Sport

Tytuł dla Kanadyjczyka!

Shai Gilgeous-Alexander został wybrany MVP sezonu zasadniczego. Burmistrz Oklahoma City zapowiedział wielkie świętowanie.

W akcji Shai Gilgeous-Alexander, najlepszy gracz NBA! Fot. PAP / EPA

NBA

Środa obfitowała w wydarzenia. Najpierw (późnym wieczorem czasu polskiego) przedostał się przeciek, że to Shai Gilgeous-Alexander otrzyma tytuł MVP za sezon zasadniczy. W tej sprawie spekulacje toczyły się od kilku tygodni. Kandydatów było właściwie tylko dwóch – albo wspomniany Gilgeous-Alexander, albo Nikola Jokić. Za Serbem nie przemawiały jednak ostatnie dokonania jego zespołu, a Kanadyjczyk nie tylko był najlepszym strzelcem rozgrywek, ale doprowadził Oklahoma City do numeru jeden w sezonie, rozstawienia z jedynką przed fazą play off i znakomitego wyniku 68 wygranych w 82 meczach.

Indywidualnie Shai rozgrywa znakomity sezon – królem strzelców został z niesamowitą średnią 32,7 punktu na mecz (przy 51,9 procentach skuteczności z gry). Ponadto miał 6,4 asysty, 5 zbiórek, 1,7 przechwytu i 1 blok na mecz. Jak przypominają eksperci: tylko Michael Jordan osiągał takie statystyki w jednym sezonie i to w swoich najlepszych latach, czyli wtedy, kiedy zdobywał swoje pierwsze dwa tytuły MVP.

Podczas wręczania nagrody koszykarz większą część swojego wystąpienia poświecił poślubionej w ubiegłym roku żonie: „Byłaś pierwszą osobą, która pokazała mi, co naprawdę znaczy miłość... co naprawdę znaczy poświęcenie. I nie mogę się doczekać, aby spędzić resztę tej podróży zwanej życiem z tobą. Dziękuję bardzo. Nie byłbym mężczyzną, jakim jestem, nie byłbym graczem, jakim jestem, nie byłbym ojcem, jakim jestem, bez ciebie. Dziękuję!”.

David Holt, burmistrz Oklahoma City, gdy dowiedział się o wielkim sukcesie gracza Thunder, zadeklarował, że 22 maja będzie dniem wyjątkowym. „W uznaniu historycznego osiągnięcia Shaia i jego wyjątkowego wkładu w Oklahoma City ogłaszam czwartek, 22 maja 2025 roku, DNIEM SHAI GILGEOUS-ALEXANDER w OKC! Szczęśliwego Dnia Shaia dla tych, którzy go obchodzą!” – napisał w okolicznościowym oświadczeniu.

Tymczasem wieczorem w Madison Square Garden w Nowym Jorku zainaugurowano finał Konferencji Wschodniej. Knicks rywalizują w nim z Pacers. Zapowiada się na maraton pełen dramatów i emocji. Pierwszy mecz dostarczył widzom (w hali było ich blisko 20 tysięcy, przed telewizorami na całym świecie miliony) niesamowitych wrażeń. Na 3 minuty przed końcowym gwizdkiem Knicks prowadzili 14 punktami i byli pewni wygranej. Tymczasem szalona pogoń gości doprowadziła do dogrywki. Decydujący o remisie rzut wykonał Tyrese Haliburton. Właściwie to trafienie mogło skończyć spotkanie, ale strzelec nadepnął linię rzutów za trzy i zaliczono mu tylko dwa punkty. W dodatkowym czasie gra nadal była bardzo zacięta, punkt za punkt. Dopiero w ostatnich sekundach Andrew Nembhard dał minimalne prowadzenie gościom, a jego asysta do Obi Toppina ostatecznie zamknęła mecz. – Graliśmy już w wielu spotkaniach, w których rywale zdawali się mieć kontrolę. Gra się jednak do ostatniego gwiazdka, dopóki zegar meczowy nie będzie wskazywał zera – powiedział po meczu Haliburton.

U nowojorczyków dwóch graczy spisało się tego wieczoru ponadprzeciętnie – Jalen Brunson zdobył 43 punkty, a Karl-Anthony Towns zanotował bardzo solidne double double (35 punktów, 12 zbiórek). To było jednak za mało, by pokonać Pacers. – Duże uznanie dla rywali. Zamknęli ten mecz tak, jak robią to przez całe playoffy – chwalił graczy Pacers Brunson. Mecz numer dwa odbędzie się w piątek także w Nowym Jorku.

Wynik. Finał Konferencji Wschodniej: New York - Indiana 135:138 po dogrywce (stan rywalizacji: 0-1).

(p)