Sport

Urodzinowy zakalec

3800, Tychy - Resovia


Gol Wiktora Żytka nie pomógł słabemu GKS-owi Tychy w odniesieniu zwycięstwa. Fot. Łukasz Sobala/PressFocus

Urodzinowy zakalec

GKS Tychy przegrał czwarty z rzędu mecz na swoim boisku.


Po wyjazdowym zwycięstwie w Pruszkowie piłkarze GKS-u Tychy w dobrych humorach zapraszali swoich kibiców na mecz z Resovią, wypadający w dniu 53. urodzin klubu. Nie podjęli jednak sympatyków jubilata tortem, tylko… upiekli zakalec. Przegrali bowiem z zespołem, który znajduje się w strefie spadkowej i trzy poprzednie spotkania przegrał, a w dwóch ostatnich przed przyjazdem do Tychów nie strzelił gola!


O tym, że to nie będzie dobry dzień dla fanów trójkolorowych, świadczyły już pierwsze minuty gry. Nie dość, że gospodarze grali niedokładnie, to jeszcze w 12 minucie nadziali się na kontrę. Adrian Łyszczarz uruchomił dalekim podaniem Bartłomieja Eizencharta, który na lewej stronie boiska uciekł Krzysztofowi Machowskiemu, wbiegł w pole karne i w sytuacji sam na sam, podcinką z 10. metra, pokonał Macieja Kikolskiego.


Po stracie gola tyszanie ruszyli do odrabiania strat i kilka razy sprawdzili dyspozycję Branislava Pindrocha, który w 16 minucie efektownie sparował uderzenie Jakuba Tecława z rzutu wolnego z 30 metrów, a w 20 minucie pewnie wyłapał piłkę po główce Nemanji Nedicia. Jednak w 33 minucie bramkarz gości, wybiegając do futbolówki wrzuconej przez Tecława w pole karne, staranował Mateusza Radeckiego i sędzia wskazał na „wapno”. Skutecznym egzekutorem rzutu karnego okazał się Wiktor Żytek i na tym się dobre wieści dla fanów GKS-u Tychy tego dnia skończyły.


Owszem, miejscowi nadal atakowali, ale strzał Juliusa Ertlthaletra w 40 minucie efektownie obronił Pindroch, a obrońcy zablokowali próbę dobitki Daniela Rumina, który jeszcze w doliczonym czasie pierwszej połowy po dograniu Norberta Wojtuszka nie trafił do pustej bramki z 3 metrów!


Ta niewykorzystana okazja mogła się natychmiast zemścić, bo w ostatniej akcji pierwszej połowy Maciej Górski ulokował piłkę w siatce tyszan, ale sędzia odgwizdał spalonego. Co się jednak odwlecze… Po przerwie rzeszowianie atakowali nadal i w 52 minucie Kikolski obronił strzał Marcina Urynowicza z okolic narożnika pola bramkowego. Jednak w 55 minucie skapitulował po uderzeniu Bartłomieja Wasiluka z rzutu karnego, podyktowanego za faul Jakuba Budnickiego na Łyszczarzu.


Po zdobyciu drugiego gola Resovia spokojnie broniła prowadzenia, a w dodatku w 87 minucie zadała kolejny cios. Tym razem Łyszczarz, wykonując rzut wolny, uderzył na tyle szczęśliwie, że piłka odbita od głowy stojącego w murze Teo Kurtarana przelobowała Kikolskiego i wpadła do siatki.


Dopiero w ostatnich sekundach gospodarze ruszyli do ataku. Efektem ich szturmu była… czerwona kartka dla Dylana Lempereura, który sfaulował wychodzącego na czystą pozycję strzelecką Bartosza Śpiączkę. Arbiter z pomocą VAR-u analizował, czy przewinienie było już w polu karnym, czy tuż przed nim i w końcu postanowił usunąć zawodnika Resovii z boiska, a tyszanom przyznać rzut wolny. Jego wykonawcą był poszkodowany w tej sytuacji Śpiączka, ale uderzeniem w 8 minucie doliczonego czasu ostemplował słupek i punkty pojechały do Rzeszowa.

Jerzy Dusik