Transfer XXI wieku
Ostatni raz Lewis Hamilton został mistrzem świata w 2020 roku. Fot. Sipa/PressFocus
Transfer XXI wieku
Współczesna historia Mercedesa w Formule 1 związana jest głównie z postacią Lewisa Hamiltona.
Ogłoszone przed weekendem odejście Lewisa Hamiltona z zespołu z Brackley było szokiem, tym bardziej że zdecydował się na przejście do Ferrari, jednego z największych rywali Mercedesa. Czy taki ruch może dziwić?
Sportowo bardzo trudno jest przewidzieć, jak będą prezentowały się bolidy zespołów w 2025 r., gdy Hamilton przeniesie się do Maranello. W trakcie jednego sezonu może zmienić się tak wiele, że trudno założyć, która z maszyn - Ferrari czy Mercedes - będzie szybsza. Czy natomiast jego dołączenie do Ferrari ma sens pod względem marketingowym? Oczywiście. Włoski zespół ma najprawdopodobniej najbardziej oddaną grupę fanów. Przejście do Ferrari to dla Hamiltona możliwość poszerzenia swoich możliwości wizerunkowych. Największy konkurent włoskiego zespołu w ostatniej dekadzie, 7-krotny mistrz świata, będzie od teraz twarzą jednego z najważniejszych teamów w historii dyscypliny.
Jak Real
Ten historyczny aspekt również sprawia, że każdy do Ferrari chce dołączyć. Ekipę z Maranello porównuje się do piłkarskiego Realu Madryt. Gdy „Królewscy” składają ofertę, nie można jej odrzucić. Podobnie jest z włoskim koncernem. Gdy wchodzi się do czerwonego bolidu, jest się porównywanym z najlepszymi zawodnikami, którzy przez lata tworzyli historię. Alberto Ascari, Juan Manuel Fangio, Niki Lauda czy Michael Schumacher to przykłady wielkich kierowców, którzy w barwach Ferrari świętowali mistrzowskie tytuły. Jest to zespół, który nieprzerwanie od 1950 r. - odkąd rozpoczęły się zmagania w F1 - znajduje się w stawce. Te dane mówią same za siebie. Ferrari to prestiż, Ferrari to marka, Ferrari to historia, ale także teraźniejszość. Nic dziwnego, że pod koniec kariery - nie da się ukryć, że Hamilton w 2025 roku będzie miał już 40 lat - Brytyjczyk zdecydował się na taki krok. Nie wiadomo jednak, czy przyniesie mu to ósmy tytuł mistrzowski.
Słaby kontrakt
Na decyzję Hamiltona miały też wpłynąć pewne nieporozumienia z władzami brytyjskiego zespołu. Kierowca otrzymał niedawno od Mercedesa do podpisania roczny kontrakt z opcją przedłużenia o kolejny rok. Warunki umowy miały nieco zdenerwować Hamiltona, który chciał - z racji na swoje zasługi - zwykłego dwuletniego kontraktu. Gdy do porozumienia na tym polu nie doszło, Hamilton podpisał kontrakt w pierwotnej wersji, żeby chwilę później utrzeć nosa wszystkim w Brackley i związać się z Ferrari.
- Poszliśmy razem na kawę. Powiedział mi, że zdecydował się jeździć dla Ferrari w 2025 roku. Przeprowadziliśmy godzinną rozmowę. Sposób, w jaki argumentował swoją decyzję, jest dla mnie zrozumiały. Potrzebuje nowego wyzwania, poszukuje nowego środowiska i najprawdopodobniej była to dla niego ostatnia szansa do tego, żeby zrobić coś innego - powiedział po ogłoszeniu transferu Toto Wolff, szef zespołu Mercedesa. - Każdy kierowca marzy o tym, żeby jeździć dla Ferrari - dodał 52-letni Austriak, który z Mercedesem jest związany od 2013 roku… tak jak Hamilton.
Zbudował historię
W ramach tak historycznej chwili, przypomnijmy sobie część najciekawszych i najważniejszych momentów z 11-letniego pobytu Lewisa Hamiltona w garażu Mercedesa.
Sam zespół powstał w 2010 roku, gdy koncern wykupił udziały w mistrzowskim zespole Brawn GP. Błyskawicznie sięgnął po wielkie nazwiska, ponieważ kontrakt podpisano z 7-krotnym mistrzem świata Michaelem Schumacherem oraz gigantycznie utalentowanym Nico Rosbergiem. Przez 3 lata zespół prezentował się w takim składzie, ale nie osiągał wielkich sukcesów. Dopiero w 2013 roku, gdy Schumacher zdecydował się zakończyć karierę w F1, zaproszono do współpracy Lewisa Hamiltona, mistrza świata z 2008 roku z McLarenem. Dla Brytyjczyka zmiana nie był aż tak drastyczna, jak można się było tego spodziewać. W końcu całą karierę spędził w bolidzie z silnikiem Mercedesa - zanim koncern zdecydował się utworzyć swój zespół fabryczny, ściśle współpracował właśnie z McLarenem.
Pierwsza wygrana i mistrzostwo
Od 2013 roku historia Mercedesa nabrała tempa, a Hamilton na zawsze pozostanie już tym, który doprowadził zespół do największych sukcesów. W trakcie pierwszego sezonu Brytyjczyk wygrał jeden wyścig. Jego premierowe zwycięstwo dla ekipy z Brackley przypadło na Grand Prix Węgier. Hungaroring przywitał kierowców potwornym upałem. W tych warunkach niespodziewanie dobrze prezentował się właśnie bolid Hamiltona, który wygrał rywalizację z dominującymi wtedy maszynami zespołu Red Bull.
Jednak ciekawie zrobiło się dopiero rok później, gdy Mercedes wyprodukował najszybszy w stawce samochód, któremu rywale nie byli w stanie się przeciwstawić. Hamilton zdominował rok 2014. 11 razy stawał na najwyższym stopniu podium i pewnie sięgnął po swoje pierwsze mistrzostwo świata w barwach Mercedesa. Był to też rok, w którym uwidoczniła się wewnętrzna rywalizacja pomiędzy Hamiltonem a Rosbergiem. Kierowcy, którzy wcześniej niezwykle się lubili, teraz musieli zmagać się między sobą o najwyższe cele, bo w końcu obaj siedzieli za sterami najszybszych bolidów na torze. Ich batalię o bycie nr 1 można było obserwować podczas GP Bahrajnu. Był to jeden z najlepszych wyścigów Hamiltona w karierze, w którym udowodnił, że ma ogromne umiejętności. Pomimo tego, że Rosberg cały czas na niego naciskał, doskonale się bronił, a przy okazji odgryzał się atakami. Piękna walka pomiędzy tą dwójką zakończyła się zwycięstwem Brytyjczyka.
Wykończył Rosberga
W 2015 roku Rosberg z Hamiltonem dalej jeździli w tym samym zespole i po raz kolejny zdominowali cały sezon. Znów najlepszy okazał się Hamilton. Sytuacja odwróciła się w 2016 r., gdy to Niemiec został pierwszy (i ostatni) raz mistrzem świata. Konkurencja pomiędzy tymi dwoma zawodnikami zdawała się w pewnym momencie toksyczna, a czara goryczy przelała się podczas Grand Prix Hiszpanii, gdy obaj - jadąc na dwóch pierwszych pozycjach - zderzyli się i nie dokończyli wyścigu. Rywalizacja z Hamiltonem dla Rosberga była tak wykańczająca, że ten po sezonie powiedział „pas”. Przedwcześnie zakończył karierę, od razu po zdobyciu mistrzostwa. Tak zależało mu na pokonaniu Hamiltona, że gdy ten moment nadszedł, postanowił zejść ze sceny.
Dominacji ciąg dalszy
Od 2017 r. do końca 2021 zespołowym partnerem Hamiltona był Valtteri Bottas. Fin, któremu nie można odmówić ambicji, był mniej zadziorny od Rosberga i być może mniej utalentowany. Stąd zwyciężanie przez kolejne lata w klasyfikacji generalnej przychodziło Hamiltonowi z łatwością. Do 2020 r. włącznie za każdym razem zostawał indywidualnym mistrzem świata. W tym czasie nieraz pokazywał swoje genialne zdolności.
Jednym z popisowych wyścigów był ten z 2019 r. w Monaco. Na legendarnym torze Hamilton miał ogromną motywację do zwycięstwa. Kilka dni przed startem zmarł Niki Lauda, pod koniec życia mocno związany z zespołem Mercedesa. Zwycięstwo Hamiltona miało uczcić pamięć wybitnego Austriaka i Brytyjczyk robił wszystko, żeby wygrać. Pomimo wściekłych ataków konkurentów mistrz świata utrzymywał się na prowadzeniu, które dowiózł do mety. - Walczyłem na torze wraz z duszą Nikiego - powiedział po wyścigu.
Na trzech kołach
Sporo działo się też w 2020 roku, kiedy Hamilton wywalczył ostatnie do tej pory mistrzostwo. W domowym wyścigu na torze Silverstone reprezentant Mercedesa kończył wyścig… na trzech kołach. Wszystko przez to, jak bardzo zużywały się opony podczas tamtego wyścigu. Nie tylko Hamilton miał problemy. Carlosowi Sainzowi oraz Bottasowi również „wybuchły” opony na ostatnich okrążeniach. Hamilton zbudował sobie taką przewagę w ciągu całego wyścigu, że nawet bez jednej opony był w stanie przejechać całe okrążenie i zwyciężyć. Kilka miesięcy później znów zaprezentował się genialnie, wygrywając GP Turcji i pieczętując swój 7. mistrzowski tytuł, jednocześnie wyrównując rekord Schumachera.
Czas na Red Bulla
Później przyszedł rok 2021 i pierwsza od lat porażka Hamiltona. Jego walka o kolejny tytuł z Maksem Verstappenem była na tyle zacięta, że zadecydował ostatni wyścig w sezonie. Bezpośredni pojedynek pomiędzy Brytyjczykiem i Holendrem zakończył się zwycięstwem tego drugiego, choć nie obyło się bez kontrowersji. Na tor podczas ostatnich okrążeń wyjechał samochód bezpieczeństwa, co pozwoliło Verstappenowi zbliżyć się do Hamiltona. Gdy wyścig został wznowiony podczas ostatniego okrążenia, Holender wyprzedził Hamiltona i odebrał mu tytuł. W tym samym roku był w stanie wygrać GP Brazylii, startując z ostatniego miejsca.
W 2022 r. doszło do rewolucji w F1, zmieniono całkowicie bolidy i Mercedes przestał być już dominatorem. Nastała era Red Bulla, którego Ferrari i Mercedes starają się dogonić. Na razie im to nie wychodzi, ale być może zmiana barw przez Hamiltona wywoła nowe rozdanie w świecie królowej sportów motorowych. Na to liczą nie tylko fani ekipy z Maranello, ale także wszyscy postronni obserwatorzy Formuły 1.
Kacper Janoszka