Hubert Hurkacz w pierwszym meczu z Paryżu pokazał wyjątkowo niestabilną formę. Fot. PAP/EPA

Triumf z kłopotami

Hubert Hurkacz w pierwszej rundzie French Open ograł 4:6, 6:3, 3:6, 6:0, 6:3 Japończyka Shintaro Mochizukę. Pojedynek miał niecodzienny przebieg.


TENIS

Hurkacz w Paryżu jest rozstawiony z numerem 8. Wydawał się zatem, że Mochizaki, który zajmuje dopiero 163. miejsce w światowym rankingu i do turnieju głównego przebił się przez kwalifikację, nie będzie dla niego zbyt wielkim wyzwaniem. W seniorskiej rywalizacji nigdy też nie przebrnął 1. rundy w Wielkim Szlemie, lecz w 2019 roku wygrał juniorski Wimbledon, co świadczy, że potencjał ma i Polak powinien uważać.

Pierwsze minuty należały do naszego zawodnika. Szybko zaliczył przełamanie. Potem jednak na korcie zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Niespełna 21-letni Japończyk nie tylko odrobił stratę, ale przejął inicjatywę. Imponował zawziętością i wolą walki. Biegał do każdej piłki, starając się zmuszać rywala do błędów. Jeśli bowiem wymiany były krótkie, zwykle wygrywał je Hurkacz, dłuższe z kolei należały do Mochizakiego. W siódmym gemie Japończyk ponownie przełamał Polaka i kilka minut później zamknął pierwszego seta.

Zapachniało niespodzianką. Hurkacz wybrnął jednak z problemów, wygrał drugiego seta i gdy kibice liczyli, że pójdzie za ciosem, znów nastąpiła zmiana ról. Kolejny set należał do Japończyka, który grał koncertowo. Hurkacz nie krył irytacji swoją niemocą. Kilka razy blisko był uderzenia ze złości rakietą o kort, ale powstrzymywał się.

Mochizuki pierwszy raz w karierze rozgrywał mecz dłuższy niż trzysetowy. Albo więc dopadło go zmęczenie, albo jakiś problem zdrowotny, bo nagle jego gra uległa załamaniu. W czwartym secie w ogóle nie przypominał siebie. Zdołał w nim wygrać tylko sześć piłek, a średnia prędkość jego pierwszego serwisu spadła do 163 km/h. Przegrał 0:6 i na kilka minut udał się do szatni. Po powrocie spisywał się lepiej, ale tylko do stanu 2:2. Trzy kolejne gemy padły łupem Hurkacza.

Kiedy wydawało się, że mecz zmierza ku końcowi, nad kompleksem kortów przeszła ulewa. Kibice w popłochu opuścili trybuny, a zawodnicy pod parasolami zeszli do szatni.

Mecz wznowiono po nieco ponad godzinie na zaledwie kilka minut. Przymusowa przerwa nie wybiła Polaka z uderzenia. Wprawdzie najpierw Mochizuki przy własnym podaniu zmniejszył stratę, ale Hurkacz również serwował bez zarzutu i nie dał rywalowi wrócić do gry, po blisko trzech godzinach kończąc mecz. 

Polak posłał 21 asów, a najszybszy jego serwis miał 224 km/h.

W środę kolejnym rywalem 27-letniego wrocławianina będzie Brandon Nakashima. Amerykanin, który w światowym rankingu zajmuje 84. miejsce, pokonał swojego rodaka Nicolasa Moreno De Alborana 6:1, 6:7 (6-8), 6:3, 6:2.