Tort bez wisienki
KOMENTARZ „SPORTU” - Paweł Czado
Ruch Chorzów przełamał zadyszkę i znowu w pierwszej lidze wygrał - to bezsporny fakt. Nie uczynił tego w olśniewającym stylu, przepchnął durszlakiem to zwycięstwo - to bezsporny fakt. Jedyny gol w tym meczu padł po trafieniu samobójczym - to bezsporny fakt.
Cóż, kluby z tradycjami mają bagaż tego rodzaju, że rzesza ich kibiców oczekuje nie tylko zwycięstw, ale wiktorii przekonujących, wysokich, efektownych. Ruch nie wygrał jednak z Kotwicą Kołobrzeg ani przekonująco, ani wysoko, ani efektownie. I tutaj przechodzimy do sedna tego komentarza, które wyraża się w jednym krótkim retorycznym pytaniu: „no i co z tego, proszę państwa?”.
Ruch jest w zawieszeniu, wcale nie jedzie autostradą do ekstraklasy. Punkty nie przychodzą mu obecnie z łatwością, wręcz przeciwnie. Dlatego - myślę - warto docenić fakt, że przychodzą. Styl rzeczywiście obecnie nie olśniewa, więc wielu kibiców chorzowskiej drużyny zawsze będzie mieć pretensje z prostego powodu: bo Ruch jest Ruchem, a oni pretensje mają w DNA.
Niektórzy z nich zapominają bowiem o oczywistości: styl jest istotny, gdy gra wszystko inne, jest ledwie wisienką na torcie. Istotą ligowego futbolu niestety, albo - stety! - nie jest wcale „joga bonito”, lecz wyniki! Fenomenalna drużyna Tele Santany z 1982 roku jest przede wszystkimznana z faktu, że… nie zdobyła mistrzostwa świata i jej członkom wcale nie jest z tego powodu dobrze.
Zwycięzców można sądzić jedynie wtedy, gdy tworzą wielką drużynę. Ruch takiej obecnie nie tworzy. Na coś innego podczas pomeczowej konferencji zwrócił jednak uwagę trener rywali, wspaniały piłkarz z lat 80., Ryszard Tarasiewicz. - Życzę Ruchowi jak najlepiej i oby piłkarska Polska oglądała taki klimat na boiskach ekstraklasy - stwierdził.
Tego chyba należy się trzymać.