Charakterystyczny wilczy salut wykonywany przez tureckich kibiców. Fot. Michał Zichlarz  


WIDZIANE Z NIEMIEC

Michał Zichlarz

Turecki marsz i salut

Za zachodnią granicą pół żartem pół serio mówi się, że w weekend z turnieju odpadły dwie jedenastki gospodarzy. W piątek Niemcy, a w sobotę wieczorem w ostatnim ćwierćfinałowym spotkaniu Turcy.

Reprezentacja półksiężyca czuła się na 17. mistrzostwach Europy jak u siebie w domu. To było widać i słychać tutaj w Niemczech. Byłem na tym turnieju na dwóch spotkaniach drużyny z takimi zawodnikami w składzie, jak kapitan i mózg, Hakan Calhanoglu, czy nastolatek Arda Guler. Najpierw na początek grupowych starć z Gruzją w Dortmundzie, no i w sobotę na Olympiastadion. Każdy z tych meczów, również ten w grupie z Czechami, był na swój sposób niesamowity i przynosił emocje nie tylko samym jego uczestnikom i kibicom na trybunach, ale również milionom przed telewizorami. To były szalone gry!

Kiedy w Hamm pytałem Zygfryda Szołtysika, naszą wielką futbolową legendę, mistrza olimpijskiego z Monachium z 1972 roku, o najlepszy grupowy mecz, od razu wskazał na starcie Turków z Gruzinami. Także to sobotnie spotkanie stało na świetnym poziomie, do tego był dramat, no i kolejne piłkarskie łzy. To się chciało oglądać! I pomyśleć, że z Turkami kilka dni przed Euro wygraliśmy w Warszawie 2:1. Nikt o tym oczywiście oprócz nas nie pamięta, a o tureckiej reprezentacji i jej piłkarzach mówi cała piłkarska Europa i nie tylko ona. O nas nikt już nie pamięta...

Turków w Niemczech, żyjących z pokolenia na pokolenie jest kilka milionów. Świetnie się zasymilowali, grają też w niemieckiej reprezentacji. Nic dziwnego, że czują się tutaj jak u siebie w domu. Kiedy jadąc na sobotni mecz na Stadionie Olimpijskim, zobaczyłem marsz tureckich kibiców na obiekt, to było coś nieprawdopodobnego. Morze głów, morze flag, tysiące czy dziesiątki tysięcy ludzi! Niesamowity i robiący wrażenie widok. To samo było potem na widowni. Co do tego tłumu i marszu, to został on… rozgoniony przez niemiecką policję. Poszło o tzw. „wilczy salut” wykonywany przez kibiców. Każdy z nich to robił. Był to gest solidarności i protestu w związku z zawieszeniem przez UEFA Meriha Demirala (piszemy też o tym na stronie 5). Było to spore osłabienie zespołu włoskiego trenera Vinzenzo Montelli w starciu z Holandią.

Tak sobie myślę, jeśli niemiecka minister Nancy Faeser, nalegająca na interwencję w tej sprawie u futbolowych władz, a także mówiąca o tym, że „na naszych stadionach nie ma miejsca na symbol tureckich prawicowych ekstremistów”, chciała coś osiągnąć, to osiągnęła efekt odmienny od zamierzonego. Zwróciła uwagę na coś o czym niewielu wiedziało, a teraz wszystko urosło do wielkiego symbolu. Tak to piłka przenika się z polityką, co niekoniecznie jest dobre, a świadczą też o tym bójki w berlińskiej fan zonie pomiędzy kibicami z Holandii i Turcji. Oby takich niezdrowych emocji nie było w kolejnych, już półfinałowych grach, choć podtekstów w tych pojedynkach wagi ciężkiej nie brakuje!