Sport

VAR odwołał karnego

Nawet zasada, że zwycięskiego składu się nie zmienia, w przypadku tyszan nie zdała egzaminu.

Napastnik Polonii Łukasz Zjawiński (z prawej) pogrążył drużynę z Tychów, strzelając jej dwa gole. Fot. Łukasz Sobala/PressFocus

To już 6. ligowy mecz z rzędu, w którym prowadzony przez Artura Skowronka GKS Tychy nie potrafił wygrać! Ba, to trzecia z rzędu porażka tyszan na zapleczu ekstraklasy, a jeżeli do tego dodamy przegraną w Pucharze Polski z II-ligową Olimpią Grudziądz, to stanie się jasne, że zmiana szkoleniowca dokonana 28 sierpnia nie przyniosła oczekiwanych efektów. Tym razem jednak trójkolorowi przegrali z Polonią Warszawa 1:2 po walce. Nie zmienia to faktu, że w tabeli znaleźli się w tuż nad strefą spadkową.

W porównaniu z ostatnim meczem ligowym przegranym 0:3 z ŁKS-em Łódź tyszanie wybiegli na boisku w Warszawie z czterema zmianami w składzie. Jednak patrząc na wyjściową jedenastkę z rozegranego w poprzednią sobotę sparingu z zespołem Slezsky FC Opawa można powiedzieć, że Artur Skowronek zastosował zasadę „zwycięskiego składu się nie zmienia”. Na murawie przy ulicy Konwiktorskiej zameldowała się bowiem ta sama drużyna, która rozpoczęła wygrane 3:0 spotkanie z czeskim II-ligowcem.

Nie znaczy to jednak, że trójkolorowi wreszcie pokazali się z dobrej strony. Już w 2 minucie bowiem po dośrodkowaniu Nikodema Zawistowskiego na 6 metr Łukasz Zjawiński wygrał główkowy pojedynek z Nemanją Nediciem i Marcel Łubik musiał pierwszy raz interweniować – pewnie łapiąc piłkę. Za drugim razem nie miał już jednak szans na skuteczną interwencję. Po zagraniu Mateusza Hołowni, który w swoim polu karnym staranował napastnika „Czarnych koszul”, sfaulowany Zjawiński sam wymierzył sprawiedliwość i pewnym strzałem z „wapna” otworzył wynik spotkania.

O tym, że tyszanie też potrafią atakować próbował przekonać kibiców Julius Ertlthaler w 20 minucie uderzając z 15 metra, ale minimalnie chybił. Więcej szczęścia miał natomiast w 28 minucie kolejny Austriak w barwach tyszan, Julian Keiblinger. Gdy Marco Dijaković dośrodkował w pole bramkowe do Daniela Rumina, to bramkarz Polonii popełnił błąd i odbijając piłkę wprost pod nogi wychowanka SC Sitzenberg/Reidling. Strzał z 7 metra do pustej bramki był więc formalnością.

Wynik 1:1 utrzymał się do 60 minuty. Wtedy to bowiem coraz śmielej atakujący po przerwie tyszanie popełnili błąd na połowie rywali. Nieporozumienie Dijakovica oraz wprowadzonego za nagminnie faulującego przeciwników Hołownię Jakuba Budnickiego piłkarze ze stolicy wykorzystali bezlitośnie. Jedno długie podanie Oliwiera Wojciechowskiego napędziło bowiem kontrę dwóch na jednego. Dani Vega pociągnął prawą stroną boiska, a gdy Nedić próbował do niego ruszyć, Hiszpan podał w tempo do Zjawińskiego. Snajper Polonii z 7 metra spokojnie skierował futbolówkę do siatki i postawił pieczęć na zwycięstwie gospodarzy.

Wprawdzie tyszanie do końca starali się odmienić losy potyczki, ale w 78 minucie swojej szansy na drugiego gola nie wykorzystał Keiblinger, bo Erjon Hoxhallari wybił piłkę sprzed linii bramkowej. A gdy już się wydawało, że wreszcie dopną swego, bo arbiter w 80 minucie podyktował rzut karny po faulu Bartłomieja Poczobuta na Natanie Dzięgielewskim, to VAR dopatrzył się spalonego tyszanina, który dzień przed meczem obchodził 20. urodziny. Swojej okazji nie wykorzystał też w 4 minucie doliczonego czasu gry Bartosz Śpiączka i choć w statystykach celnych strzałów tyszanie „wygrali” 7:4, to wrócili do domu z pustymi rękami.

Jerzy Dusik