Trzecie trofeum
Szwajcarka Chiara Tamburlini kontynuuje wymarzony debiutancki sezon na Ladies European Tour. Niedawno pisaliśmy o jej drugim zwycięstwie, a to już przeszłość...
Nagła decyzja
Pikanterii tamtemu zwycięstwu dodaje fakt, że wówczas 23-letnia Chiara Tamburlini zdecydowała się na zawodowstwo... wieczorem przed rozpoczęciem turnieju. To jest dopiero fantazja! Po tamtym triumfie tak relacjonowała wrażenia: „Czuję się niesamowicie, było całkiem fajnie, szczególnie podczas mojego pierwszego występu jako profesjonalistka. Grałam solidnie, po prostu świetnie się bawiłam i chłonęłam chwile. Jestem bardzo szczęśliwa, czuję, że wszystkie elementy układają się w całość”.
Oczywiście nie był to pierwszy zawodowy turniej, w którym zagrała. W tamtym momencie miała już za sobą całkiem mocny sezon w LET Access Series, wbijając się do najlepszej dziesiątki już w drugim występie - Vasteras Open by Elite Hotels, przechodząc cut w sześciu turniejach, w których zagrała, tydzień wcześniej osiągając najlepszy rezultat – 5. miejsce w jednodniowym Big Green Egg Swedish Open. W kolejnym szwedzkim turnieju grała bez żadnych kompleksów: „Dzisiaj nie byłam tak zdenerwowana, jak się spodziewałam, byłam pewna swojej gry. Grałam dobrze, nie miałam problemów z uderzeniami z tee i dobrze puttowałam”.
Zwycięstwo w Szwecji teleportowało ją na 10. pozycję w rankingu LETAS. Trzy tygodnie później wygrała Rose Ladies Open w Anglii, firmowane przez mistrza US Open - Justina Rose’a i jego żonę Kate. W wówczas swoim trzecim występie jako pro, znowu z wynikiem -12, wyprzedziła dwoma uderzeniami rodaczkę - Elenę Moosmann. Kończąc debiutancki sezon LET Acces na trzeciej pozycji rankingu, śpiewająco zakwalifikowała się do Ladies European Tour w 2024 r.
Sezon jak marzenie
W swoim debiutanckim sezonie zwyciężyła najpierw w Południowej Afryce, w Joburg Ladies Open, w kwietniu, później w Lacoste Ladies Open de France, pod koniec września i teraz, po zaledwie dwóch tygodniach bez indywidualnego wygrywania, w Tajwanie, podczas Wistron Ladies Open. W międzyczasie sięgnęła tydzień wcześniej po zwycięstwo drużynowe, prowadząc Team Tamburlini do dwupunktowej wygranej w Aramco Team Series – Shenzhen. Swoją kapitan, która indywidualnie zajęła na polu Mission Hills China trzecie miejsce, tr zy„oczka" za triumfatorką Celine Boutier, wsparły wtedy: Południowoafrykanka Lee-Anne Pace oraz Chinki, Qianhui Lin i amatorka Yanxuan Peng.
Jej pierwszy triumf na LET był naprawdę imponujący. Chiara bez żadnych oporów rozniosła w pył resztę stawki, wygrywając w Johannesburgu z przewagą siedmiu uderzeń przed drugą w klasyfikacji - Aunchisą Utamą! „To oczywiście wiele znaczy – powiedziała. - Możliwość wygrania na LET, występując mniej więcej po raz siódmy w tym roku, jest naprawdę wyjątkowa. Po prostu czuję, że cała ciężka praca się opłaciła. Szczerze mówiąc, w tej chwili brak mi słów i jestem niezmiernie wdzięczna, że tu jestem i że mogę wygrać ten turniej”. We Francji nie było już tak łatwo. Tam do triumfu potrzebna była dogrywka, w której po niesamowitym uderzeniu już na pierwszym dołku, które niemal wpadło prosto do celu, pokonała Australijkę Kirsten Rudgeley. „Zwycięstwo buduje moją pewność siebie, ponieważ mimo że grałam dobrze, w tym tygodniu była to walka. Sprawy nie przyszły tak łatwo, jak wtedy, gdy wygrałam w Joburgu, gdzie byłam jak w transie. W tym tygodniu było naprawdę ciężko, więc wspaniale jest widzieć, że mogę sobie z tym radzić”.
Sunrise
Pewności rzeczywiście jej nie brakuje. Jej trzeci triumf w debiutanckim sezonie Ladies European Tour również był bardzo przekonujący. Tym razem rywalkom zabrakło czterech uderzeń do szalejącej Szwajcarki. Prowadziła w Sunrise Golf& Country Club od pierwszej rundy do końca, tylko pierwszego dnia dzieląc się pierwszą lokatą z reprezentantką Tajlandii - Chonladą Chayanun. Później była już tylko Chiara i próbujące ją gonić rywalki. Ostatecznie po rundach 66-73-68-69, triumfowała z wynikiem -12: „To niesamowite uczucie – powiedziała Tamburlini. - To był długi tydzień i obejrzenie filmu, na którym grawerują moje imię na trofeum, to wspaniałe uczucie. Jestem po prostu dumna. To naprawdę miłe wygrać tutaj, minęło kilka długich tygodni i zakończenie tego odcinka takim zwycięstwem jest niesamowite”.
Rozpoczęła finałową rozgrywkę z czteropunktowym prowadzeniem, trafiając birdie już na pierwszym dołku. Na siódemce przydarzył się samotny bogey, jednak ta strata nadrobiona została z dużą nawiązką na jedenastce, dwunastce i trzynastce, gdzie pojawiły się trzy birdie z rzędu. Od tej pory kontrolowała sytuację. „Wiedziałem, że od tego momentu prawdopodobnie wystarczy granie parów. Nadal próbowałam robić birdie, ale na ostatnich kilku dołkach nie byłam zbyt agresywna. Wygląda na to, że naprawdę podoba mi się drugie dziewięć dołków pola. Znów udało mi się tam wykonać kilka dobrych puttów”.
Od najbliższego czwartku gra przenosi się do Indii, do wyjątkowego, zbudowanego ogromnym nakładem sił i środków - DLF Golf&Country Club. W Hero Women's Indian Open pojawi się Chiara. Po kilku tygodniach przerwy do gry powróci tam Polka Dorota Zalewska.
Kasia Nieciak