Tu się zgina dziób pingwina
Cofamy się o 44 lata
Trudno sobie wyobrazić bardziej spektakularny triumf podczas igrzysk, przyjmując go oczywiście tylko jako wielki sportowy triumf, ale wręcz jako symboliczny moment w dziejach. Nie chodzi o to, że na osiem skoków podczas igrzysk w Moskwie Władysław Kozakiewicz miał siedem udanych, nie chodzi nawet o to, że zdobywając olimpijskie złoto mógł cieszyć się również z rekordu świata. Polska pamięta przede wszystkim fakt, że po fantastycznym skoku wykonał w stronę gwiżdżącej na niego z trybun radzieckiej publiczności charakterystyczny gest, który przeszedł do historii jako "gest Kozakiewicza".
Trudne dzieciństwo
Warto sobie uzmysłowić, że Władysław Kozakiewicz urodził się w Związku Radzieckim, bo do Sowietów wówczas należała Litwa, dziesięć miesięcy po śmierci Stalina. Z sołdatami zetknął się dość wcześnie, bo kiedy był chłopcem zostali przymusowo dokwaterowani do jego domu. Do Polski w ramach repatriacji wyjechał z rodziną szybko, bo już w 1958 roku, Kozakiewiczowie osiedlili się w Gdyni.
Pasję do lekkoatletyki wpoił mu starszy brat Edward. Czy była to ucieczka przed bardzo trudną sytuacją w domu? Po wielu latach Kozakiewicz wyzna, że ojciec był sadystą, bił za wszystko. Tak czy inaczej - okazało się, że Władek ma talent do tyczki. Ba, przekonał się o tym także Paryż, na początku lat 80., już po moskiewskim triumfie. Francuzi wymyślili wtedy konkurs skoku o tyczce pod Wieżą Eiffla, ta dyscyplina jest u nich bardzo popularna. Organizowała to gazeta "L’Equipe". Wygrał właśnie Kozakiewicz, przed Tadeuszem Ślusarskim. Byli wtedy lepsi od Francuzów, którzy zawsze liczyli się w tej konkurencji. Wówczas znakomici byli Philippe Houvion, Jean-Michel Bellot i Thierry Vigneron. Na "Kozaka" jednak nie było kozaka.
Cztery godziny skakania
Najważniejszy jednak dzień w sportowym życiu Władysława Kozakiewicza przydarzył się 30 lipca 1980 rokuna moskiewskich Łużnikach. - W ostatnią noc przed startem nie mogłem zasnąć, w głowie kłębiły się rozmaite myśli. Czy jestem rzeczywiście tak dobry, jak sądzę? Czy się uda? A co będzie, gdy się nie uda? Gdzieś około pierwszej w nocy do pokoju wszedł Jacek Wszoła. Po cichutku zapalił światło. Powiedziałem mu, by się nie krępował, bo i tak nie śpię. I tak przegadaliśmy do trzeciej. Wreszcie zasnąłem i mogłem przez cztery godziny o niczym nie myśleć - opowiadał tyczkarz po latach w wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej.Gospodarze liczyli na swojego reprezentanta, Konstantina Wołkowa, który rzeczywiście był w świetnej formie. Miał jednak pecha, bo Kozakiewicz był w życiowej. Długi czterogodzinny konkurs był popisem Polaka. Jego dobry występ nie mógł być oczywiście niespodzianką, przecież w roku olimpijskim, jeszcze w maju pierwszy raz pobił Mediolanie rekord świata na wysokości 5,72. Jednak na Łużnikach przeszedł samego siebie. - Pięciokrotnie poprawiałem rekord olimpijski, dwukrotnie rekord kraju i wreszcie rekord świata: 5,78. Jestem chyba jedynym tyczkarzem, a może w ogóle lekkoatletą, który dokonał takiego wyczynu w trakcie jednego konkursu - wspominał potem.
Kiedy bił rekord, w przypływie entuzjazmu wykonał gest, który przeszedł do legendy. Odwrócił się do wygwizdującej go publiczności i pokazał jej zgiętą w łokciu rękę. Wołkow nie zdołał już pokonał tej wysokości i razem z Tadeuszem Ślusarskim zdobyli srebrny medal.
Wydawało się, że zdarzenie może mieć poważniejsze polityczne konsekwencje. Borys Aristow, ambasador ZSRR w Warszawie natarczywie domagał się wyciągnięcia poważnych konsekwencji wobec tyczkarza. Zażądał nawet, żeby... odebrać mu medal! Oczywiście nie było o tym mowy: polskie władze sportowe jego zachowanie tłumaczyły... skurczem mięśni.
Paryż przypomniał
Jak ważny był to moment w dziejach światowego sportu niech uzmysłowi nam uroczystość otwarcia tegorocznych igrzysk. W trakcie ceremonii organizatorzy przygotowali film, na którym pokazywano wspomnienia z igrzysk lat ubiegłych. Na jednym ze zdjęć zobaczyliśmy właśnie słynny skok Władysława Kozakiewicza. - Nigdy nie żałowałem tego gestu - mówił po latach w wywiadzie dla wspominanego już tu "L'Equipe".Rosjanie z pewnością nie byli zadowoleni.
Paweł Czado
RAMKA
Igrzyska to nie tylko teraźniejszość, ale również wspaniała przeszłość. Przez wszystkie dni olimpijskie przypominać będziemy naszym Czytelnikom nieoczywiste historie sprzed lat. Zapraszamy do lektury!