Koszykarze Legii mieli w niedzielę powody do świętowania Fot. Lukasz Sobala / PressFocus


Turniej pełen sensacji

Cztery dni w Sosnowiec Arena fanom basketu dostarczyły wielkich emocji.


PEKAO S.A. PUCHAR POLSKI

Największą sensacją finałowego turnieju była postawa Legii Warszawa. Drużyna, która w lidze spisywała się dotąd bardzo przeciętnie, zajmuje ósme miejsce w tabeli, nie jest pewna awansu do fazy play off w Sosnowcu wyglądała na odmienioną. Trzy mecze w cztery dni, trzy bardzo wysokie zwycięstwa i wielka pozytywna energia całego zespołu. Dziesięć dni wcześniej władze klubu ze stolicy zwolniły trenera Wojciecha Kamińskiego i na tymczasowego zastępcę mianowały jego asystenta Marka Popiołka. - To praca wielotygodniowa, która odpaliła i zadziałała. Jestem z tego dumny. Wszystkie nasze mecze w PP wyglądały podobnie – mocna, równa pierwsza połowa i dominacja w drugiej. Byliśmy dobrze przygotowani fizycznie, graliśmy nieustępliwie. Nie wiem tyle o koszykówce, aby to wytłumaczyć. A nawet, gdybym wiedział, to nie mogę podpowiadać rywalom - z uśmiechem opowiadał po finale 33-letni szkoleniowiec.

Mimo sukcesu nie jest jasne jak teraz zachowają się władze Legii, czy Popiołek pozostanie trenerem do końca sezonu czy pojawi się jednak ktoś inny? Media donosiły, że na trybunach Sosnowiec Arena był Miodrag Rajković. To Serb, który doprowadził Turów Zgorzelec do mistrzostwa Polski oraz razy był z nim w wielkim finale ligi (2013-15).

 

Statuetkę MVP turnieju finałowego otrzymał Aric Holman z Legii. 26-letni środkowy zagrał trzy świetne mecze - 21 punktów i 9 zbiórek w ćwierćfinale, 24 punkty i 8 zbiórek w półfinale oraz 23 punkty i 8 zbiórek w meczu finałowym. - Decydująca była energia zespołu. 30 procent to był plan i założenia, wszystko pozostałe to właśnie nasza wspólna energia, która poniosła nas do tej wygranej - przekonywał po spotkaniu Aric Holman. - Wcześniej tego nam brakowało, nie mieliśmy pewności siebie, w Sosnowcu odbudowaliśmy wzajemne zaufanie, wiarę w swoje umiejętności. Znowu jesteśmy razem, to nam pomoże w decydującej fazie sezonu ligowego.

 

W sobotę rozegrano turnieje wsadów i rzutów za trzy punkty. I tu obie rywalizacje padły łupem zawodników MKS Dąbrowa Górnicza! Amerykanin Xeyrius Williams zwyciężył w konkursie wsadów piłki do kosza, a w rzutach zza łuku najlepszy był Dominik Wilczek.

„To że wygraliśmy oba konkursy to jedno, najbardziej budujące jest to jak chłopaki pokazały się jako drużyna. Czuję dumę, kiedy podchodzą do mnie ludzie i mówią „ale macie ekipę, super się na to patrzy” - napisała w portalu X (dawny twitter) Sonia Grząś, menedżerka ds mediów w MKS.

Obaj koszykarze czuli wsparcie drużyny, która w komplecie zameldowała się w Arena Sosnowiec i głośno kibicowała swoim kolegom. - Dopingowała mnie cała ławka kolegów z drużyny, więc na pewno czułem ich wsparcie przy tym ostatnim, decydującym rzucie. Moja żona ma dziś urodziny, więc śmialiśmy się przed, że szybko wygrywam ten konkurs i idziemy świętować - powiedział Wilczek na antenie telewizji Polsat tuż po konkursie.

 

Obok Legii wielką niespodziankę sprawiła Stal Ostrów Wielkopolski. Stalówka ku zdumieniu fachowców w półfinale wyeliminowała Anwil Włocławek, który jest liderem ekstraklasy i także w Sosnowcu uważany był za głównego faworyta do tytułu. Ambitni gracze z Ostrowa pokazali się ze znakomitej strony i potwierdzili, że mogą być czarnym koniem rozgrywek play off. Nieprzypadkowo zajmują obecnie pozycję wicelidera Orlen Basket Ligi. - Ludzie mówili mi, że nie ma sensu się zarzynać w Pucharze Polski, gdy ma się do dyspozycji mniejszą liczbę zawodników. Ja tak nie umiem. Zawsze idziemy na maksa. Podjęliśmy walką wręcz z Anwilem i jestem bardzo zadowolony, że udało nam się wygrać. To wielki sukces - podkreślał trener Andrzej Urban. Sukces ostrowian tym większy, że musieli grać bez dwóch swoich kluczowych zawodników - Damiana Kuliga (jest już po operacji) i Aigarsa Skele. Łotysz, jeden z najlepszych graczy w lidze, nabawił się urazu kolana i również czeka go zabieg.

 

Największymi przegranymi turnieju były trzy czołowe kluby Orlen Basket Ligi. Anwil, King i Trefl opuszczali Sosnowiec jak niepyszni. - W meczu z Treflem popełniliśmy mnóstwo błędów, niemal wszystkie decyzje były tragiczne. Biorę to na siebie i przepraszam naszych kibiców. Mam nadzieję, że wyciągniemy z tego wnioski i pomoże to nam w przyszłości - mówił trener szczecinian Arkadiusz Miłoszewski po przegranym meczu ćwierćfinałowym. W podobnym stylu wypowiadał się szkoleniowiec Trefla Żan Tabak po porażce z Legią w półfinale. - zabrakło nam agresywnej i twardej gry w obronie. nie byliśmy mentalnie gotowi. Jako trener biorę za to odpowiedzialność.


(pp)