Sport

„Tułaczball” za trzy!

Puszcza po bramkach ze stałych fragmentów rozbiła Lechię.

Ekipa z Niepołomic pokazała Lechii miejsce w szeregu. Fot. Krzysztof Porębski/Pressfocus

Nie da się lepiej wejść w spotkanie, jak strzelając gola w pierwszych minutach. Takiej sztuki dokonała Puszcza. Klasycznie dla siebie wykorzystała stały fragment gry. Prześmiewczo nazywany „Tułaczball” przyniósł gospodarzom odpowiedni skutek. 

Tracili bramki i piłkarzy 

Dośrodkowanie piłki w pole karne próbował przeciąć Rifet Kapić. 29-letni kapitan gdańszczan zagrał jednak wprost pod nogi Konrada Stępnia. Doświadczony pomocnik „Żubrów” obrócił się z piłką i pokonał bezradnego Bogdana Sarnawskiego. Lechia próbowała odpowiedzieć, jednak ekipa formalnych gospodarzy (mecze Puszczy nadal rozgrywane są na obiekcie Cracovii) nie pozwalała zespołowi gości na zbyt wiele. Poza pojedynczymi dośrodkowaniami i uderzeniami z dystansu, które bez problemu łapał Kewin Komar, gdańszczanie raczej nie mieli dogodnych okazji na bramkę.

Jedenastka z Niepołomic z kolei konsekwentnie budowała swoje akcje, tak jak w 33 minucie. Składna akcja „Żubrów” zakończyła się dośrodkowaniem do Dawida Abramowicza. Pomocnik dograł prosto na głowę Michaila Kosidisa. Młody Grek mógłby nawet położyć się w polu karnym, a i tak nikt by go nie zaatakował. Bez problemu podwyższył prowadzenie. Na domiar złego Lechia kilka chwil później straciła zawodnika. Murawę opuścił Tomasza Bobczek. Napastnik gdańszczan naciągnął, a być może nawet naderwał mięsień uda przy ataku na piłkę. Goście z Pomorza tym bardziej byli w bardzo trudnym położeniu. 


Druga odsłona nie wyglądała lepiej. Gdańszczanie nie potrafili zagrozić bramce Komara. Owszem, tworzyli okazje, jednak bramkarz Puszczy nie miał za dużo do roboty. Puszcza zresztą też już nie szarżowała. Upływający czas oczywiście spychał gospodarzy do głębszej defensywy. Mimo to gospodarze wpakowali kolejnego gola. Tym razem głową trafił Roman Jakuba po wrzucie piłki z autu Abramowicza. Dziewięć minut później środkowy defensor ustrzelił dublet! Znów rozegrany atak od autu, ale tym razem wycofana piłka. Tą przedłużył Stępień, a Jakuba pokonał Sarnawskiego, który nie popisał się przy interwencji. Lechia zdołała jeszcze odpowiedzieć za sprawą bramki Camilo Meny. Było to jednak trafienie honorowe. „Tułaczball” zapewnił trzy z czterech bramek oraz trzy bezcenne „oczka” dzięki czemu niepołomiczanie mogą trochę odetchnąć.  „Biało-zieloni" zostają zaś chłopcem do bicia, mając już 11 straconych bramek. 

(ptom)