W domu najlepiej
Miedź to najtrudniejszy przeciwnik ŁKS-u w historii – z dziewięciu meczów ligowych legniczanie wygrali osiem.
Legnicka defensywa padła tylko raz. Fot. Gleb Soboliew / Press Focus
W Legnicy nie mogli poznać drużyny z Łodzi. Po pierwsze, spośród 14 zawodników ŁKS-u, jacy zagrali w meczu rundy jesiennej poprzedniego sezonu, tym razem w wyjściowym składzie nie było nikogo. Wiadomo, że rotacja w klubowych kadrach jest olbrzymia, ale żeby aż taka – co rok nowa jedenastka? Po drugie, i w tym przypadku ważniejsze, nie można było uwierzyć, że to ten sam zespół, który chwalony był po meczach na swoim boisku.
Po pięciu kolejnych wyjazdach spowodowanych pracami remontowymi na obiekcie, w piątek po raz pierwszy legniczanie grali u siebie. ŁKS został pokonany swoją najgroźniejszą bronią – dwoma szybkimi atakami ze skrzydła. W pierwszym przypadku dośrodkowanie Kamila Antonika trafiło w Sebastiana Rudola tak skutecznie, że bramkarz nie miał szans na złapanie piłki, która nagle poleciała w nieoczekiwanym kierunku. W drugim – szybkością, przeglądem sytuacji i precyzją strzału popisał się Asier Cordoba. Okrasiły pierwszą połowę strzały w poprzeczkę Jaspera Loeffelsenda i Jakuba Serafina z rzutu wolnego, a bramkarz Jakub Wrąbel musiał interweniować tylko raz po strzałe Gustafa Norlina. Aleksander Bobek poza wyjmowaniem piłki z siatki nie miał nic do roboty. Szczegółowo wymieniamy wszystkie akcje ofensywne, ale miejsca w gazecie starczy, bo było ich niewiele, a po przerwie jeszcze mniej.
Z dwóch zmian w przerwie grę ŁKS-u ożywiło wejście nie napastnika Mateusza Lewandowskiego, a debiutanta Adriana Jurkiewicza, wypatrzonego przez łodzian w rezerwach Arki, nominalnie obrońcy, ale z pozycji na boisku i zadań do wykonania – tym razem skrzydłowego. ŁKS miał jeszcze większą niż w pierwszej połowę przewagę w posiadaniu piłki, Fabian Piasecki dostał ze strony młodszego kolegi należyte wsparcie i akcja tych dwóch zawodników dała łodzianom gola kontaktowego: Piasecki przyjął w polu karnym dokładne podanie i został sfaulowany przez Kamila Drygasa. To był bardzo naiwny faul, niegodny tak rutynowanego zawodnika.
Miedź grała bez Juliusza Letniowskiego, pierwszego zawodnika w tym sezonie w I lidze, który musiał pauzować po czterech żółtych kartkach (w pięciu meczach – dodajmy). Nie miał więc konfliktu lojalności, bo przecież do Miedzi przyszedł z ŁKS-u. W innej sytuacji znalazł się strzelec gola Piasecki, bo też grał kiedyś w Miedzi i awansował z nią nawet osiem lat temu do ekstraklasy. Ale Miedź to jeden z czternastu klubów, w których grał w karierze i może już nawet nie pamięta tego sezonu.
Miedź dotarła z trudem do końca, utrzymując prowadzenie, mimo że sędzia doliczył aż osiem minut, rekompensując gościom kradzież czasu przez gospodarzy. Okazało się, że można wygrać 2:1, oddając tylko jeden celny strzał na bramkę! To 200-procentowa skuteczność, nie do pobicia przez ŁKS, który miał dwa celne strzały, ale raz bramkarz obronił. A więc – mecz najwyżej na dwójkę.
Wojciech Filipiak
OCENA MECZU ⭐ ⭐
◼ Miedź Legnica – ŁKS Łódź 2:1 (2:0)
1:0 – Rudol, 5 min (samobójczy), 2:0 – Cordoba, 36 min, 2:1 – Piasecki, 62 min (karny)
MIEDŹ: Wrąbel – Bochniak, Kwiecień (63. Stępiński), Kościelny, Grudziński, Kuczko – Antonik (86. Engvall), Drygas (67. Petrović), Serafin (86. Hajda), Cordoba (86. Podgórski) – Stanclik. Trener Janusz NIEDŹWIEDŹ.
ŁKS: Bobek – Loeffelsend (84. Kupczak), Rudol, Craciun, Książek (46. Jurkiewicz) – Krykun (66. Balić), Ernst, Wysokiński (77. Hinokio), Szczepański (46. Lewandowski), Norlin – Piasecki. Trener Szymon GRABOWSKI.
Sędziował Sebastian Krasny (Kraków). Widzów 2256. Żółte kartki: Kwiecień – Loeffelsend, Bobek.
