Sport

Ultimatum z Polski!

Polski Związki Motorowy żąda, by władze cyklu Grand Prix dodały do mistrzostw jednego z Biało-czerwonych.

Czy Patryk Dudek skorzysta na konflikcie na linii PZM - GP? Fot. Marcin Karczewski/PressFocus

W zeszłym tygodniu Grand Prix przedstawiło dzikie karty na przyszłoroczny cykl mistrzostw świata. Gdy okazało się, że w zmaganiach wezmą udział dwaj najsłabsi zawodnicy ostatniej edycji, czyli Kai Huckenbeck oraz Jan Kvech, Polski Związek Motorowy zaczął zastanawiać się, jak… ukarać GP. W końcu tylko dwóch Polaków (Bartosz Zmarzlik oraz Dominik Kubera) weźmie udział w mistrzostwach w 2025 roku.

A przypomnijmy, że to Polacy są odpowiedzialni za znaczną część wpływów w cyklu, bo corocznie nad Wisłą odbywają się co najmniej trzy turnieje mistrzowskie. To w naszym kraju zainteresowanie żużlem jest największe. Tymczasem Grand Prix podjęło niezrozumiałą decyzję, która argumentowana była względami finansowymi. Dzięki udziałowi w mistrzostwach Czecha (Kvecha) i Niemca (Huckenbecka), GP teoretycznie otwiera się na kraje, w których żużel jest dyscypliną niszową.

Żądamy Polaka!

Tydzień temu tylko mówiło się o ewentualnych krokach podjętych przez PZM w sprawie dzikich kart. Zapowiadano wprowadzenie ograniczeń zawodników z cyklu Grand Prix w ekstralidze. Teraz, jak informuje portal WP SportoweFakty, od słów władze związku miały przejść do czynów. PZM miał przedstawić ultimatum, które jest bardzo klarowne i precyzyjne. Do przyszłorocznego cyklu Grand Prix ma zostać dołączony jeden z reprezentantów Polski, a organizatorzy mistrzostw mają wycofać się z reguły jednodniowej (przyznawanej na dany turniej) dzikiej karty. W miejsce tradycyjnego „dzikusa” ma wejść reprezentant Polski.

Jeśli warunek nie zostanie spełniony, PZM grozi, że wycofa się z organizacji Grand Prix na Stadionie Narodowym. To byłby poważny cios dla władz cyklu mistrzowskiego, ponieważ na warszawskiej arenie corocznie gromadzi się około 50 tysięcy ludzi. Tymczasem drugim największym obiektem w cyklu jest stadion w Cardiff (frekwencja około 20 tysięcy). Byłoby więc to bolesne uderzenie nie tylko w pod względem wizerunkowym, ale także finansowym, bo na Narodowym można zarobić najwięcej

Staną pod ścianą?

Przy tym PZM nie rezygnuje także ze wspomnianej opcji ustanowienia limitów żużlowców z GP w ekstralidze. W ten sposób zawodnicy stanęliby pod ścianą i musieli wybrać, czy chcą jeździć w mistrzostwach świata, czy może w ekstralidze. Jeśli chodzi o korzyści majątkowe, wybór jest banalny – w polskiej lidze zarabia się znacznie lepiej niż w GP.

Ultimatum postawione przez stronę polską jest rozsądne. Turniejowe dzikie karty rozdawane były zawodnikom z krajów, które były organizatorami danej rundy. Miało to służyć promocji żużla w krajach, w których kultura speedwaya nie jest odpowiednio rozwinięta. Zasada ta przydawała się, jeśli GP odbywało się w państwach, które nie miały swojego stałego przedstawiciela w cyklu. W 2025 roku GP odbywać się będzie w Polsce, Czechach, Wielkiej Brytanii, Danii, na Łotwie, w Szwecji i Niemczech. Zawodnicy z tych krajów już znajdują się w grupie uczestników, więc dzika karta nie ma tak dużego znaczenia marketingowego. Dlatego właśnie organizatorzy światowego czempionatu mogą (a może powinni) zgodzić się na warunki postawione przez PZM.

Kacper Janoszka