traktują futbol nieco inaczej niż Hiszpanie?
- Będąc w Polsce, nie widzę wielu dzieci grających na podwórkach. Teraz dzieci kochają gry wideo i wolą to od wychodzenia na dwór, żeby pograć w piłkę. Mamy inne czasy. 20 lat temu może miałem PlayStation 2, ale nie miałem Facebooka, Instagrama i innych social mediów. Nie miałem nawet telefonu, dopóki nie ukończyłem 17. roku życia! Do tego czasu moją jedyną rozrywką była piłka nożna. W akademii robiłem to, co mówili mi trenerzy. A później, po treningach, grałem w piłkę godzinami. Będąc dzieckiem, ma się nieskończone pokłady energii i wykorzystywałem to. I przede wszystkim robiłem to, bo to kochałem! Nikt nie musiał mi mówić, żebym wyszedł na dwór się pobawić. Było odwrotnie. Mama zmuszała mnie do tego, żebym wrócił do domu na obiad!
Jak pan myśli, dlaczego w Polsce nie widać wielu dzieci grających na podwórkach w piłkę? Chyba nie chodzi tylko o gry wideo?
- Inna jest też kultura. Ponadto od listopada do marca trudno jest w Polsce grać w piłkę na dworze. To dość ważne – w Polsce nie da się grać w krótkim rękawku w zimę. Zrozumiałem to, gdy dołączyłem do Odry Opole w 2023 roku. Był styczeń i wokół mnie było pełno śniegu. Treningi musieliśmy odbywać na sztucznej murawie… Później zauważyłem, że była godzina 15.00, a za oknem już było ciemno. Pytałem sam siebie: „gdzie jest słońce?”. Lekarz w Odrze powiedział mi, że zimą muszę brać witaminę D! Początkowo myślałem, że sobie ze mnie żartuje! W Hiszpanii prawie zawsze jest słonecznie. Podobnie jak w Brazylii. Tam ludzie też kochają futbol i grają nawet więcej od Hiszpanów – na plaży, na ulicy, wszędzie. Dlatego są tak dobrzy technicznie.
Ma pan poczucie, że podstawą świetnej kondycji hiszpańskiego futbolu są młodzi piłkarze z lokalnych akademii?
- Czołowe zespoły, jak Atletico, Barcelona czy Real Madryt, mają świetne akademie. Ale tak naprawdę wszędzie w Hiszpanii każdy mały klub korzysta z zawodników wychowanych w swojej akademii. Grałem na przykład w Deportivo La Coruna – teraz w zespole jest 2-3 świetnych piłkarzy, którzy dorastali w akademii. Jednym z nich jest Yeremay Hernandez, który pewnego dnia będzie genialnym piłkarzem. Innym przykładem jest David Mella. To przyszłość futbolu! Można kupować zawodników z innych krajów, najlepszych obcokrajowców, ale trzon drużyny musi być zbudowany z zawodników lokalnych, z piłkarzy z akademii. Popatrzmy na Barcelonę – w ich składzie znajduje się mnóstwo piłkarzy z akademii La Masia. Wokół nich grają gwiazdy, jak Robert Lewandowski, Raphinha czy Ronald Araujo. Drużyna idealna powinna być zbudowana w 60-70 procentach z piłkarzy lokalnych. To daje obcokrajowcom możliwość zrozumienia klubu. W GKS-ie Katowice mamy właśnie taką strukturę. Ja, Marten Kuusk i Adam Zrelak jesteśmy jedynymi obcokrajowcami w drużynie. W tym zespole mogę zrozumieć, co naprawdę znaczy gra w Katowicach. Widzę, jak polscy piłkarze kochają GKS. Jako zawodnik zagraniczny musiałem się tu zaadaptować. Nie mogę od nikogo oczekiwać, że ktoś dostosuje się do mnie. To ja muszę wykonać ciężką pracę adaptacyjną, bo jestem w jednej szatni z zawodnikami, którzy włożyli całe serce w to, żeby GKS Katowice był w ekstraklasie.
W Hiszpanii to dość naturalne, że większość zespołów oparta jest na zawodnikach krajowych. Wspomniał pan o Barcelonie, ale innymi doskonałymi przykładami są Real Sociedad, Athletic Bilbao czy Villarreal.
- To jednak nie tylko cecha charakterystyczna La Ligi. Zobaczmy na inną topową ligę, angielską. Przyjęło się, że angielski zawodnik gra w Premier League. Jest właściwie tylko kilku topowych Anglików, którzy wyjechali grać do innych krajów, np. Conor Gallagher w Atletico. W Hiszpanii też cenimy piłkarzy lokalnych. Oni są doceniani. Posiadanie wielu zawodników krajowych jest dobre dla fanów, ale także dla klubu. To właśnie oni znają kulturę, język i łatwo zauważają emocje innych ludzi z otoczenia klubu.
Hiszpania jest krajem, który ma wyspy. Dla mnie to dość imponujące, że np. na Wyspach Kanaryjskich, które geograficznie są bliżej Afryki niż Europy, rodzą się świetni piłkarze, jak np. Pedri, który teraz gra w Barcelonie, a urodził się na Teneryfie.
- Jeśli spojrzy się na wszystkich zawodników z Hiszpanii, to właśnie ci z Wysp Kanaryjskich są najlepsi pod względem technicznym. To jest związane z tym, o czym już mówiliśmy – przez 12 miesięcy mają fantastyczną pogodę. Mogą grać w piłkę w wolnym czasie przez cały rok! A do gry używają także plaż, a tam można jeszcze polepszyć swoje umiejętności. Piłka jest w powietrzu prawie cały czas, a do tego trzeba przewidywać, gdzie odbije się po kontakcie z piaskiem.
Przez ostatnie 20 lat hiszpański futbol osiągnął wiele. Reprezentacja trzy razy wygrywała na Euro i raz mistrzostwa świata…
- 40 czy 50 lat temu hiszpańska piłka nie była taka. Symbolem tamtych czasów były charakter, walka i agresja. To się zmieniło i teraz widzimy fantastycznych młodych piłkarzy nie tylko w pierwszym zespole reprezentacji, ale także w ekipach U-21, U-20 czy U-19.
Co jest przyczyną tych sukcesów?
- Nasza aktualna filozofia futbolu. Każdy klub w kraju jest skoncentrowany na tym, żeby dzieci w akademiach miały treningi z piłką. Najważniejsze jest jej posiadanie, drybling i wszystkie ofensywne elementy piłkarskie. To dość ciekawe, bo przed Euro 2024 trwała w Hiszpanii trwała debata na ten temat. Ludzie mówili, że „reprezentacja jest świetna, gdy jest w posiadaniu piłki, ale zawodnicy nie są wystarczająco silni fizycznie, a nowoczesny futbol polega na bieganiu i walce”. Dlatego Hiszpanie zastanawiali się nad zmianą filozofii. Teraz jednak debata się zakończyła, bo zdobyliśmy złoty medal na Euro w Niemczech. I to dobrze, bo taki styl futbolu jest po prostu piękny.
Sądzę, że gdy przyleciał pan do Polski, zaczął pan tęsknić za takim futbolem.
- Pamiętam mój pierwszy trening z Odrą Opole, na sztucznej murawie. Chciałem wejść w drybling przeciwko Piotrowi Żemło, a on bardzo mocno mnie kopnął. Byłem w szoku, bo to był tylko trening! Leżałem na ziemi, a Żemło podszedł do mnie i powiedział „welcome to Poland”. To był pierwszy raz, gdy zrozumiałem, że polscy piłkarze potrafią grać ostro. Ale różnica leży także w podejściu do trenowania. W trakcie pierwszych tygodni spędzonych w Odrze byliśmy na zimowym obozie i mieliśmy mnóstwo aktywności. Zwykły trening, siłownie, bieganie… Każdego dnia, rankiem i wieczorem. W Hiszpanii treningi są bardziej skupione na grze z piłką. I nie chcę powiedzieć, że polski sposób treningów jest gorszy – jest po prostu inny i musiałem się do tego przyzwyczaić.
Jak to wygląda w GKS-ie Katowice?
- Jest trochę inaczej niż w Odrze, bo chcemy grać piłką. Naszym pomysłem jest gra ładnego dla oka futbolu. Oczywiście, czasem przeciwnik nie daje nam na to szansy, ale nasza drużyna ma w sobie coś specjalnego. Potrafimy grać naprawdę dobre mecze, będąc stroną dominującą. W tej kwestii moim ulubionym meczem był ten przeciwko Motorowi w lutym. Przegraliśmy, ale zagraliśmy bardzo dobrą pierwszą połowę i jeszcze lepszą drugą. Czasem nasz sposób gry przypomina ten hiszpański, szczególnie gdy zaczynamy kreować akcje od tyłu. W moim przekonaniu to najlepszy sposób na grę w piłkę. To jest sposób, który sprawia mi radość.
Rozmawiał Kacper Janoszka