Sport

U nas wszyscy piłkarze pracują

Rozmowa z Mirosławem Lewandowskim, prezesem Gryfa Słupsk

Prezes Mirosław Lewandowski (z prawej) wręcza kapitanowi Gryfa Danielowi Piechowskiemu podziękowanie za 200 występów w słupskim klubie. Fot. Gryf Słupsk

Są jeszcze bilety na mecz z Lechem? Cały Słupsk żyje już Pucharem Polski?

- Za wiele ich już nie zostało (rozmawiamy we wtorek – dop. red.), można je załatwić już jedynie poprzez znajomych, którzy nabyli bilety wcześniej. Bardzo szybko się rozeszły, zainteresowanie jest ogromne, ale nie ma się czemu dziwić. Z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia kilkadziesiąt lat temu. Wtedy w 1/8 finału graliśmy z Legią Warszawa, przegrywając ostatecznie 0:3 (jedną z bramek zdobył Kazimierz Deyna – dop. red.). Liczymy na pełne trybuny, czyli 1470 krzesełek. Dla wszystkich chętnych pewnie miejsca nie starczy. Powiększyliśmy strefę VIP do 300 miejsc. Gdyby ten mecz odbywał się o innej godzinie, to zainteresowanie byłoby jeszcze większe. Trochę szkoda, bo mamy przecież jupitery…

Te jupitery spełniłyby wymogi telewizji?

- Tak, bez problemu. W zeszłym roku oświetlenie na obiekcie przeszło modernizację. Spoglądaliśmy na terminarz i byliśmy chętni zagrać już we wtorek, ale było to niemożliwe, bo Lech w niedzielny wieczór grał z Legią. Padło więc na czwartek, w dodatku wczesną porę, bo Lech już w niedzielę z kolei gra z Motorem Lublin. W pierwszej chwili, poznając dokładny termin, trochę się baliśmy o frekwencję, biorąc pod uwagę, że trzeba będzie zapraszać szkoły, aby zapełnić stadion, ale obawy okazały się niesłuszne. Im bliżej meczu, tym zainteresowanie wrasta. Mamy sygnały, że niektórzy będą się specjalnie zwalniać z pracy, pójdą oddać krew, brać urlopy na żądanie, albo zwyczajnie poproszą szefa o możliwość wcześniejszego wyjścia z pracy, aby tylko być na stadionie.

Patrząc na reakcję piłkarzy Gryfa na losowanie, którą mogliśmy oglądać dzięki TVP Sport, chyba marzyliście właśnie o Lechu?

- Rozważaliśmy to trochę dwojako. Z jednej strony chcieliśmy trafić kogoś, kogo będziemy w stanie realnie wyeliminować, na przykład któregoś z III-ligowców. Jeżeli jednak już mieliśmy zagrać z rywalem z ekstraklasy, to chcieliśmy ekipę z tego absolutnego top 4 w Polsce. Ten drugi scenariusz nam się sprawdził.

Biorąc pod uwagę, że Lecha tyle co w Lidze Konferencji ograł Lincoln Red Imps z Gibraltaru – nikt nie może wam odbierać szans.

- Wiemy, że w Pucharze Polski jest wiele niespodzianek, z Polonią Warszawa też pewnie niewielu obstawiało nasz sukces. Liczymy, że tym razem też się uda coś takiego sprawić.

Sportowo Słupsk to jednak przede wszystkim koszykówka. Trudno na co dzień przebić się piłce nożnej?

- To prawda, mamy w Słupsku koszykarską ekstraklasę. Koszykarze jednak grają w hali i są nastawieni raczej na innego klienta, takiego bardziej wymagającego, który nie lubi za bardzo zimna czy wody z nieba. Hala koszykarska może jednak pomieścić tylko dwa tysiące osób, więc jakoś się dzielimy kibicami. Na naszych meczach mamy obecnie przyzwoita widownię, ale gdy obejmowałem stanowisko trzy lata temu, to na trybunach było 30 kibiców. Zmiana na Gryfie nastąpiła dość radykalnie.

Co musieliście poprawić, przygotowując się organizacyjnie do czwartkowego meczu? Dużo pracy było do wykonania, której na co dzień w IV lidze nie ma?

- Zdecydowanie tak! Na potrzeby telewizji mieliśmy spotkanie robocze, zostały wytypowane miejsca, gdzie staną kamery. Jako klub musimy zadbać o rusztowania pod nie, podnośnik, zapewnić agregat prądotwórczy, wydzielić specjalne strefy. Tych rzeczy trochę jest, a robimy to po raz pierwszy w życiu. Przyjeżdża do nas telewizja i nie chcemy popełnić jakiegoś błędu. Z pewnymi rzeczami schodzi nam dłużej, ale najważniejsze, żeby nie było żadnego wstydu.

Jakie są realia funkcjonowania w IV lidze pomorskiej?

- Piąty poziom rozgrywkowy, więc realia są takie, że u nas wszyscy zawodnicy pracują do 16.00, a na 17.00 przychodzą na trening. Jak mecz wypadnie nam w środku tygodnia, to muszą wziąć wolne. Mamy kilku studentów, więc oni również muszą sobie załatwić wolne na uczelni. Graliśmy w III lidze w poprzednim sezonie i już wtedy zderzyliśmy się z piłką półprofesjonalną, gdzie rywale zarabiali 2-3 razy więcej niż my, mieli treningi dwa razy dziennie.

W jakich zawodach pracują piłkarze Gryfa?

- Mamy kuriera w firmie DPD, ktoś rozwozi posiłki, inni pracują w sklepie motoryzacyjnym czy rolnictwie. Trener pracuje w szkole, ja mam własną firmę. Jak trzeba gdzieś pojechać ciężarówką, to wsiadam i jadę bez żadnego problemu. Nie ma osoby, która by ciężko nie pracowała, niektórzy robią to zdalnie. Trenerzy łączą pracę w akademii z pracą w klubie. Z pensji piłkarskiej w IV lidze raczej nie dałoby się wyżyć. W naszym przypadku zresztą nawet w III lidze było to trudne.

Ile może najwięcej zarobić piłkarz w tej lidze?

- Są kluby w naszej lidze, w których piłkarze zarabiają i po kilkanaście tysięcy złotych, a wcale się to nie przekłada na miejsce w tabeli. U nas piłkarz maksymalnie może zarobić około 6 tys. zł. To są jednak jednostkowe przypadki, bo u nas nawet prezes tyle nie zarabia (śmiech).

Interesuje was w tym sezonie przede wszystkim powrót do III ligi?

- Nie ukrywam, że chcielibyśmy w tym sezonie awansować, podjęliśmy się walki o awans, na razie jesteśmy na trzecim miejscu i zrobimy wszystko, aby się tam znaleźć, ale też nie chcielibyśmy się znowu odbić od ściany. Wchodzenie i za chwilę spadanie nie ma większego sensu.

Mecz z Lechem powinien chyba pomóc na rynku sponsorskim. Znajduje to przełożenie?

- Jakieś zainteresowanie na pewno się pojawiło. Mówimy jednak o średnich sponsorach, a nam by się przydał sponsor strategiczny, który zechciałby nam zaufać i zainwestować większe środki. To pozwoliłoby nam utrzymać rozwój piłki w Słupsku.

Kibiców Lecha nie będzie na meczu. Nie dało się tego załatwić?

- Ze względu na negatywną opinię policji władze miasta podjęły decyzję, że spotkanie odbędzie się bez kibiców gości. Za to zwiększony został limit osób, które będą mogły zobaczyć mecz na stadionie. Miałem kontakt z osobami odpowiedzialnymi za organizację wyjazdów na mecze Lecha i ustaliliśmy, że wpuścimy 120 osób, bo taka u nas jest pojemność sektora gości. Zdążyli oni nawet przelać pieniądze na nasze konto, ale po decyzji policji po prostu przeprosiliśmy i zwróciliśmy środki. Nie jest to naszą winą i osobiście chciałbym, aby kibice Lecha mogli obejrzeć u nas mecz. Widziałem nieraz, jak oni kibicują, to jest bardzo wysoki poziom, na stadionie nic złego się nie dzieje. Jest trochę niedosytu i nawet pewnego wstydu z powodu decyzji policji, która boi się 120 kibiców z Poznania, ale jako Gryf nic nie mogliśmy zrobić.

Rozmawiał Mariusz Rajek