Sport

Trudna decyzja trenera

Piotr Żyła nie wystartuje w nadchodzący weekend w zawodach Pucharu Świata w niemieckim Titisee-Neustadt.

Thomas Thurnbichler (z prawej) i jego asystent Maciej Maciusiak są przekonani, że idzie ku lepszemu... Fot. PAP/Grzegorz Momot

Po zawodach w Wiśle Malince dwaj nasi najstarsi i utytułowani skoczkowie nie ukrywali rozczarowania wynikami. Mający po 37 lat Kamil Stoch i Piotr Żyła, bo o nich mowa, w sobotnim konkursie nie zdołali zakwalifikować się do drugiej serii. Dzień później było lepiej, bo obaj zapunktowali, ale miejsca - odpowiednio 25. i 26. - nie były dla nich satysfakcjonujące. Czterech kolegów z polskiej ekipy było od nich lepszych i zameldowało się w drugiej dziesiątce.

Stoch i Żyła rozczarowaniu dali wyraz w swoich wypowiedziach, podkreślając, że nie są pewni miejsca w ekipie, która uda się w następny weekend na kolejne zawody Pucharu Świata w Titisee-Neustadt. Rzecz do niedawna wręcz niewyobrażalna...

Żyła kontynentalny

W komentarzach po wiślańskich konkursach pojawiły się stwierdzenia, że na skoczni między nimi trwała rywalizacja o piąte miejsce na wyjazd do Niemiec. Jak się okazało, wygrał ją Stoch. Wieczorem po niedzielnym konkursie trener polskiej kadry, Thomas Thurnbichler, poinformował, że w dniach 13-15 grudnia w Titisee-Neustadt wystąpią Paweł Wąsek, Aleksander Zniszczoł, Dawid Kubacki, Kamil Stoch i Jakub Wolny.

- Zdecydowaliśmy, że Kamil zostaje w drużynie. Piotrek pojedzie do Ruki na Puchar Kontynentalny. Obaj mają szansę pokazać się z dobrej strony. Kamil w Titisee, a Piotrek w Ruce (ostatnio na tym poziomie skakał 8 lat temu - red.). Kolejna zmiana jest możliwa przed startem w Engelbergu - przekazał austriacki szkoleniowiec na profilu Polskiego Związku Narciarskiego na platformie X. - Za nami niesamowity weekend w Wiśle. Przyjechało wielu polskich kibiców. Miło było tu rywalizować. Nie udało nam się wskoczyć do czołowej dziesiątki, choć byliśmy naprawdę blisko, szczególnie w niedzielę. Dynamika grupy i pozytywna atmosfera to naprawdę dobre znaki. Pokazaliśmy normalne skoki treningowe. To dało całkiem niezły wynik - ocenił Thurnbichler.

Tracą przez telemark

Szkoleniowiec podkreślił, że najlepiej z jego podopiecznych prezentuje się Paweł Wąsek, który zajmuje 15. miejsce w klasyfikacji generalnej. - Paweł skacze bardzo konsekwentnie i mimo drobnych błędów cały czas jest bliski TOP 10. To może przynieść wspaniałe rezultaty. Jestem pewien, że wkrótce to nastąpi - przekonywał Austriak. - Musimy, i dotyczy to wszystkich zawodników, poprawić jeszcze kilka drobnych rzeczy. Nie możemy tracić tylu punktów przez telemark. Pracowaliśmy nad tym już latem, ale wciąż musimy na to uważać. Trzeba ulepszyć technikę lądowania. Wtedy z pewnością znaleźlibyśmy się w TOP 10, ale mimo to wszystko idzie w dobrym kierunku. Jesteśmy w lepszym miejscu niż rok temu w tej części sezonu. W Titisee powalczymy o to, żeby wypaść jeszcze lepiej niż w Wiśle - stwierdził trener polskiej kadry i pokusił się nawet o odważną deklarację: - Właśnie teraz w zespole pojawia się pozytywna dynamika i to pomoże nam wkrótce znaleźć się tam, gdzie chcemy być. To jest jasne. Mam na myśli to, że jesteśmy reprezentacją Polski, więc celem musi być walka o miejsca na podium.

Przypomnijmy, że Thurnbichler jeszcze przed sezonem powtarzał, że głównym celem jest medal na mistrzostwach świata w Trondheim, które odbędą się od 26 lutego do 9 marca. Do zdobycia będzie tam siedem kompletów medali w skokach narciarskich.

Mają wszystko, wyników nie ma

A jak występy w Wiśle ocenił prezes Polskiego Związku Narciarskiego, Adam Małysz? Czy pozycja trenera Thomasa Thurnbichlera jest zagrożona?

„Wiedziałem, w jakim miejscu jesteśmy po Lillehammer i Ruce. Naszym marzeniem było, by w Wiśle znalazło się dwóch Polaków w czołowej dziesiątce. Na pewno zbliżyli się do tych najlepszych ośmiu, dziewięciu zawodników, którzy dominują na początku tego sezonu. Nie możemy być jednak w pełni zadowoleni z wyników, jakie osiągnęli” - cytuje go Interia.

Małysz odniósł się także do przyszłości austriackiego trenera polskiej reprezentacji. „Rozmawiam z Thomasem Thurnbichlerem czy Alexandrem Stoecklem (dyrektorem w PZN - przyp. red.), dyskutujemy po różnych konkursach i wszyscy widzimy, że zmieniła się technika. Zawsze ciężej będzie tym starszym zawodnikom, bo zmieniony został trochę sprzęt i on preferuje zawodników, którzy atakują i idą do przodu. Ale skoczkowie i sztab szkoleniowy mają wszystko, a jednak nie ma takich rezultatów, jakich byśmy oczekiwali. To nie jest jednak czas na to, by myśleć o jakichkolwiek zmianach. Może problem nie jest w trenerach? Może trzeba czasu na zmiany w technice u bardziej doświadczonych skoczków? Głównym celem na ten sezon są mistrzostwa świata w Trondheim i pewnie po nich przyjdzie czas na rozliczenia”.

Wygląda więc na to, że Thomas Thurnbichler może w spokoju pracować przez najbliższe miesiące...

(awa)