Sport

Trenerze, oni nas zabiją!

Rozmowa z Krzysztofem Zięcikiem, drugim trenerem reprezentacji Gwinei w latach 2006-08 i młodzieżowej reprezentacji tego kraju, obecnie szkoleniowcem czwartoligowego francuskiego Entente Feignies Aulnoye FC

Krzysztof Zięcik sporo przeżył w Gwinei. Fot. własne

W gwinejskim mieście Nzerekore doszło do tragedii. Pracował pan w tym kraju, będąc w sztabie selekcjonera Roberta Nouzareta. Jak pan skomentuje te zdarzenia?

- Oglądałem wideo z tego, co się tam wydarzyło. To futbol w państwach, które w Afryce można uznać za biedniejsze. W krajach anglojęzycznych, które w większości są bogatsze, trochę inaczej to funkcjonuje. Sam był pan w Ghanie, więc wie, jak to wygląda. W tych biedniejszych krajach nie ma wystarczającej stadionowej infrastruktury. Było to widać na przykładzie tego nieszczęsnego meczu w Gwinei, gdzie zginęło tyle osób. Nie ma podziału na sektory, nie ma zabezpieczeń, a przecież to są ludzie, którzy do futbolu podchodzą wyjątkowo spontanicznie - jeśli coś się nie podoba, to od razu dochodzi do zamieszek.

Miał pan takie doświadczenia, pracując w Gwinei z pierwszą czy młodzieżową reprezentacją?

- Tak. To się odczuwało, grając mecze w tym kraju. Mieliśmy szczęście, że w Gwinei była mocna reprezentacja i u siebie nie przegrywaliśmy. Ale oczekiwania i tak były wielkie. Pamiętam, że w eliminacjach zremisowaliśmy jeden z meczów u siebie w Konakry 2:2 (chodzi o spotkanie z Gambią rozegrane 3 czerwca 2007 roku - przyp. red.). Gdy wracaliśmy ze stadionu, nasz autobus został obrzucany kamieniami. A to było po remisie! Pamiętam też inną sytuację: jeden z treningów miał się odbyć na pustym stadionie bez kibiców. Nagle zaskoczenie: okazało, że na trybunach znajduje się 10 tysięcy ludzi! Nie wiem, w jaki sposób sforsowali mury, ale weszli na obiekt. Chaos był taki, jak teraz podczas tragedii w Nzerekore. Trener Nouzaret stwierdził, że trening miał być zamknięty i dziwił się, skąd tyle ludzi. „Pakujemy się i jedziemy!” - zarządził. Wtedy jeden z ówczesnych liderów zespołu Pascal Feindouno powiedział do Nouzareta: „trenerze, jak my odjedziemy, to oni nas zabiją”. Naprawdę tak powiedział! Co było robić... Poprowadziliśmy zajęcia przed publicznością. Po ich zakończeniu ludzie wbiegli na murawę. Muszę przyznać, że miałem wtedy stracha! Zobaczyłem, jak niektórzy zawodnicy pędzą do autobusu, który stał na bieżni. Tymczasem chmara ludzi dopadła pozostałych, ale nic złego nie chcieli nam zrobić. Dopominali się jedynie o spodenki, koszulki... Na szczęście nic mi nie zrobili, ale nie wiadomo, co w tym chaosie mogło się wydarzyć. Zawodnicy byli już wtedy w autobusie i odjeżdżali... Gdy wygraliśmy w Afryce mecz, to czasem ze stadionu do hotelu jechaliśmy przez całą stolicę. To był jedyny autobus w mieście, a wszyscy stali na ulicach i bili nam brawo. Ale po remisie - jak wspomniałem - obrzucano nas kamieniami. Naprawdę nie wiem, co by się stało, gdybyśmy u siebie przegrali. Na szczęście za mojej kadencji do porażki nie doszło... Mieliśmy wtedy mocny zespół, zawodnicy grali w dobrych klubach we Francji, w Turcji, Niemczech i na Wyspach. Można było osiągać dobre rezultaty. Teraz zresztą ta reprezentacja też jest niezła, choć już nie tak dobra.

Gwinejczycy nie awansowali do finałowego turnieju Pucharu Narodów Afryki 2024 , przegrywając w grupie z DR Konga i Tanzanią.

- Tam jak zwykle jest problem z organizacją.

Gwinea mecze „u siebie” rozgrywała w Abidżanie i Jamusukro, czyli miastach Wybrzeża Kości Słoniowej.

- Nawet nie wiedziałem, że tak było... Na to nakłada się jeszcze niestabilna sytuacja polityczna. Na szczęście, kiedy ja przebywałem w Gwinei, było bezpiecznie. Działał prezydent, państwo funkcjonowało. Gdy jechaliśmy na stadion, to w porządnej obstawie wojskowej i nikt nie mógł nam nic zrobić. Obecnie ciągle są jakieś utarczki, starcia; nie wiadomo, kto co chce zrobić. Decyduje rządzący. Jeśli powie, żeby nie obstawiać meczu, to ochrona się nie pojawi. My mieliśmy szczęście, że przy naszym autobusie zawsze było wiele wojska. Ludzie, którzy próbowali podejść do autobusu, do piłkarzy, byli odganiani.

Pobyt w Gwinei musiał być dla pana wielką przygodą...

- Zdecydowanie! Bardzo mi się tam podobało, chciałem tam nawet wrócić. Były potem oferty z Afryki, ale już nie z reprezentacji,  lecz z klubów, bodajże z Mali i Wybrzeża Kości Słoniowej. To były konkretne propozycje, a chodziło o kluby, którym się akurat nie wiodło. W przeciągu pół roku miałem dwie takie oferty. Klub to jednak nie reprezentacja. W takim wypadku trzeba tam pojechać i być na miejscu, a nie chciałem się całkowicie przestawiać. To jest tak, że jak już się tam wejdzie, to zawsze się coś potem znajdzie w innym państwie. Tym bardziej, jak ma się dobrego agenta, a ja mam kilku dobrych znajomych, którzy zawsze coś znajdują. W takiej sytuacji trzeba się jednak całkowicie przestawić na afrykańskie życie, mieszkać tam na stałe. Ja wtedy nie chciałem się tak przestawiać. Było, minęło.

Co w tej chwili u pana słychać?

- Pracuję w Entente Feignies Aulnoye, to czwarty poziom rozgrywkowy we Francji, liga National 2. Jesteśmy na 7. miejscu, awansowaliśmy też do 1/32 finału Pucharu Francji i szykujemy się do meczu z samym Olympique Lyon. Zagramy tuż przed świętami. Jesteśmy na etapie szukania stadionu, na którym go podejmiemy.

Rozmawiał Michał Zichlarz    

KRZYSZTOF ZIĘCIK

Data urodzenia: 2 lipca 1960 r.
Miejsce urodzenia: Szczecin
Pozycja: pomocnik
Kluby: Pogoń Szczecin, Stilon Gorzów Wielkopolski, Stoczniowiec Barlinek, Stal Stocznia Szczecin, GKS Jastrzębie, ESV Vouziers, CAFC Peronne, JA Armentieres.
Kariera trenerska: Peronne, Armentieres, Gwinea (asystent), Gwinea (reprezentacja młodzieżowa), US Creteil, IC de Croix, Entente Feignies Aulnoye.
Dorobek: 25 meczów w ekstraklasie w barwach GKS-u Jastrzębie w sezonie 1988/89, z którym wcześniej wywalczył promocję do najwyższej klasy rozgrywkowej. Absolwent renomowanej, francuskiej szkoły trenerskiej w Clairefontaine; od kilkudziesięciu lat mieszka we Francji.