Sport

W drodze na szafot

Raz, dwa, trzy, cztery, pięć… – miarowo maszerowali na gilotynę piłkarze Lecha w Poznaniu. Bolało!

– Tak to się robi! – wymownie gestykuluje Joris Kayembe podczas meczu w Poznaniu. Fot. PAP / Jakub Kaczmarczyk

ELIMINACJE LIGI EUROPY

Chodziło w tej konfrontacji o duże pieniądze, bo sam awans do Ligi Europy to gwarantowane 6-7 mln euro. Nie bądźmy jednak małoduszni i nie sądźmy, że poznaniaków sparaliżował właśnie ciężar forsy. Lech rozpoczął bowiem odważnie, bez kompleksów, a jego piłkarze przejawiali początkowo mnóstwo ochoty do gry. Pokazywał się Luis Palma, szanse miał Mikael Ishak, nie zakończyło się to jednak powodzeniem. Goście po dziesięciu minutach zaatakowali tak, jak trzeba – zimną krew zachował doświadczony Słowak Patrik Hrosovsky, który łatwo minął Alexa Douglasa i spokojnie strzelił płasko w róg. Lech za pierwszym razem zareagował świetnie i wrócił do gry po efektownym strzale w długi róg Filipa Jagiełły. Remis! Z pewnością setki poznańskich kibiców oblizały w tym momencie palce z wrażenia, bo gol był ładny. Jednak cios za cios: rozeźleni Belgowie znów zaatakowali i Oh przywalił, och, w słupek…

Obroniony karny i co z tego?

Lecha prześladuje jakieś fatum; jeszcze zanim minęło pół godziny, z boiska zszedł, trzymając się za pachwinę, Antonio Milić. Mnogość kłopotów zdrowotnych lechitów zdumiewa. Lech nie zdążył wpuścić zmiennika, a Genk nie miał zamiar czekać – Mateusza Skrzypczaka zgubił Hrosovsky i sprytnym strzał dał Belgom prowadzenie. Piłkarz świetnie wyszkolony, trzeba przyznać… Wcześniej doprawdy świetnym podaniem popisał się Jarne Steuckers. Wiara Lecha zaczęła blaknąć: po rzucie rożnym goście grali w polu karnym Lecha, a gospodarze nie byli w stanie im przeszkodzić. Bartosza Mrozka z linii pola karnego pokonał Bryan Heynen, a Torsten Fink, niemiecki trener gości, wicemistrz świata z 2002 roku, mógł czuć satysfakcję… Jakby tego było mało, zaraz potem piłkę w środku pola stracił Antoni Kozubal, co skończyło się faulem we własnej szesnastce. Karnego nie wykorzystał jednak poszkodowany, czyli Oh Hyeon-gyu – Mrozek świetnie obronił zarówno strzał, jak i dobitkę Koreańczyka! Cóż to były za interwencje… Tylko co z tego, skoro Oh minutę później i tak, po szybkim kontrataku, wbił gola? Niels Frederiksen kręcił tylko zniechęcony (możecie wstawić tu w zamian również słowo „zniesmaczony”) głową…

Samobój na wejściu

Druga połowa zaczęła się tak, jak pierwsza skończyła. Nowo wprowadzony na boisko Michał Gurgul próbował powstrzymać Oha, ale tak odbił piłkę, że wpakował ją do własnej bramki. Potem Belgowie nie musieli już wbijać kolejnych goli za wszelką cenę. I nie wbijali… Gra się toczyła, na boisko wchodzili zmiennicy, ale niewiele już z tego wynikało… Pojawił się m.in. „grecki Messi” – 17-letni Konstantinos Karetsas, który zdążył już nie tylko zadebiutować w dorosłej reprezentacji swojego kraju, ale nawet wbić nawet pierwszą bramkę. W Poznaniu gola nie strzelił, ale to rzeczywiście talent. 

Niestety, ten mecz wyglądał jak ścinanie kolejnych głów przez gilotynę. Wyjątkowo bolesna lekcja dla poznaniaków… Identyczna jak ta ze Spartakiem Moskwa 32 lat temu w kwalifikacjach Ligi Mistrzów.

(pacz)

Lech Poznań – KRC Genk 1:5 (1:4)

0:1 – Hrosovsky, 10 min, 1:1 – Jagiełło, 19 min, 1:2 – Hrosovsky, 25 min, 1:3 – Heynen, 33 min, 1:4 – Oh, 40 min, 1:5 – Gurgul, 48 min (samobójcza)

LECH: Mrozek - Douglas (46. Gurgul), Skrzypczak, Milić (26. Mońka), Moutinho – Palma, Kozubal, Thordarsson (61. Ouma), Jagiełło, Bengtsson (61. Fiabema) - Ishak(79. Lisman). Trener Niels FREDERIKSEN.

GENK: Lawal - El Ouahdi, Sadick, Smets, Kayembe – Steuckers (70. Ito), Bangoura (90.+1. Sattleberger), Heynen (79. Karetsas), Hrosovsky, Sor (70. Adeji-Sternberg) - Oh (79. Arokodare). Trener Torsten FINK.

Sędziował Donatas Rumsas (Litwa). Widzów 25443. Żółte kartki: Moutinho - Smets, Steuckers, Bangoura.

Rewanż – 28 sierpnia w Belgii.