Jude Bellingham (z prawej) na treningu tryskał humorem. Fot. Paul Chestereton/Focus Images/MB Media/PressFocus.


Twardy orzech do zgryzienia

Selekcjoner reprezentacji Anglii, Gareth Southgate, na mecz ze Szwajcarią zamierza przemeblować blok defensywny.

Przed rozpoczęciem europejskiego czempionatu w Niemczech na papierze drużyna Garetha Southgate'a była jednym z faworytów do końcowego triumfu. Jakkolwiek by patrzeć, do Euro 2024 Anglicy przystępowali jako urzędujący wicemistrz Europy. Poza tym kadra dumnych „Synów Albionu” została wyceniona na półtora miliarda (!) euro, najwyżej spośród wszystkich uczestników turnieju.

Urwali się ze stryczka

Chociaż styl gry Anglików nie powalał na kolana, to wyniki się zgadzały. Wyspiarze grali wprawdzie oszczędnie (1:0 z Serbią, 1:1 z Danią i 0:0 ze Słowenią), ale awansowali do 1/8 finału z pierwszego miejsca w grupie C. Schody zaczęły się ze Słowacją, z którą wybrańcy Southgate'a przegrywali 0:1 jeszcze w doliczonym czasie gry. Urwali się ze stryczka dosłownie w ostatniej chwili, bo w 95 min, gdy fenomenalnym strzałem uratował im skórę Jude Bellingham. Gwiazdor Realu Madryt dał się wtedy ponieść emocjom i zdecydował się na gest, który został uznany za obsceniczny. Ale o tym później.

Po takiej traumatycznej przeprawie wicemistrzowie Europy nabrali wiatru w żagle i liczą, że kolejną przeszkodę sforsują w mniej stresujący sposób. Ale ambicje i aspiracje to jedno, a możliwości to zupełnie inna para kaloszy. Angielscy dziennikarze niemal od początku turnieju w Niemczech narzekają na styl gry swojej drużyny. Zarzucają swoim reprezentantom, że sposób gry wręcz usypia kibiców, a wszyscy chcieliby oglądać zespół Southgate'a grający z rozmachem, efektownie i skutecznie. Czy można jednak mieć wszystko w jednym?

Cena strachu

Wróćmy na chwilę do poprzedniego meczu Anglików ze Słowacją. Nasi południowi sąsiedzi do tego stopnia zneutralizowali poczynania rywali, że ci w pierwszej połowie nie oddali celnego strzału! Jak przypomnieli skrupulatni Brytyjczycy, do takiej sytuacji doszło po raz pierwszy od mistrzostw świata w Meksyku w 1986 r., gdy Anglia mierzyła się z późniejszym triumfatorem, Argentyną.

We wspomnianym meczu, gdy Anglia była o włos od pożegnania się z mistrzostwami, po zdobyciu wyrównującego gola wspomniany wcześniej Jude Bellingham pozwolił sobie na skandaliczny gest, jak z prowincjonalnego teatrzyku. Po zdobyciu wyrównującego gola 21-letni Anglik odwrócił się w kierunku ławki rezerwowych Słowaków i... złapał się za krocze. Wielu odebrało to jako ewidentną prowokację pod adresem przeciwników. UEFA nie przeszła nad zachowaniem reprezentanta Anglii do porządku dziennego i wszczęła postępowanie wyjaśniające. Piłkarzowi groziło zawieszenie, więc najbliższy mecz ze Szwajcarią obejrzałby z wysokości trybun. Skończyło się jednak na strachu, czyli karze grzywny w wysokości 30 tysięcy euro. Bellingham przeprosił za swoje zachowanie, tłumacząc, że był to gest skierowany w kierunku przyjaciół, którzy zasiadali na trybunach. Jego celem nie było obrażanie nikogo, zwłaszcza drużyny przeciwnej.

Jubileusz selekcjonera

Teraz każdy mecz będzie dla reprezentacji Anglii z gatunku „być, albo nie być”. Warto dodać, że sobotni pojedynek ze Szwajcarią będzie dla Garetha Southgate'a będzie setnym meczem, w którym poprowadzi „Synów Albionu”. Mógł nie doczekać tego pięknego jubileuszu, gdyby przegrał wcześniejszy mecz ze Słowacją. Brytyjskie gazety i portale twierdziły, że w przypadku odpadnięcie z turnieju stracićłby posadę.

Selekcjonera wziął w obronę stoper Manchesteru City, John Stones. - Stratę w tym meczu udało się odrobić dzięki dużej pewności siebie drużyny, a to również zasługa szkoleniowca – przekonywał 30-letni obrońca. - Po 60 minutach gry myślałem, że jedziemy do domu. To, że nasze nastawienie się zmieniło, że odzyskaliśmy wiarę - mogła to sprawić tylko ogromna siła. Jedną z wielkich cech, wielkich zalet, które Gareth Southgate ma jako trener, jest to, że w sposób jasny i zrozumiały przekazuje nam, czego od nas oczekuje i o co walczymy.

Z trzema stoperami?

Dotychczasowa krytyka poczynań piłkarzy w końcu „zmusiła” Southgate'a do reakcji na zaczepki dziennikarzy i kibiców. Niespełna 54-letni selekcjoner bowiem doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że w żadnym ze wcześniejszych spotkań jego podopieczni nie zagrali na miarę drzemiących w nich możliwości, potencjału. Brytyjskie media informują, że w ćwierćfinałowym meczu ze Szwajcarią zobaczymy zupełnie inne oblicze reprezentacji „Trzech Lwów”. Jedna zmiana jest wymuszona, bowiem środkowy obrońca Marc Guehi został zawieszony na jedno spotkanie za nadmiar żółtych kartek. 24-letni piłkarz londyńskiego Crystal Palace został nimi upomniany w meczach ze Słowenią i Słowacją.

Według dziennikarzy „Sky Sports” w najbliższym starciu z Helwetami reprezentacja Anglii zagra trójką stoperów. To podobno wyjątkowy manewr, wynikający z potrzeby chwili. W przypadku drużyny narodowej to rzadkość, ale trener aktualnego mistrza Anglii, Manchesteru City, Joseph Guardiola stosuje z powodzeniem ten wariant. W mistrzostwach Europy uczestniczy dwóch obrońców „Obywateli”: wspomniany wcześniej John Stones oraz Kyle Walker, dla których taki sposób grania to przysłowiowa bułka z masłem.

Gareth Southgate w miejsce zdyskwalifikowanego Guehiego musi znaleźć zastępcę i wbrew pozorom ma wybór. W podstawowej jedenastce może wybiec na boisko niespełna 27-letni Ezri Konsa Ngoyo, na co dzień zawodnik Aston Villi Birmingham, klubowy kolega Matta Casha. Alternatywą może być o dwa lata starszy Luke Shaw z Manchesteru United, który powrócił do kadry po kontuzji, ale który w zespole „Czerwonych diabłów” z Old Trafford grywał jako półlewy stoper.

Jest już przesądzone, że angielską drużynę z trybun będzie wspierał książę Walii, William. 42-letni następca tronu - o czym poinformowała agencja DPA - przyleci do Duesseldorfie krótko przed rozpoczęciem meczu i opuści Niemcy zaraz po jego zakończeniu. To nie powinno być dla nikogo zaskoczeniem, bo syn króla Karola III jest prezesem Angielskiej Federacji Piłkarskiej. Wcześniej oglądał na żywo meczu swoich rodaków z Danią.

„Czarny koń” turnieju

Przeciwnik Anglików, Szwajcaria, w 1/8 finału wyeliminowała obrońców mistrzowskiego tytułu, Włochów (2:0). „Nati wyrzucili Italię za burtę. Koniec przygody obrońców tytułu” - cieszyli się dziennikarze gazety „Blick”, a szef jej działu piłkarskiego dodał: „2:0 z Włochami sprawia, że przed naszymi chłopakami nie ma granic. Teraz nie musimy się nikogo obawiać”.

Przed ćwierćfinałową potyczką z „Trzema Lwami” dobrego humoru nie traci selekcjoner Helwetów, Murat Yakin. - Graliśmy z Niemcami i byliśmy nieźli, graliśmy z Włochami, czyli innym wielkim zespołem i wygraliśmy, więc czemu nie możemy pokonać Anglii? - zadaje retoryczne pytanie 50-letni szkoleniowiec. - Jesteśmy w dobrym nastroju, w zespole panuje świetna atmosfera. To fajne wyzwanie, a moja drużyna jest gotowa na wielką bitwę z Anglią. Znamy ich mocne i słabe strony. Gramy dobrze i przekłada się to na wyniki. Wartość angielskiej drużyny jest dużo większa niż naszego zespołu. Mają w zespole wielkie gwiazdy, dużo się od nich oczekuje i potrzebują tego trofeum. Jude Bellingham wygrał Ligę Mistrzów, ale nie możemy skupiać się tylko na nim. Inni zawodnicy też mogą zrobić różnicę.

Ważną postacią w reprezentacji Szwajcarii jest niespełna 32-letni pomocnik Bayeru Leverkusen Granit Xhaka, który pełni funkcję kapitana drużyny. Urodzony w Bazylei piłkarz opuścił trening przed spotkaniem z Włochami z powodu kontuzji mięśnia przywodziciela. Z bólem zmagał się również podczas samego meczu, ale media donoszą, że będzie mógł zagrać w sobotnim ćwierćfinale.

Potok forsy

2,5 mln euro - tyle był wart awans każdej drużyny do najlepszej ósemki turnieju w Niemczech. Tyle zarobiły już Anglia, Szwajcaria, Niemcy, Hiszpania, Francja, Portugalia, Holandia i Turcja. Obecnie najwięcej mają na koncie Hiszpanie, którzy jako jedyni wygrali wszystkie mecze w grupie i łącznie zarobili już 16,25 mln euro, czyli maksymalną kwotę, jaką można zainkasować na tym etapie turnieju. Za udział w mistrzostwach Europy każda reprezentacja otrzymała 9,25 mln euro, jedno zwycięstwo w grupie było warte 1 mln euro, natomiast remis - 0,5 mln. Za awans do fazy pucharowej UEFA wypłaciła każdej z ekip po 1,5 mln euro, za wejście do ćwierćfinału - następne 2,5 mln. Awans do półfinału Euro 2024 zostanie wynagrodzony 4 mln w unijnej walucie, zaś kwalifikacja do finału to co najmniej 5 mln w przypadku porażki. Drużyna, która sięgnie po główne trofeum, dostanie za finał 8 mln euro.

Bogdan Nather