Filip Szymczak otworzył wynik Lecha w meczu ligowym z Zagłębiem Lubin. Fot. Jakub Kaczmarczyk/PAP


Udane otwarcie Rumaka

Mimo absencji kilku kluczowych zawodników Lech odesłał Zagłębie Lubin do domu z kwitkiem.

 

W swoim debiucie na ławce „Kolejorza” trener Mariusz Rumak musiał sobie radzić bez kilku ważnych zawodników. Nadmiar żółtych kartek wyeliminował z gry Kristoffera Velde, kapitan zespołu Mikael Ishak i Miha Blazić nie byli jeszcze w pełni sił, a Irańczyk Ali Golizadeh dopiero wracał z Pucharu Azji. Mimo tych „braków” lepszego otwarcia nie mógł sobie wymarzyć.

Gospodarze skorygowali wynik już w 4 minucie, dzięki „prezentowi” Aleksa Ławniczaka. 25-letni stoper „miedziowych” stracił piłkę blisko własnego pola karnego na rzecz Adriela Ba Loui. Iworyjczyk pognał na bramkę rywali, po czym płasko dośrodkował spod końcowej linii boiska, a piłkę do siatki z kilku metrów wpakował Filip Szymczak. Niewiele brakowało, by w 50 minucie podopieczni trenera Waldemara Fornalika doprowadzili do wyrównania. Po stracie Barry'ego Douglasa Tomasz Pieńko zdecydował się na solówkę, ale w sytuacji sam na sam z bramkarzem Lecha Bartoszem Mrozkiem pomylił się o kilka centymetrów.

Lechici „zamknęli” mecz w 72 minucie, gdy Filip Marchwiński przedarł się lewym skrzydłem, wyłożył piłkę przed pole karne do Radosława Murawskiego, a ten mocnym uderzeniem przy słupku skierował ją do siatki. - Konsekwentnie pracowaliśmy na to, by dołożyć drugą cegiełkę i cieszę się, że to mi się udało to zrobić – powiedział autor drugiego gola dla „Kolejorza”. - Ta bramka uspokoiła to spotkanie i mieliśmy od tego momentu kontrolę nad piłką, a Zagłębie nie mogło dojść do głosu. Taki był nasz plan na mecz i został on zrealizowany. Zawsze jest nutka niepewności na starcie, czy to wszystko zapali, ale wykonaliśmy pierwszy krok i mam nadzieję, że pójdzie to dalej w odpowiednią stronę. Bogdan Nather

 


GŁOS TRENERÓW


Mariusz RUMAK: - Dobrze weszliśmy w to spotkanie. I nie chodzi tylko o gola, ale o pierwsze 10-15 minut. Bardzo mnie ucieszyła pierwsza bramka, bo długo czekałem na ten moment, by znów na tym stadionie poczuć tę radość. Poza tym ten gol padł po sytuacji, którą ćwiczyliśmy na treningach. Później niepotrzebnie oddaliśmy pole rywalom, którzy jednak nie stworzyli sobie groźnych okazji. Musieliśmy to skorygować w przerwie. Po zmianie stron lepiej wyglądaliśmy w pressingu, strzeliliśmy drugą bramkę i zagraliśmy na „zero z tyłu”, co jest bardzo istotne. Są jeszcze mankamenty, jesteśmy tego świadomi i musimy je poprawić. Martwią nas urazy. Przed meczem nie było za wesoło, ale nie chcieliśmy odkrywać wszystkich kart. A do tego doszły dwie kontuzje. Adriel Ba Loua upadł na bark i chyba odnowiła mu się kontuzja. Z kolei Antonio Milica zdjąłem profilaktycznie, bowiem czuł, że odnowił mu się stary uraz.


Waldemar FORNALIK: - Życie pokazało, że gry kontrolne to jedno, a liga to drugie. Lech był bardzo konkretny, ale z drugiej strony po raz kolejny pomogliśmy drużynie przeciwnej na początku spotkania. Później trudno nam się grało z dobrze zorganizowanym przeciwnikiem. Nie wykorzystaliśmy w I połowie 2-3 okazji do lepszego wykończenia naszych kontrataków. W II połowie była bardzo dobra sytuacja Tomka Pieńki, ale to zdecydowanie za mało. Lech był skuteczniejszy, nam zabrakło konkretów, dlatego nie wywozimy stąd punktów.


Bogdan Nather