Sport

Trzej śląscy królowie

Z lamusa

Mistrzowska drużyna Ruchu. Wodarz - stoi trzeci z lewej, za nim Wilimowski i najwyższy w zespole Peterek. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe


Trzej śląscy królowie

90 lat temu na polskich boiskach narodziła się legenda o tercecie nad tercetami.

 

W sobotę obchodzić będziemy Święto Objawienia Pańskiego, czyli inaczej Święto Trzech Króli. To upamiętnienie Mędrców ze Wschodu, którzy przybyli się pokłonić nowo narodzonemu Jezusowi. Przydomek trzech króli przynależy też - oczywiście z zachowaniem wszelkich proporcji - do trójki genialnych śląskich piłkarzy, napastników, a wszystko ma swój początek dokładnie 90 lat temu… Oto ta historia.


Za hutniczy etat

W listopadzie 1933 roku Ruch świętował pierwsze mistrzostwo Polski. Rozgrywki toczono wtedy dwustopniowo, najpierw w dwóch grupach, a potem była grupa mistrzowska i spadkowa, czyli jak w niedawnych czasach ESA37. Jedenastka z Wielkich Hajduk (do Chorzowa włączone zostały w 1934) o punkt w decydującej rozgrywce wyprzedziła lwowską Pogoń i trzecią w tabeli Wisłę Kraków. Po sezonie szybko zapadła decyzja o przyznaniu Ruchowi terenu pod budowę reprezentacyjnego obiektu. Ten stanie przy Cichej, inauguracja ma miejsce w 1935 i... stoi do dziś. Wtedy był jednym z najnowocześniejszych obiektów piłkarskich nie tylko w Polsce.

Mistrzowski Ruch w nowym sezonie jest jeszcze mocniejszy, bo do drużyny dołączył genialny 17-latek. Chodzi oczywiście o Ernesta Wilimowskiego z 1. FC Katowice. W klubie z Wielkich Hajduk, który wtedy ma siedzibę przy Kaliny, debiutuje 2 stycznia 1934 w meczu sparingowym z KS Chorzów. „Młodziutki napastnik o mało przekonywającej posturze - szczupły, wręcz chudy, o skąpej, rudowłosej czuprynie i śmiałym, wręcz bezczelnym spojrzeniu - był jednak najlepszym transferem, jakiego dokonali hajduccy działacze. Za hutniczy etat stał się graczem „Niebieskich” i od pierwszego występu wzbudzał entuzjazm kibiców. To niewiarygodne, jak olbrzymim talentem obdarzyła go natura - objawił się jako technik absolutny, a przy tym posiadający fenomenalną wręcz intuicję strzelecką” - czytamy w książce „Ruch Chorzów - kolekcja klubów” wydawnictwa GiA.


Pierwsze ligowe trafienie

Pod koniec kwietnia „Ezi” debiutuje w ekstraklasie (wtedy I lidze). Krakowski „Ilustrowany Kurier Codzienny” w materiale zamieszczonym 1 maja 1934 roku tak pisał o meczu, w którym Ernest Wilimowski zdobył premierowego gola w lidze: „Z ataku Ruchu na uwagę zasługuje przede wszystkim Wilimowski, potem pozostała czwórka grała bez zarzutu. W szczególności można podkreślić doskonałą zdolność strzałową Gemzy, którego trzecia bramka strzelona z 20 m nie do obrony była swego rodzaju majstersztykiem” - pisał dziennik w swoim dodatku sportowym.

A jak „Ezi” trafił do siatki? Oto relacja meczowa. „Dopiero w 14 min pada pierwsza bramka z podania Badury i „główki” Peterka, który wykorzystał przytomne dogranie. Bramka była efektowana i nie do obrony. Po pierwszej bramce następuje silna przewaga Ruchu, która uwidacznia się zdobyciem drugiej bramki w 17 min z pięknego podania Urbana, które wykorzystuje przytomnie Wilimowski”. Do przerwy trafił jeszcze Gemza, a w drugiej połowie gola zdobył Wodarz. Ruch swoje drugie ligowe spotkanie wygrał z silną Wisłą Kraków 4:1 i po dwóch kolejkach miał komplet 4 punktów i bilans goli 7:1. W tabeli prowadziła jednak Garbarnia Kraków, która w 3 meczach miała pięć „oczek”.

Dodajmy, że tamto spotkanie rozegrane na stadionie chorzowian oglądała rekordowa liczba 8 tys. kibiców. Podsumowując mecz Ruch - Wisła (4:1) „Ilustrowany Kurier Codzienny” pisał: „Na marginesie spotkania należy zaznaczyć, że prasa niemiecka, która ogłosiła swego czasu bojkot Ruchu, wobec rekordowej ilości publiczności skompromitowała się tym bardziej, że w swych enuncjacjach twierdziła, że bojkot śląskiej prasy niemieckiej spowoduje zupełny brak zainteresowania meczami Ruchu” - komunikował korespondent „IKC” pan Lange.

Skład Ruchu z tamtego meczu to: Ploch - Kacy, Ślusarek - Panchyrsz, Badura, Zorzycki - Wodarz, Wilimowski, Peterek, Gemza, Urban. Brakowało kontuzjowanych Kurka, Dziwisza i Wadasa. W składzie Wisły był bramkarz Madejski - późniejszy reprezentant Polski, uczestnik meczu Brazylia - Polska na MŚ 1938, czy bracia Kotlarczykowie.


90 bramek w sezonie! 

Ruch zakończył tamten sezon z rekordową liczbą bramek - 90 w 22 meczach. Na koniec rozgrywek „Niebiescy” pokonali Warszawiankę 7:1. „Dzięki tym bramkom Ruch podwyższył sobie znacznie plon zdobytych bramek do 90-ciu, co wypada przeszło 4 bramki na każdy mecz. Dane te świadczą bardzo wymownie o walorach napadu drużyny śląskiej. Ruch zademonstrował niezwykle skuteczną grę swego napadu, który szybko zdobywał teren nieskomplikowanymi posunięciami oraz często i celnie strzelał” - pisał „Ilustrowany Kurier Codzienny” w wydaniu z 6 listopada 1934. Liga jeszcze wtedy trwała, ale przewaga jedenastki z Górnego Śląska nad krakowskimi drużynami była kolosalna. Ruch zakończył rozgrywki z 36 pkt i bilansem bramek 90:27. Druga Cracovia (miała wtedy dwa zaległe mecze) traciła do „Niebieskich” 9 pkt, a trzecia Wisła (także dwa zaległe mecze) - 10 „oczek”, a pamiętajmy, że za zwycięstwo były wtedy dwa punkty.

W tym ostatnim meczu mistrzowska drużyna Ruchu zagrała w składzie: Tatuś - Wadas, Kacy - Dziwisz, Badura, Zorzycki - Urban, Kubisz, Peterek, Wilimowski, Wodarz. Wilimowski do siatki trafił aż 4 razy, Peterek, Wodarz i Kubisz zdobyli po golu.


Niesamowite rekordy „Eziego”

To w sezonie 1934, w styczniu rodziła się wielka legenda jednej z najlepszych w historii polskiego ligowego futbolu jedenastki, która po mistrzostwo sięgała raz za razem. Udało się, jeszcze bez „Eziego” w 1933. Potem już kolejne tytuły z Wilimowskim w składzie w latach 1934, 1935, 1936 i 1938. Szkoda, że nie było wtedy europejskich pucharów, bo ekipa z Chorzowa śmiało biłaby się o najwyższe cele. Drużyna z takimi napastnikami, jak Ernest Wilimowski, Teodor Peterek i Gerard Wodarz, do których szybko przylgnął przydomek „trzech króli”, była w stanie pokonać wtedy takie kluby, jak Bayern Monachium 1:0 czy VfB Stuttgart 5:4.

Wilimowski w 87 ligowych meczach strzelił 117 bramek, co daje średnią 1,34 na spotkanie! Takiej średniej w „Klubie 100”, a więc graczy, którzy mają w ekstraklasie sto i więcej trafień, nie ma nikt. Trzy razy był królem ligowych strzelców, w 1934 jako 18-latek (!) z 33 bramkami, w 1936 z 18 golami i w niedokończonych rozgrywkach 1939 z 26 trafieniami. Dzierży rekord, którego chyba nikt nie pobije. 21 maja 1939 w meczu z Union-Touring Łodź, który zakończył się rekordową wygraną Ruchu 12:1, na listę strzelców wpisał się… 10 razy!


Miał trafić do Anglii

Dodajmy, że w „Klubie 100” na eksponowanym 5. miejscu ze 157 bramkami w 192 grach jest inny ze „śląskich trzech króli” Teodor Peterek. Ma o dwa trafienia więcej niż Włodzimierz Lubański. Gerard Wodarz? Podczas igrzysk w Berlinie w 1936 strzelił trzy gole Brytyjczykom w ćwierćfinałowym spotkaniu, którzy biało-czerwoni wygrali 5:4. Miał wtedy propozycję przejścia do Anglii. Na tym transferze Ruch mógł zarobić 10 tys. funtów. Został jednak na miejscu. W 1938 r. na MŚ we Francji wybiegł na boisko w meczu przeciwko Brazylii w Strasburgu, gdzie biało-czerwoni przegrali po dogrywce 5:6, a Wilimowski jako pierwszy piłkarz w historii mistrzostw globu w jednym meczu trafił do siatki 4 razy.

Niestety, kres wspaniałym występom „trzech króli” położyła wojna. Wodarz z Peterkiem grali jeszcze razem w zniemczonym Bismarckhutte SV, ale „Ezi” został przymuszony do przeniesienia się 1.FC Kattowitz, gdzie zaczynał swoją przygodę z piłką. W 1940 trafił do PSV Chemnitz, a stamtąd do… reprezentacji III Rzeszy, gdzie też strzelał gole raz za razem. To już jednak inna historia.

Michał Zichlarz



 

 „Trzej śląscy królowie” - Gerard Wodarz, Ernest Wilimowski i Teodor Peterek. Fot. historiaruchu.pl