Sport

Trener Tomczyk to nasz Prometeusz

Rozmowa z Sebastianem Stebleckim, pomocnikiem Polonii Bytom

Intensywność w treningu, intensywność w meczach, intensywność pracy - tym wyróżnia się Polonia według Sebastiana Stebleckiego. Fot. Sebastian Sienkiewicz/ PressFocus

Może z 10 centymetrów zabrakło, żeby po pana „główce” z Chojniczanką padł gol, a tak piłka trafiła w poprzeczkę i z trafienia na 2:2 cieszył się Dominik Konieczny…

- No nie mam tego szczęścia. Mimo mniejszej liczby minut w drużynie tych sytuacji jednak trochę miałem, ale za jednym razem piłka tańczyła na linii, za drugim zabrakło centymetrów, za trzecim trochę precyzji… Nie będę sobie nawijał makaronu, wymyślał fatum, czy szukał dodatkowego dna. No ale był udział przy golu, to też cieszy, aczkolwiek zawsze cieszy bardziej, kiedy jest zwycięstwo. Teraz był remis, który z perspektywy meczu trzeba uszanować, chociaż jesteśmy ambitną drużyną, chcemy wygrywać każdy mecz, ale finalnie cieszymy się z kibicami z awansu.

No właśnie, może motywacja trochę siada?

- U nas motywacji nie brakuje, ale z tyłu głowy ten 1 procent świeci, że cel jest osiągnięty. Ale oczywiście mamy ambicję zdobyć mistrzostwo tej ligi i pokazać, że jesteśmy najlepszą drużyną. Mamy przed sobą jeszcze dwa mecze, w których będziemy walczyć o zwycięstwo - na wyjeździe z Elblągiem i w derbach z Zagłębiem Sosnowiec 7 czerwca. To będzie dla kibiców bardzo ważny mecz i dzień oficjalnej fety, więc fajne wydarzenie dla klubu, dla nas.

Wyszedł pan na boisko po miesiącu i kilku meczach absencji, już po awansie. Żal?

- Jedna nieobecność była podyktowana kartkami, a wcześniej to były decyzje trenera, bo byłem cały czas „pod prądem”. Ale taka była potrzeba, wynik zespołu się obronił, więc nie mogę mieć żalu i pretensji. Jestem szczęśliwy, bo dla mnie najważniejszy był po prostu sukces drużyny, a ten udało się osiągnąć. Jestem jego częścią i jestem z tego dumny. I gratuluję trenerowi, całemu sztabowi oraz chłopakom, bo wykonali naprawdę świetną pracę. Byłem w wielu zespołach na przestrzeni swojej przygody z piłką i uważam, że w Bytomiu tworzy się coś wyjątkowego. Trzeba to pielęgnować, ciągnąć do góry i mam nadzieję, że w następnym sezonie klub i drużyna dalej będą się rozwijać.

Liga jeszcze trwa, ale w waszym wypadku można już podsumowywać. Jaki to był sezon z perspektywy boiska?

- Bardzo wymagający, trudny. Było dużo różnych momentów, wyskoku do góry, trochę dołków. Pod koniec pierwszej rundy mieliśmy kryzys, bardziej wynikowy, bo nasza gra nie była wcale gorsza od meczów, które wygrywaliśmy, no ale nie chciało wpadać do siatki. Trochę nie mieliśmy szczęścia po tym nieszczęsnym meczu z Wieczystą, gdzie dostaliśmy dwie czerwone kartki; potem był gol strzelony przez Chojniczankę ręką, przegraliśmy 0:1, podobnie z Grodziskiem, mimo wielu naszych okazji. Dużo było wtedy napięcia, niepokoju, bo była końcówka rundy, a drużyny, które w tamtym czasie były przed nami w tabeli, punktowały regularnie, mieliśmy coraz większą stratę. Ale podchodząc do drugiej rundy, cały czas był zachowany spokój, wierzyliśmy po prostu w proces, w swoją pracę. I to się obroniło.

Awansowaliście, bo…?

- Bo to była ciężka praca, była wiara, był dobry pomysł. Poparte wszystko wielkim zaangażowaniem w klubie. Przez cały sezon czuło się, że wszyscy wierzą i widzą, że wszystko idzie w dobrym kierunku. I nikt się z tego nie wyłamał, od przekochanych pań sprzątających, pań w pralni i osób na recepcji, przez marketing, po dyrektora sportowego i prezesa, nie mówiąc już o sztabie szkoleniowym. No i wszystkich zawodników, od pierwszego do 27. w kadrze, więc naprawdę to sukces całego klubu.

Który to pana awans?

- Drugi. Pierwszy zaliczyłem z Cracovią do ekstraklasy (2012/13 - przyp. red.). Świetne wspomnienia. To było praktycznie na początku mojej przygody z piłką, a teraz drugi, już u schyłku. Jestem mega szczęśliwy, aczkolwiek jeszcze ostatniego słowa nie powiedziałem.

Mówi pan, że w Bytomiu tworzy się coś wyjątkowego. Czym Polonia wyróżnia się na tle innych klubów, w których pan grał?

- Mam wielki szacunek do wszystkich miejsc, w których pracowałem, tam też poznawałem wspaniałych ludzi, którzy mieli w sobie pasję, zaangażowanie i chęć rozwoju, chęć robienia wielkich rzeczy. Może to zabrzmi trochę kurtuazyjnie, bo zrobiliśmy awans i można sobie lukrować, ale naprawdę, patrząc z perspektywy czasu, w Polonii była dodatkowa iskra. Kurde, no, w powietrzu unosiło się coś ekstra, każdego dnia. W wielu klubach czas między meczem a meczem, te poniedziałki, wtorki, środy, tydzień w tydzień, często się zlewają, są trochę jak odbite od kalki. Jasne, są praca, zaangażowanie, chęć wyniku, ale to wszystko jest takie… monotonne... A tutaj wylewało się wielkie parcie całego sztabu, wszystkich ludzi pracujących w klubie, całego zespołu przede wszystkim. Niesamowite zaangażowanie każdego zawodnika, pasja, zaangażowanie, serce do tego, co robimy, były przeogromne. Przez 14 lat funkcjonowania w profesjonalnym sporcie spotkałem wielu piłkarzy czy kandydatów na piłkarzy, ludzi, którzy o swojej grze mówili w różny sposób, że to kariera, albo przygoda. A tutaj umiejętnościami naprawdę nie odstawali. Wszyscy nadają się na 1. ligę. Zasłużyli na to, a może i na coś więcej, bo uważam, że to nie jest sufit tej drużyny i tego klubu. Trzeba iść po więcej, trzeba w to wierzyć, mieć swoje marzenia.

Słyszę i widzę w panu tę pasję. Kto was tym zarażał najbardziej?

- Trener. Łukasz Tomczyk. Pierwszy trener zarażał cały sztab, wszystkich tutaj. Od niego to się wszystko zaczynało, przelewało się na sztab, sztab to wszystko „podpalał” dalej, szło jak domino, jak pożar w suchym lesie. Nawet żartowaliśmy w szatni, że to jest taki Prometeusz. Przyszedł do szatni, dał ogień i się paliło. My tylko dokładaliśmy drewna, a jak przygasało, to on przyszedł znowu, polał benzyną i - kurde - jarało się dalej.

A czym się wyróżnialiście na tle innych zespołów, poza tym, że jesteście na 1. miejscu, strzelacie dużo goli, chce się was oglądać?

- Intensywnością w treningu, intensywnością w meczach, intensywnością pracy. Nie odbieram niczego innym, bo wszystkie drużyny bardzo ciężko pracują i to było czuć i widać, żaden z meczów nie był łatwy, w tej lidze nie ma środka, każdy o coś gra. Przegrywaliśmy z czołówką, z Pogonią, Chojniczanką, Wieczystą, to taki mały kamyczek do ogródka. Oczywiście tu wszyscy mają tego świadomość, bo wszystko jest analizowane i kalkulowane. My też jako zawodnicy mamy w sobie sportową złość, bo też chcieliśmy w tych meczach punktować. Ale w ogólnym rozrachunku liczą się wszystkie mecze, więc tu utrzymaliśmy poziom. Systematyczność pracy, ten proces, taka skrupulatność w tym, co robimy każdego dnia. Ten ogień, ten zapał, który trener właśnie w nas wlewa, w cały sztab, w drużynę, w cały klub, spowodował, że nie było momentu rozluźnienia: „a dobra, to dzisiaj tam spokojnie”... Nie! Cały czas była praca i to przynosiło efekty, bo to, co trenowaliśmy, potem graliśmy. Nie było, że nagle coś się w meczu wywalało na plecy, a my, o kurde, zaskoczeni jesteśmy. Nie, nikt nigdy nie był zaskoczony. Każdy wiedział, co ma grać, czy będzie Grzesiu Szymusik w bramce na Resovii, czy czerwona kartka dla Lucka Zielińskiego w Jastrzębiu. Wiedzieliśmy, jak iść do pressingu, wiedzieliśmy, jak bronić, wiedzieliśmy, gdzie kto ma być. Wszystko było przygotowane i w tym całym procesie nie ma pół centymetra przypadku. To efekt tytanicznej pracy sztabu i informacji przekazywanych zawodnikom i tego, jak zawodnicy te bodźce przyjmowali, jak wytrzymywali tę swego rodzaju presję, nacisk. Ale w sporcie to są naturalne wymagania: rozwijaj się, bądź w tym wszystkim, chciej więcej, wygrywaj. I to było gołym okiem widać, mimo że to niby tylko 2. liga. Ale uważam, że ta drużyna jest gotowa na więcej.

Więcej już w 1. lidze?

- Nie chciałbym, żeby było mi to wypomniane za pół roku, „o, Steblecki się mylił!” Ale ja w to naprawdę głęboko wierzę, bo widzę to od środka, a na poziomie 1. ligi zagrałem 200 meczów. Jest wiele dobrych zespołów i wielu dobrych zawodników, ale tu, w Polonii, nie ma gorszych chłopaków. Tu są tak samo ambitni, jakościowi goście. I uważam, że tym procesem, tym pomysłem, tym wszystkim, co tutaj się wytworzyło w ostatnim czasie, ta drużyna jest w stanie w 1. lidze bić się o fajne rzeczy.

Kończy się panu kontrakt z Polonią. Co dalej?

- Rozmowy nastąpią pewnie na koniec sezonu, po meczu z Zagłębiem przyjdzie czas podsumowań. Zapewne decyzje w gabinetach są już podejmowane. Ale ja się skupiam na tym, co mogę tu i teraz zrobić jeszcze dla siebie i dla drużyny. Chcę być w tym cały czas, uczestniczyć na maksa, a co los przyniesie, jakie te rozmowy będą, jaka będzie przyszłość - jestem przygotowany na wszystko.

Ale chyba fajnie byłoby wiedzieć, co dalej.Jest koniec maja, pod koniec czerwca zaczynają się kolejne przygotowania…

- Tak, tylko że większość klubów uzależnia swoje decyzje od wyniku sportowego. W 1. i w 2. lidze łącznie 10 zespołów jest w barażach. I od ich rozstrzygnięć zależeć będzie przyszłość klubu, jego budżet, aspekty czysto sportowe. Inaczej się buduje kadrę na 2. ligę, a inaczej na 3., więc te decyzje bardzo często są przeciągane. Ja to rozumiem, dlatego zachowuję spokój. Jestem już 14. rok w profesjonalnej piłce, więc cieszę się tym, wykonuję swoją pracę i jestem dumny z tego, że reprezentuję Polonię.

Rozmawiał Tomasz Mucha

SYLWETKA

Sebastian STEBLECKI - 33 lata, wychowanek Armatury Kraków, w ekstraklasie rozegrał prawie 100 spotkań dla Cracovii i Górnika Zabrze, strzelił 9 goli, były piłkarz pierwszoligowych Chojniczanki, GKS-u Tychy, Chrobrego Głogów, w Polonii od wiosny 2024.