Trenowali wypychanie
Szkoleniowiec GKS-u Tychy Artur Skowronek ma już za sobą sześć meczów bez wygranej, a w tym co mówi, nie słychać nutki nadziei na poprawę.
GKS TYCHY
Na pierwszej konferencji prasowej w roli trenera GKS-u Tychy Artur Skowronek zapewniał, że wycisnął maksa z tego czasu, który miał pomiędzy pożegnaniem z Zagłębiem Sosnowiec a podpisaniem kontraktu ze śląskim klubem. – Mam nadzieję, że ten czas wykorzystałem dobrze – stwierdził trener. – Jestem przekonany, że dobrze, żeby teraz bardzo dobrze funkcjonować, popełniać jak najmniej błędów, tych, na które mam duży wpływ.
Od tej deklaracji złożonej 28 sierpnia minęły już 42 dni, a ich podsumowaniem są dwa remisy i trzy porażki, które zepchnęły GKS Tychy na 13. miejsce w tabeli I ligi oraz wstydliwa przegrana w Pucharze Polski z drugoligową Olimpią Grudziądz. Przypomnijmy, że gdy Skowronek podpisywał kontrakt, tyszanie plasowali się na 9. pozycji i mieli cztery punkty przewagi nad strefą spadkową oraz trzy „oczka” straty do strefy barażowej. Pod wodzą nowego szkoleniowca, w klasyfikacji uwzględniającej tylko okres jego pracy, gorsze od tyskiego zespołu są tylko dwie drużyny.
Fatalny bilans bramkowy
O tym, że słowa z pierwszej konferencji prasowej są bez pokrycia, świadczy też bilans bramkowy. Pod wodzą Dariusza Banasika w tym sezonie GKS w siedmiu spotkaniach strzelił cztery gole i stracił pięć, a ze Skowronkiem na ławce w sześciu potyczkach (pięć w lidze i jedna w Pucharze Polski) zdobył trzy bramki, a zainkasował aż 13!
Żeby jeszcze bardziej rozjaśnić obraz sytuacji, dodajmy, że najlepszy wynik, czyli bezbramkowy remis z Wisłą Płock Skowronek zapisał tuż po przejęciu zespołu. Natomiast gdy już miał czas – podczas reprezentacyjnej przerwy – na wprowadzenie swoich metod, z meczu na mecz zespół prezentował się coraz gorzej, przegrywając 0:1 z Ruchem Chorzów i bezbramkowo remisując z ostatnią w tabeli Stalą Stalowa Wola na swoim boisku. Następnie skompromitował się w pucharowym meczu w Grudziądzu i dostał lanie w Rzeszowie od tamtejszej Stali, a w meczu kibicowskiej przyjaźni z ŁKS-em na swoim boisku dostał kolejną lekcję futbolu.
Czekać na wyrok
– Przy tym wyniku co bym nie powiedział, to trudno o pozytywy – przyznał szkoleniowiec GKS-u Tychy po przegranym 0:3 spotkaniu z łodzianami. – Nikt w domu nie chciał murować bramki, nie chciał ustawić się nisko, nie chciał czekać na wyrok. Trenowaliśmy wypychanie pod układ ŁKS-u. Wiedzieliśmy, w jakich zasadach chcemy funkcjonować, natomiast nie robiliśmy tego i czekaliśmy tylko na to, żeby mieć problemy, bo tak nisko broniąc, nic dobrego nie można zdziałać w tak długim czasie. W przerwie to wypychanie mocno pobudziliśmy i to już spowodowało, że coś zaczęło się kleić. Cztery zmiany dały impuls, ale od siebie wymagamy więcej. Gębala, który zadebiutował, naprawdę dał impuls. Jest niezłym kandydatem na piłkarza, ale nie wśród juniorów musimy szukać liderów (Gębala ma 17 lat – przyp. red).
Zbawienna przerwa
– Oczywiście taką odpowiedzialność w tym momencie trzeba brać przede wszystkim na boisku, bo trzecią bramkę sami sobie strzeliliśmy i pogłębiliśmy po prostu sytuację. Gdyby to nie wpadło, to przy tym wszystkim, co działo się później, mogliśmy złapać kontakt i coś zrobić dobrego z przodu, bo Bobek (bramkarz ŁKS-u – przyp. red.) też parę piłek wyjął. Ale generalizując dla nas dobrze, że jest teraz przerwa. Możemy podziałać ze strukturą naszej pracy, bo kontuzje Makowskiego, Kurtarana, Machowskiego i Połapa dalej powodują, że tej struktury nie możemy stabilnie złapać i składu, trzonu utrzymać. Mam nadzieję, że te dwa tygodnie w tym kierunku będą dobre, ale też, żeby popracować fizycznie, bo na pewno też tego potrzebujemy – zakończył Skowronek.
Gdy się słucha takich słów, a starałem się je wiernie przepisać, to trudno znaleźć nawet nutkę nadziei na poprawę.
Jerzy Dusik