Widzewiacy mierzą się latem tylko z solidnymi firmami. Tutaj starcie z Banikiem Ostrava. Fot. widzew.com


Tylko z silnymi

Za łodzianami solidne i konkretne sprawdziany. Dają nadzieję na dobrą jesień.

WIDZEW ŁÓDŹ

Widzew ma ambitny plan przygotowań do nowego sezonu. Zespół nie rozdrabnia się na sparingi z zespołami z niższych klas, nie jeździ po wiejskich festynach i nie uświetnia jubileuszy klubów z okręgówki.

Ciężko pracuje w okresie przygotowawczym: grał już z beniaminkami ekstraklasy - Motorem (1:2) i GKS Katowice (3:1), czwartą drużyną ligi czeskiej Banikiem Ostrawa (2:1), a na finał – po powrocie z obozu w Opalenicy - zagra w najbliższy piątek z Legią. Do tego każdy mecz – jak w ćwierćfinałach mistrzostw Europy - trwa 120 minut. Taki egzamin to wręcz matura na poziomie rozszerzonym – nie ma co!

Komu jak komu, ale kibicom ze Śląska nie ma potrzeby tłumaczyć, jaką rolę w czeskiej piłce odgrywa Banik. Czesi byli sąsiadami Widzewa w ośrodku w Opalenicy, podobnie zresztą jak szkocki ligowiec Dundee FC. Ze Szkotami Banik przegrał 0:3, z Widzewem 1:2.

Nauka albańskiego

Kibice Widzewa nie mogą narzekać, że ich drużyna nie wykorzystuje stałych fragmentów gry: jedną bramkę zdobył - po odejściu Jordi Sancheza już samodzielny król pola karnego - Imad Rondić z jedenastki, drugą stoper Julian Shehu z wolnego z 18 metrów. Shehu po raz ostatni grał w lidze 11 listopada, wiosną leczył kontuzję i mówiono nawet o zakończeniu kontraktu, ale jest już zdrowy i w dobrej formie fizycznej.

Po odejściu Serafina Szoty może się zdarzyć, że obok siebie zagrają w defensywie dwaj Albańczycy - Kreshnik Hajrizi i Shehu (Hajrizi ma paszport Kosowa, ale język przecież ten sam). Jeśli więc jeden krzyknie „topi im”, to drugi będzie wiedział, co robić. „Topi im” to po albańsku „moja”…

Shehu zostaje w Widzewie, podobnie zresztą jak Sebastian Kerk, który w zasadzie też cały sezon leczył kontuzję. Przeciwko beniaminkom z Katowic i Lublina jeszcze nie zagrał, wyszedł jednak w pierwszym składzie na mecz z Banikiem, ale… grał tylko 30 minut. Żeby nie było podejrzeń, że to kolejny uraz, kierownik drużyny z góry uprzedził dziennikarzy, że taki jest plan. Miał jedno udane zagranie – trzeba wierzyć, że grał kiedyś w Bundeslidze.

Kłopoty młodzieżowców

Widzew ma na razie ujemny bilans transferów. Ujemny w sensie siły gry, bo finansowo transfery Sancheza do Japonii i Andrejsa Ciganiksa do FC Luzern na pewno się wszystkim zainteresowanym opłaciły. Odeszli także Mate Milosz, Dominik Kun (do Wisły Płock) oraz Ernest Terpiłowski (do Polonii Warszawa). Terpiłowski to kolejny ściągnięty z zewnątrz młodzieżowiec, który na widzewskiej glebie się nie przyjął.

Po osiągnięciu piłkarskiej dorosłości miejsca w zespole na stałe w ostatnich sezonach nie udało się wywalczyć Konradowi Gutowskiemu z Podbeskidzia - ostatnio utkwił w Olimpii Grudziądz, Konradowi Czubakowi - po odejściu z Widzewa z powodzeniem grającemu w Arce, Piotrowi Samcowi-Talarowi ze Śląska - bez którego Jacek Magiera nie wyobraża sobie teraz swojej drużyny, Radosławowi Gołębiewskiemu ze Skry - z macierzystego klubu spadł do III-ligowej Sandecji, Bartoszowi Guzdkowi - którego Odra po pozyskaniu go z Widzewa oddała Miedzi, Kacprowi Karaskowi ze Skierniewic - który trafił do Niecieczy. Czy to brak talentu na miarę ekstraklasy, złe metody szkoleniowe, a może niecierpliwość szefów klubu, samych zawodników i ich menedżerów?

Teraz Widzew ściągnął z Pruszkowa 19-letniego jeszcze Marcela Krajewskiego, który uczył się futbolu w szkółkach – poważniej brzmi: w akademiach – Arki i Legii. Testowanemu przez Widzew 18-letniemu bramkarzowi Jacobowi Zagrodnikowi z krakowskiego Hutnika plan na początek kariery wytyczył już Rafał Gikiewicz. „Masz trzy lata na osiągnięcie ligowego poziomu, bo ja mam zamiar jeszcze tyle czasu grać” – powiedział dwa razy starszy od czeladnika mistrz, z którym Widzew przedłużył kontrakt.

Wojciech Filipiak