Sport

Transfer powrotny

POWRÓT DO KORZENI - Michał Listkiewicz


Wiem, że żyjemy w szalonych czasach, a rozum zbyt często śpi. Przekraczane są granice przyzwoitości, honoru, człowieczeństwa. Czy także granice prawa? Tu pewności nie mam, znajomy „papuga” zapytany kiedyś, ile to będzie dwa razy dwa, odparł z rozbrajającą szczerością: „a ile ma być panie Prezesie”.

Podobnie jest z sondażami, których wyniki często są zbieżne z poglądami zamawiającego i płacącego za nie. Znana firma bukmacherska ustawiła przy trasie ekspresowej Warszawa - Katowice zwanej „gierkówką” banery reklamowe o treści następującej: „jazda z KUR(sami)”. Tylko idiota nie zorientuje się, że jest to nachalne nawiązanie do wulgarnego hasła skandowanego na stadionach piłkarskich pod adresem rywali. To gra na najniższych instynktach, prymitywizm najgorszej próby. Marketingowiec, który to wymyślił, powinien być wylany na zbity pysk, ale przy dzisiejszych standardach pewnie dostanie premię.

Ta prostacka reklama przypomniała mi zdarzenie sprzed roku. Sąsiad zabrał małoletnią wnuczkę na mecz. Po powrocie do domu, przy rodzinnym obiedzie, dziewczynka dumnie oświadczyła, że Wisła to stara kur..a. Osłupiały dziadek próbował ratować sytuację, ględząc coś o kurze znoszącej złote jajka, ale nastrój przy stole siadł.

W Jagiellonii zapewne żałują odejścia Wojciecha Pertkiewicza do Arki Gdynia. Fot. Michał Kość/PressFocus

Dziecko dostało rodzinny zakaz stadionowy, a dziadek reprymendę. To nie jest niestety tylko stadionowa przypadłość, wulgaryzmy atakują nas pod szkołami, w tramwajach i pociągach. Publiczne używanie słów uważanych powszechnie za obraźliwe jest karalne zgodnie z art. 141 kodeksu wykroczeń i zagrożone grzywną do 1500 zł, a nawet ograniczeniem wolności. Stawiam dolary przeciwko orzechom, że od niepamiętnych czasów żaden organ państwowy nikogo nie ukarał nawet stówką, że o piętnastu setkach nie wspomnę.

Poszły konie po betonie! Wróciła piłkarska ekstraklasa, lider zaczął z przytupem, rozwiewając nadzieje Widzewa na coś więcej niż bezpieczny środek. Od czasu, gdy osobiście poznałem prezesa GKS-u Katowice Krzysztofa Nowaka, kibicuję temu klubowi. Człowiek przyszedł do futbolu ze środowiska akademickiego, a brak otrzaskania w piłkarskich realiach okazał się jego atutem. Nowak ustawił sprawy po swojemu, dzięki pedagogicznemu doświadczeniu uspokoił relacje z fanami, pozyskał przychylność władz miasta, polubiły go media. Najważniejsze, że budowę drużyny oparto na Polakach, skauting skupia się na południowej Polsce, a nie na odległych lądach, jak to się dzieje w innych klubach. Najważniejsza dziś zaleta prezesa klubu sportowego to asertywność wobec presji, mobbingu, czasami nawet szantażu ze strony agentów. Jedna piąta pieniędzy wyparowuje z krwiobiegu piłkarskiego do kieszeni menedżerów. W koszykówce czy siatkówce liczby nie są może tak szokujące, ale też znaczne. Przepisy niby ograniczają pazerność tej pasożytniczej grupy, ale regulaminy wymyślono po to, by je omijać. Jak w prowadzeniu auta co trzeci kierowca przekracza dozwoloną prędkość, ale tylko nielicznych uda się złapać lub sfotografować. Pobieranie prowizji od obu stron kontraktu, zaniedbywanie podopiecznych, obciążanie partnerów kosztami prywatnych podróży i rautów pod byle pretekstem, itd., itp. Nieprawości dotyczą przede wszystkim młodych piłkarzy. Starsi sparzyli się na agentach tyle razy, że stali się podejrzliwi i ostrożni.

Łatwym celem są rodzice nastolatków. Im łatwo wmówić, że synek zrobi karierę jak Robert Lewandowski, jeśli tylko podpiszą cyrograf. Sytuacje rodem z Pana Twardowskiego, postaci stworzonej przez najbardziej płodnego polskiego pisarza Józefa Ignacego Kraszewskiego. On to bowiem podpisał kontrakt z diabłem, a jednak mu umknął, czego zdolnym ambitnym sportowcom też życzę. Krzysztof Nowak nie daje się podejść komiwojażerom z dyplomami FIFA i PZPN, negocjuje twardo. Pewnie przed wkroczeniem w futbolowe piekiełko dowiedział się o praktyce „cash back”. W skrócie chodzi o to, że dyrektor sportowy i trener dogadują się z agentem, zawyżając kwotę transferu do wiedzy właściciela klubu. Nadwyżka raczej nie idzie na cele, charytatywne.

Bardzo mnie cieszy powrót Wojciecha Pertkiewicza do Arki. To chyba jeden z lepszych transferów gdyńskiego klubu, mimo że powrotny. Pertkiewicz zrobił niesamowitą pracę w Jagiellonii, wydobył białostocki klub z potężnych długów, wyprowadzając na finansową prostą. Nie bez powodu w trakcie ubiegłotygodniowej gali tygodnika „Piłka Nożna” włodarze Dumy Podlasia zaprosili go na scenę po odbiór trofeum dla drużyny roku, choć formalnie Wojciech już klub opuścił. Bez niego raczej nie byłoby tytułu mistrzowskiego. Teraz wrócił do siebie nad ukochane morze, do rodziny i przyjaciół. To dobry ruch właściciela Arki Marcina Gruchały, świetnie przyjęty przez piłkarzy i kibiców. Przy okazji stępiono ostrze krytyki po dziwnym zwolnieniu odnoszącego sukcesy trenera Tomasza Grzegorczyka. Skoro o Gdyni mowa, moim miejscu zamieszkania od prawie dekady, to jej prawdziwą plagą są dziki. Dewastują parki i skwery, płoszą ludzi i pieski. To nie jest miejsce dla nich. Problem przerasta władze miasta, a miła pani prezydent startowała w wyborach, głosząc hasła spod zielonej flagi. Kocham faunę i florę, nie rozumiem myśliwych zabijających zwierzynę dla przyjemności, ale apeluję o zapewnienie mieszkańcom pięknego miasta spokoju i bezpieczeństwa. Strzelanie do sylwetki biegnącego dzika było kiedyś dyscypliną sportową, konkurencją strzelecką. Nie wnioskuję o drastyczne kroki, odłowienie tego towarzystwa i wywiezienie w bardziej odpowiednie dla dzików miejsce byłoby właściwe.

Od bukmacherów zacząłem i na nich zakończę zgodnie z zasadami sztuki pisania felietonów. W przerwie między skokami narciarskimi pozdrawiały mnie ze szklanego ekranu uśmiechnięte buzie Zbigniewa Bońka i jego przyjaciela Krzysztofa, kandydującego na urząd Prezydenta RP. Taki miły przekaz bardziej do mnie przemawia niż ohyda z banerów przy „gierkówce”. U buka i tak nie zagram, wystarcza mi skreślanie numerków w Lotto. Od pół wieku bez znaczących sukcesów, ale niech żywi nie tracą nadziei.



W powszechnej opinii Krzysztof Nowak świetnie się sprawdza w roli prezesa GKS-u Katowice. Fot. Tomasz Kudala/PressFocus