Ugotowani we własnym kotle
Ruch miał w sobotę przewagę, ale Górnik nie dał się mu złapać. Fot. Marcin Bulanda/Press Focus
Ugotowani we własnym kotle
Dwie akcje, dwa gole – tyle wystarczyło, żeby Górnik Zabrze został zwycięzcą 123. Wielkich Derbów Śląska!
Najpierw Juliusz Letniowski, potem Adam Vlkanova. Następnie Daniel Szczepan, a jeszcze później Robert Dadok. Sytuacji w pierwszej połowie WDŚ Ruch Chorzów miał całe mnóstwo, ale – znowu – wykazywał się ogromną nieskutecznością. Jedną bramkę co prawda zdobył, kiedy wyróżniający się w szeregach „Niebieskich” Filip Starzyński wykończył precyzyjną centrę Vlkanovy, lecz po interwencji VAR-u Szymon Marciniak słusznie ją anulował. Podyktował faul po wejściu wręcz przemotywowanego Dadoka, który jesienią reprezentował przecież barwy Górnika. Przed przerwą „Dadi” był najlepszy na boisku.
Błędy Stipicy
Trener Janusz Niedźwiedź bił chorzowianom brawo, trener Jan Urban karcił zabrzan. Nie mogło więc dziwić, że... to goście wyszli na prowadzenie. W ofensywie Górnik nie istniał i pewnie dlatego sfrustrowany Adrian Kapralik ruszył z szalonym rajdem. Najpierw poradził sobie z Tomaszem Wójtowiczem i Patrykiem Sikorą, a potem zostawił w tyle Josemę, który wyglądał przy Słowaku jak wóz z węglem. Skrzydłowy na raty pokonał Dantego Stipicę, gdyż ten nie zatrzymał jego pierwszej próby. – Mógł się zachować lepiej i on też sam to czuł – powiedział Niedźwiedź o swoim bramkarzu. Chorwat, do którego nie można było się przyczepić w poprzednich meczach, zawinił też przy drugim golu. Zaczęło się od nieodpowiedzialnej straty Miłosza Kozaka i rajd wykonał tym razem Soichiro Kozuki. „Złamał” akcję do środka i uderzył po krótkim rogu, z czym Stipica powinien sobie poradzić.
Szybują do I ligi
W końcówce Ruch atakował na... trzech napastników, bo w rolę „dziewiątki” wszedł też nominalny stoper Przemysław Szur (nie pierwszy raz w tej rundzie). Kontakt gospodarzom zapewnił swoim debiutanckim trafieniem Węgier Soma Novothny, co było jednocześnie pierwszym golem, jakiego dla chorzowian w WDŚ strzelił obcokrajowiec. 29-latek miał potem jeszcze jedną okazję, ale po końcowym gwizdku na tablicy widniał wynik 2:1 dla Górnika. Ruch oddał 20 uderzeń, lecz znów nie potrafił przekuć swojej przewagi i dobrej gry na trzy punkty. Zabrzanie? Wykazali się zimną krwią, która w tym sezonie jest największą bolączką szybujących z powrotem do I ligi „Niebieskich”.
Zdewastowali sektor gości
Mecz na Stadionie Śląskim – patrolowanym z nieba... przez policyjny helikopter – trwał ok. 106 minut, gdyż celebrujący derby gospodarze dwukrotnie zadymili trybuny pokazami pirotechnicznymi. Race odpalili też przyjezdni, którzy w międzyczasie... zdemolowali sektor gości. Zdewastowali toalety, powyrywali drzwi, zniszczyli serwerownię, starli się z ochroną, do czego dążyli też gospodarze, którzy także zostawili uszczerbki na stadionie, lecz o nieporównywalnie mniejszej skali niż zabrzanie. Koszty naprawy sektora gości – na razie jeszcze nieoficjalne – mają wynosić co najmniej kilkaset tysięcy złotych, może nawet milion. Niewykluczone, że trybuna dla przyjezdnych będzie przez jakiś czas zamknięta. Takich zachowań nie da się logicznie usprawiedliwić, tym bardziej że Stadion Śląski, jako obiekt wojewódzki, jest wspólną areną dla wszystkich Górnoślązaków. Ruch wystosował już w tej sprawie oświadczenie, oczekując pokrycia strat przez Górnika.
Piotr Tubacki
GŁOS TRENERÓW
Janusz NIEDŹWIEDŹ: Na wstępie chciałem podziękować kibicom, którzy stawili się w tak dużym gronie. Wiedzieliśmy, że to będzie święto piłki. Żałujemy ogromnie, że nie zdobyliśmy przynajmniej punktu, o który do samego końca walczyliśmy. Popełniliśmy dwa proste błędy przy straconych bramkach. Najpierw wpuściliśmy zawodnika do środka, potem zbyt późno doskoczyliśmy do piłkarza oddającego strzał. Przede wszystkim zabrakło nam decyzyjności przed i w polu karnym, chęci oddania szybszego strzału. Jeśli przy tylu próbach w drugiej połowie dwie są celne, z czego pada tylko jedna bramka, to sami ograniczamy sobie możliwość strzelenia gola i przynajmniej zremisowania.
Jan URBAN: Już myślałem, że będzie kolejny szlagier na 0:0, smutno i nudno. Wydaje mi się, że tak nie było. W pierwszej połowie Ruch stworzył znakomite sytuacje, bo nie można zapomnieć o pierwszej okazji sam na sam, później dobitce. Daniel Szczepan miał uderzenie głową, także Robert Dadok. Ruch miał znacznie więcej sytuacji, ale to my zdobyliśmy bramkę. W takich spotkaniach pierwszy gol jest niesamowicie wartościowy, bo zmienia „mental” zespołu. W drugiej połowie mieliśmy to bardziej po kontrolą, a druga bramka spowodowała, że było więcej spokoju. Obydwie drużyny zostawiły na boisku serce.