Vingegaard wciąż na żółto
Belg Thibau Nys i Holender Olav Kooij wygrali odpowiednio 3. i 4. etap 81. Tour de Pologne.
W klasyfikacji generalnej niezmiennie prowadzi Duńczyk Jonas Vingegaard (Team Visma). Największą gwiazdę naszego największego wyścigu goni Włoch Diego Ulissi, który przesunął się z trzeciego na drugie miejsce. Jednak wątpliwe, żeby kolarzowi reprezentującemu UAE Team Emirates na trzech odcinkach, które pozostały do końca imprezy, udało się odrobić 19 sekund. Akurat na Tour de Pologne to bardzo znacząca różnica.
Polak zrealizował cel
W środę serię trzech trudnych etapów, podczas których zawodnicy przemierzali górskie szosy na Dolnym Śląsku, zakończył odcinek ze startem spod Starej Kopalni w Wałbrzychu i metą na Jamrozowej Polanie w Dusznikach-Zdroju. Podobnie jak w dwóch poprzednich dniach końcówka prowadziła pod górę - tym razem na stadion biatlonowy przy Centralnym Ośrodku Sportu.
Na trasie znalazły się cztery premie górskie drugiej kategorii, więc w ucieczce dnia znaleźli się ci, którzy walczą o białą koszulkę w czerwone grochy - jej posiadacz Michał Paluta (Reprezentacja Polski) i ten, który chciał mu ją odebrać, Jan Maas (Jayco AlUla). Niedługo po starcie z siodełka podniósł się także – bo tym razem tylko tyle wystarczyło, żeby odjechać – Nicolas Debeaumarche (Cofidis). Polak, Holender i Francuz zgodnie współpracowali, co przy umiarkowanym tempie peletonu wystarczyło, żeby zyskać kilka minut przewagi. Pierwsze trzy premie, które umiejscowiono w Górach Sowich, wygrał Paluta. Zarówno na przełęczach Walimskiej i Jugowskiej, jak i na krótkim, ale stromym podjeździe na Górę św. Anny, Maas z całych sił próbował wyprzedzić Polaka, ale ten, zagrzewany do walki przez stojących przy trasie biało-czerwonych kibiców, nie dał Holendrowi najmniejszych szans. Paluta pierwszy był także na ostatniej premii w Karłowie, tym razem skutecznie finiszując z większej grupki, bo w drodze do Gór Stołowych od peletonu oderwało się siedmiu kolejnych kolarzy.
– Miałem taki sam plan jak pierwszego dnia, czyli zabrać się w odjazd. Dzisiaj był drugi z trzech etapów, na których planowałem być w ucieczce i walczyć o klasyfikację górską. Od początku jechałem z przodu. Już na starcie honorowym widziałem, że z przodu jest też zawodnik, z którym jechałem pierwszego dnia, więc pewnie planuje to samo, co ja. Odjechaliśmy łatwo, szybko zyskaliśmy przewagę. Mniej więcej w połowie etapu doszła do nas kolejna grupa i wtedy tempo znacznie wzrosło. Skupiłem się na premiach górskich, wygrałem wszystkie cztery, więc osiągnąłem cel i końcówkę odpuściłem. W sobotę, kiedy wszystko się rozstrzygnie, też zamierzam zabrać się w odjazd – zapowiedział Paluta.
Druga wygrana przełajowca
Na trudnej pętli w okolicach górującego nad okolicą Szczelińca Wielkiego dokonała się selekcja i o etapowe zwycięstwo rywalizowała około 40-osobowa grupka. Znalazło się w niej dwóch Polaków, szerzej dotąd nieznany Piotr Pękala (Reprezentacja Polski) oraz doświadczony i utytułowany Rafał Majka (UAE Team Emirates). W samej końcówce nie odegrali oni jednak znaczących ról. Bliski swojego drugiego zwycięstwa w TdP był Ulissi, ale ostatecznie nie zdołał powtórzyć wyczynu z 2013 roku z... Madonna di Campiglio, bo właśnie tam wtedy rozpoczynał się nasz wyścig. Tuż przed kreską Włocha wyprzedził Thibau Nys, który w poniedziałek wygrał na Orlinku pierwszy etap.
– Chcę podziękować mojej drużynie Lidl-Trek za wiarę we mnie i wyprowadzenie mnie na dobrą pozycję. Po tym, jak po kraksie wycofał się Ryan Gibbons, straciłem na chwilę koncentrację. Nigdy nie jest dobrze usłyszeć, że kolega z drużyny się przewrócił, ale mam nadzieję, że wszystko jest z nim w porządku. To zwycięstwo jest dla niego – podkreślał młody Belg. Warto dodać, że świetny także w przełajach Nys po wtorkowej jeździe indywidualnej na czas, która na razie nie jest jego mocną stroną, stracił koszulkę lidera i nie liczy w walce o końcową wygraną.
Tej coraz bliżej jest Vingegaard. Duńczyk w środę jechał aktywnie, nawet zaatakował, ale podjazd okazał się za krótki i został dogoniony. Na trudnej nie tylko ze względu na stromiznę, ale także na wąską drogę i liczne zakręty końcówce nie walczył o wygraną. Przyjechał na 9. miejscu i utrzymał pozycję lidera, choć nieco odrobił do niego Ullisi. Na mecie wspominał także 2019 rok, gdy po zwycięstwie etapowym, ostatniego dnia nie udało mu się zachować prowadzenia w klasyfikacji. Co ciekawe, zdarzyło się to w Bukowinie Tatrzańskiej, gdzie w sobotę będzie się kończył najtrudniejszy odcinek tegorocznej edycji.
Bez radiowego sterowania
Podczas środowego i czwartkowego etapu tylko dwaj wybrani kolarze z danej drużyny (a nie cała siódemka) mogli porozumiewać się za pośrednictwem radia ze swoimi dyrektorami sportowymi. Komunikacja została zatem ograniczona, co miało uatrakcyjnić rywalizację, bo większość zawodników sama musiała podejmować taktyczne decyzje. Nowe, testowane na TdP rozwiązanie zdaniem Międzynarodowej Unii Kolarskiej (UCI) ma wpłynąć również na poprawę bezpieczeństwa w trakcie wyścigów. To jednak nie wszystkim się podoba. – Dzisiaj było chaotycznie, bez radia. UCI nie może pozwolić na dalszą możliwość zakazu stosowania łączności radiowej – grzmiał Richard Plugge z Team Visma po środowym odcinku.
Właśnie na nim doszło do groźnie wyglądającej kraksy. Na zjeździe upadł jeden z uciekinierów, Debeaumarche. Jego grupa Cofidis podała, że Francuz złamał kręgi i pozostanie w szpitalu, żeby przejść kolejne badania.
Holender pierwszyna Opolszczyźnie
– Czwarty etap będzie zadedykowany wspaniałemu kolarzowi i mojemu serdecznemu przyjacielowi Stasiowi Szoździe, ponieważ będziemy finiszowali w Prudniku, w którym się wychował. Ruszamy z Kudowy-Zdroju, mamy blisko 200 kilometrów do pokonania. Myślę, że będzie to etap sprinterski i do mety dojedzie cały peleton – zapowiadał Czesław Lang.
Przewidywania dyrektora generalnym imprezy się sprawdziły, ale zanim kolarze dojechali na Opolszczyznę, mniej więcej do półmetka musieli zmagać się z sudeckimi podjazdami. Już na samym początku zawiązał się odjazd i jego skład także nie był żadną niespodzianką, choć obaj atakujący... ponoć nie mieli tego w planach. Tak czy inaczej, Paluta wygrał jedyną na trasie górską premię na przełęczy Jaworowej, a Szymon Sajnok (Q36.5) zgarnął punkty za zwycięstwa na dwóch lotnych finiszach. Tym samym Polacy umocnili się na prowadzeniu odpowiednio w klasyfikacji górskiej i aktywnych. Potem na czoło wysunął się Kacper Gieryk. Młodzieżowy mistrz Polski w jeździe indywidualnej na czas przez dobrą chwilę był w centrum uwagi, ale został złapany za lotnym finiszem w Otmuchowie, choć peleton w czwartek, po trzech wcześniejszych intensywnych dniach, wcale się nie spieszył. Do mety dotarł dopiero o 17.09 (czym opóźnili... "Teleexpress"), choć organizatorzy przewidywali, że w gorszym razie będzie to 16.51.
W Prudnik najlepszy okazał się Olav Kooij (Team Visma). Holenderski sprinter, który dwa lata temu wygrał w Lublinie, a rok temu w Opolu, zdecydowanie wyprzedził Irlandczyka Sama Bennetta (Decathlon AG2R) i Duńczyka Madsa Pedersen (Lidl-Trek). Najlepszy z Polaków, Stanisław Aniołkowski (Cofidis), finiszował na szóstym miejscu.
Do niewielkiej zmiany doszło w czołowej dziesiątce klasyfikacji generalnej. Matej Mohorić (Bahrain-Victorious) dzięki bonifikatom na lotnych finiszach awansował z ósmego na szóste miejsce. Słoweniec świetnie zdaje sobie sprawę z tego, jak ważne w TdP są tak zdobyte sekundy, bo właśnie dzięki nim rok temu triumfował w naszym wyścigu.
Dzisiaj piąty etap ze startem i metą w Katowicach. Kolarze przejadą jednak przez Jurę Krakowsko-Częstochowską, więc sprinterski finisz z całego peletonu wcale nie jest taki oczywisty.
Grzegorz Kaczmarzyk