Sport

Udręka do końca sezonu

KOMENTARZ „SPORTU”- Kacper Janoszka

Po latach zarząd PZPN-u w końcu zrozumiał, że przepis o młodzieżowcu w obecnym formacie ma mało sensu. Zapis w regulaminie, który odgórnie ustala, jak często ma grać zawodnik U-21 w ekstraklasie, istnieje od sezonu 2019/20. Początkowo przymuszał do tego, żeby każdy z zespołów na przestrzeni całego spotkania (we wszystkich kolejkach) korzystał z zawodnika młodzieżowego. Zasady były jasne dla wszystkich, dla nikogo nie tworzono wyjątków. Jednak od rozpoczęcia rozgrywek 2022/23 postanowiono zmodyfikować przepis. Wprowadzono limit minutowy (3000), który miał zostać osiągnięty przez młodzieżowców. Zniesiono przymus gry zawodnikiem U-21 w każdym spotkaniu. Największym błędem było natomiast otwarcie furtki do omijania zapisu regulaminu. Jeśli ktoś nie chciał korzystać z młodzieżowców w odpowiednim wymiarze czasu, mógł po prostu zapłacić karę na koniec zmagań. W ten sposób w ostatnich dwóch sezonach pieniężnie pokutowano w Rakowie, Górniku, Pogoni, Legii i Radomiaku. Jeśli klub było na to stać, młodzieżowców w ogóle nie musiał wystawiać.

Problem zauważono, choć można było jego powstanie przewidzieć przed wprowadzeniem zmian do regulaminu. Dlatego po trzech latach gry z aktualnym przepisem o młodzieżowcu PZPN wycofuje się z wprowadzonej modyfikacji i jeszcze raz zmienia zasady. Od sezonu 2025/26 kluby korzystające z młodzieżowców regularnie, będą nagradzane, a nie karane. W ten sposób nikt nie będzie płacił idiotycznych kar, a ci, którzy będą chcieli promować młodzież, będą mieli dodatkową finansową motywację. I na taką decyzję należy szczerze przyklasnąć. Szkoda tylko, że PZPN tak późno zorientował się, że przepis - zarówno w pierwszym, jak i drugim formacie - był nieprzystosowany do standardów, które powinny przyświecać ekstraklasie.

W końcu jest to najwyższy poziom rozgrywkowy w tym kraju. Dlatego grać powinni w niej najlepsi piłkarze. I jeśli 21-letni zawodnik jest znacząco słabszy od zawodnika 22-letniego, ten pierwszy powinien siedzieć na ławce i próbować się rozwijać, robić wszystko, żeby przykuć uwagę trenera. Tymczasem doszliśmy do granicy absurdu i zawodnicy U-21 mogli być pewni swojej pozycji, nie musieli czuć szczególnego zagrożenia ze strony konkurentów. Grali, bo musieli, bo albo tak stanowiły przepisy (2019-22), albo klubu nie było stać na kary (2023-25). Ponadto absurdalnie wyglądały też okna transferowe, podczas których kluby nie szukały najlepszych piłkarzy, a rozglądały się za młodzieżowcami, którzy być może okażą się przydatni.

Szczęśliwie kluby ekstraklasy jeszcze tylko do końca sezonu będą musiały zmagać się z trudami przepisu. W bieżących rozgrywkach widmo nieosiągnięcia limitu grozi Legii, Górnikowi, GKS-owi, Cracovii i Śląskowi. To zespoły, które nie osiągnęły nawet 1500 młodzieżowych minut po 18 kolejkach. Opcje dla tych drużyn są dwie - albo zaczną wystawiać młodzieżowców na potęgę, albo zapłacą kary. Jeśli nie osiągną 2000 minut, zapłacą 2 miliony złotych. Jeśli zmieszczą się w przedziale 2000-2499 minut, kara wynosić będzie milion złotych. Jeśli natomiast zabraknie im niewiele do osiągnięcia regulaminowych 3000 minut, klubowa kasa uszczupli się o 500 tysięcy złotych.