Gdy tydzień temu pisałem o tym, że zatrudnienie trenera Niedźwiedzia wywołało wśród społeczności kibiców Niebieskich falę entuzjazmu, nie spodziewałem się, że kolejny tydzień przyniesie jeszcze bardziej optymistyczne informacje. Tymczasem w ostatnich 7 dniach władze klubu z Cichej tak mocno ruszyły na transferowe łowy, że medialnością podpisanych nazwisk zostawiły w tyle wiele, wydawałoby się bogatszych, klubów rodzimej ligi.

Zaczęło się od prawdziwej transferowej bomby, czyli Adama Vlkanovy z Viktorii Pilzno. Przyznam szczerze, że gdy pierwszy raz w mediach padło to nazwisko w kontekście dołączenia do Ruchu, uznałem, że to typowa plotka rozpuszczona na podbicie zasięgów. Reprezentant Czech, piłkarz, który jeszcze w zeszłym sezonie grał w Lidze Mistrzów i strzelał w niej bramki, ma trafić do przedostatniej drużyny Ekstraklasy, która słynie z obracania każdej złotówki kilkukrotnie zanim ją wyda? Totalny sen wariata, który okazał się prawdą.

Pozostałe ruchy też napawają optymizmem, Filip Wilak to solidny młodzieżowiec, który w przypadku kontuzji czy pauzowania za kartki Tomasza Wójtowicza może bez utraty jakości wypełnić „młodzieżowe minuty”. Dante Stipica może i ostatniego sezonu nie miał zbyt udanego, ale nie ma żadnych wątpliwości, że w porównaniu z rywalami do gry w Chorzowie dalej to bramkarska półka wyżej. Dochodzą również głosy, że do Chorzowa ma dołączyć Mike Huras, czyli jeden z najbardziej zdolnych juniorów w Polsce, filar reprezentacji U-17. Te ruchy na papierze wyglądają naprawdę solidnie.

To jednak nie koniec, Ruch potrzebuje wzmocnień w obronie. Biorąc pod uwagę to, jak cicho działają w klubie, nie ma wątpliwości, że i nazwiska na tę pozycję pojawią się przy Cichej. Kwestią czasu jest więc ogłoszenie kolejnych nazwisk, oby tak samo logicznych i jakościowych jak te do tej pory. W całej historii najważniejsze jednak jest to, że Ruch Chorzów podjął rękawicę i postanowił nie oddawać ekstraklasy tak łatwo.

Iwo Raczek