Defensywa Realu przez 120 minut musiała odpierać ataki gospodarzy z Manchesteru. Fot. PAP/EPA


Łunin bohaterem

O awansie do półfinału Ligi Mistrzów zdecydować musiały rzuty karne.


LIGA MISTRZÓW

Carlo Ancelotti już przed meczem rewanżowym z Manchesterem City miał twardy orzech do zgryzienia. Musiał zdecydować, czy za „wykartkowanego” Aureliena Tchouameniego w obronie wystąpi Nacho Fernandez, czy Eder Militao, który wrócił do gry świeżo po kontuzji. Ostatecznie Włoch zdecydował się na pierwszą opcję, dając Brazylijczykowi więcej czasu na dojście do pełnej sprawności. To właśnie Hiszpan miał pomóc „Królewskim” w tym, aby wynik 3:3 z pierwszego meczu zamienić w awans do półfinału Ligi Mistrzów


W pierwszych minutach meczu defensorzy Realu nie odgrywali jednak znaczącej roli. Madrytczycy od pierwszych minut chcieli narzucić tempo gry. Długotrwale tworzyli akcje ofensywne, powoli przemieszczając się pod bramkę Edersona. Przyjezdni pokazywali, że nie obawiają się podopiecznych Pepa Guardioli. Już w 12 minucie wyszli na prowadzenie, choć gola nie zdobyli po sytuacji wywalczonej w ataku pozycyjnym. Wystarczyło jedno długie podanie do Jude’a Bellinghama, żeby Real wyszedł z zabójczą kontrą. Piłkę na prawe skrzydło otrzymał Vinicius i zagrał w pole karne do Rodrygo. Ten uderzył na raty, ale finalnie umieścił piłkę w siatce.

Stracony gol rozwścieczył „The Citizens”. Nie zwlekając, zaczęli konstruować swoje akcje w ofensywie. Chwilę po stracie gola, strzałem głową w poprzeczkę trafił Erling Haaland. Był to pierwszy sygnał ostrzegawczy, a było ich znacznie więcej do końca pierwszej części gry. Czujny musiał pozostawać bramkarz Andrij Łunin, który nie raz ratował swoich partnerów z zespołu. Manchester był nieprawdopodobnie groźny, robił wszystko, żeby doprowadzić do wyrównania, ale Real miał między słupkami profesjonalistę, który z minuty na minutę zyskiwał pewność siebie i dzięki niemu „Królewscy” rozpoczęli drugą połowę z jednobramkową przewagą.

Sytuacja na murawie nie zmieniła się po zmianie stron. Real został zepchnięty do głębokiej defensywy. „Los Blancos” w praktyce musieli stworzyć twierdzę we własnym polu karnym. Ekipa z Manchesteru nie dawała im chwili oddechu, co oczywiście było męczące dla jednej i drugiej strony. Mimo wszystko Pep Guardiola zdecydował się na zmianę dopiero w 72 minucie. Wtedy za Jacka Grealisha wszedł wypoczęty Jeremy Doku, który miał być ogromnym zagrożeniem dla Daniego Carvajala. Stał się nim 4 minuty po wejściu na plac gry, gdy udało mu się znaleźć miejsce do zagrania w pole karne. Jego dośrodkowanie zatrzymał Antonio Ruediger, ale piłka trafiła pod nogi Kevina De Bruyne, który pewnym uderzeniem z bliskiej odległości doprowadził do remisu.

Pomimo naporu rywali, „Królewscy” przetrwali do końca drugiej połowy. Tym samym doprowadzili do dogrywki, która była batalią na wyniszczenie. Manchester City wciąż był w ataku, Real się bronił, a skończyło się na tym, że o awansie zadecydować musiały rzuty karne. Wojna nerwów wpłynęła nawet na najbardziej doświadczonych graczy, bo swoich karnych nie trafili Luka Modrić i Bernardo Silva. Finalnie bohaterem meczu został ten, który przez 120 minut dwoił się i troił, czyli Andrij Łunin, który oprócz strzału Silvy, obronił także uderzenie Mateo Kovaczicia. To wystarczyło Realowi do zwycięstwa w dwumeczu.

Kacper Janoszka

 

Manchester City – Real Madryt 1:1 (1:1, 1:1, 0:1; 3:4 w karnych). Pierwszy mecz 3:3. Awans Real.

0:1 – Rodrygo (12), 1:1 – De Bruyne (76)

MANCHESTER: Ederson – Walker, Dias, Akanji (112. Stones), Gvardiol – Rodri, De Bruyne (112. Kovaczić) – Silva, Foden, Grealish (72. Doku) – Haaland (91. Haaland). Trener Pep GUARDIOLA.

REAL: Łunin – Carvajal, Ruediger, Nacho, Mendy – Valverde, Camavinga, Kroos (79. Modrić) – Vinicius (102. Vazquez), Bellingham, Rodrygo (84. Diaz). Trener Carlo ANCELOTTI.

Sędziował Daniele Orsato (Włochy). Żółte kartki: Grealish, Gvardiol, Rodri – Carvajal, Mendy.