Iga Świątek z powodzeniem zaliczyła pierwszy test na londyńskiej trawie w tym sezonie. Fot. PAP/EPA/Adam Vaughan


Uff, Iga wciąż jest w gazie!

Obiecujący start Igi Świątek. Godzinę i dwadzieścia minut potrzebowała rozstawiona z „jedynką” Polka, by pokonać w dwóch setach Sofię Kenin.

Liderka światowego rankingu tenisistek śrubuje tegoroczne rekordy - wygrała swój 44. mecz w tym sezonie, a 20. z rzędu. Polka w dobrym stylu pokonała w Londynie Amerykankę Sofię Kenin 6:3, 6:4. Na odpowiedź, czy pięciokrotną triumfatorkę turniejów wielkoszlemowych stać na pierwszy tytuł w Wimbledonie musimy jednak jeszcze poczekać.

- Jestem zadowolona z solidnego startu, nie było to łatwe losowanie, bo nie zawsze dwie triumfatorki turniejów wielkoszlemowych muszą mierzyć się w pierwszej rundzie – zauważyła Świątek po spotkaniu na korcie numer 1.

Zagadka na trawie

Urodzona w Moskwie Kenin wygrała Australian Open w 2020 roku, a niespełna rok później przegrała z Igą finał na kortach Rolanda Garrosa w Paryżu. Potem jej kariera wyhamowała, wygrywa turnieje, ale w parze ze swoją rodaczką Bethanie Mattek-Sands. I choć Świątek wygrała z nią obydwa wcześniejsze spotkania (ostatnie w 1. rundzie tegorocznego Australian Open), niepewność związana była także z faktem, że było to pierwsze spotkanie Igi w tym roku na nawierzchni trawiastej. Polka miała świetny sezon na ziemi – wygrała w Madrycie, Rzymie i Paryżu. Ale po tej intensywnej serii zrobiła sobie przerwę, ryzykując nieco, ale koncentrując się tylko na treningach przed Wimbledonem. W Londynie jak dotąd wiedzie jej się przeciętnie, oczywiście jak na nią, a szczytowym osiągnięciem jest ubiegłoroczny ćwierćfinał.

Trening między setami

Świątek marzy o zdobyciu głównej nagrody, a we wtorek wykonała ku temu pierwszy krok. Rozpoczęła od prowadzenia 2:0 w pierwszym secie, następnie straciła swoje podanie – po raz ostatni w tym meczu – po czym ponownie przełamała rywalkę, wyszła na 4:1 i nieuchronnie zmierzała do wygranej w pierwszym secie. Gdy to nastąpiło, a Kenin udała się do toalety, Iga nie zamierzała tracić rytmu i koncentracji, więc postanowiła… potrenować serwis, choć ten sprawował się całkiem dobrze, finalnie z 6 asami na koncie.

W drugiej partii Amerykanka podjęła rękawicę, przynajmniej do stanu 3:3 utrzymywała swoje podanie. Ale w siódmym gemie rozgrywanym na przewagi górę wzięła konsekwencja Polki, co okazało się decydujące. W kolejnym podaniu Igi Kenin miała swoją szansę na „odłamanie”, ale ku rozpaczy trenującego ją taty Aleksandra zaprzepaściła ją, nie ukrywając frustracji. Przy stanie 5:4 Świątek nie zawiódł serwis - ostatniego gema wygrała „na sucho” i zakończyła potyczkę.

- Miałam dobry rok jak dotąd, to pomaga mi w kolejnych startach. Staram się nie patrzeć na statystyki. Widzę progres w swojej grze na trawie, ale proszę mi nie spoilerować z kim gram następne mecze, skupiam się na każdej kolejnej rywalce – podsumowała Iga, która w drugiej rundzie zmierzy się z Chorwatką Petrą Martić (WTA 85.), która w trzech setach pokonała Brytyjkę Francescą Jones (215.).

Nie doczekały

Dwie inne polskie tenisistki - Magda Linette i Magdalena Fręch - nie wyszły wczoraj na kort. Ich mecze miały się zacząć wieczorem, ale opady deszczu, które kilka razy przerywały wcześniejsze spotkania, spowodowały opóźnienia w planie gier. Potyczki Linette z rozstawioną z numerem 21. Ukrainką Jeliną Switoliną oraz Fręch z Brazylijką Beatriz Haddad Maią (nr 20.) zostały więc przełożone na środę.

Tomasz Mucha