TOP 4 rusza po złoto
NA KOLEJKĘ ZAPRASZA TOMASZ WIESZCZYCKI Ciekawa, emocjonująca i pisząca zaskakujące scenariusze – do oglądania startującej w piątek ekstraklasy zaprasza ekspert stacji Canal+.
NA KOLEJKĘ ZAPRASZA TOMASZ WIESZCZYCKI
Ciekawa, emocjonująca i pisząca zaskakujące scenariusze – do oglądania startującej w piątek ekstraklasy zaprasza ekspert stacji Canal+.
- Fajna jest ta nasza liga. Wiem, wiem, nie jest za mocna, ale za to ciekawa, wciągająca, emocjonująca, czasami intrygująca. Co sezon, zwłaszcza latem, jest w niej dużo zmian, trudno nam utrzymać wyróżniających się zawodników. Mimo to jestem zadowolony, a ligę znam od kilkudziesięciu lat, w Canal+ mecze komentuję od 20 lat – zaznacza były reprezentant kraju i wicemistrz olimpijski z Barcelony, Tomasz Wieszczycki, który w polskiej lidze rozegrał ponad 300 meczów i strzelił 99 bramek. „Wieszczu” jest jednym z najlepszych ekspertów komentujących mecze polskiej ekstraklasy. Relacjonował też mecze ligi angielskiej, hiszpańskiej i przede wszystkim francuskiej, w której sam występował.
Wartością dodaną rodzimej ekstraklasy jest Canal+, który pokazuje ją na bardzo dobrym, europejskim poziomie, w dodatku zatrudnia znakomitych ekspertów.
- Zdecydowanie tak. My tę ligę pokazujemy lepiej niż gdzie indziej. Komentowałem różne rozgrywki, ale jeżeli chodzi o transmisje, to jesteśmy w mocnym topie w Europie. Chciałbym, by piłkarze dorównali do tego poziomu.
Mówił pan, że polska liga jest interesująca, choć czasami jest także absolutnie nieprzewidywalna, co udowodnił finisz poprzedniego sezonu.
- Wyniki czasami są zaskakujące, w niektóre scenariusze trudno uwierzyć do samego końca. Ostatni sezon w ogóle wywrócił wszystko do góry nogami. Wydaje mi się, że nie było w kraju takich specjalistów, którzy przewidzieliby jego finał. Że namieszają w czołówce kluby, które rok wcześniej praktycznie do ostatniej kolejki biły się o utrzymanie, a 12 miesięcy później sensacyjnie Jagiellonia i Śląsk zostały mistrzem i wicemistrzem Polski, pogrywając na nosie klubom z ligowego TOP 4.
Ta wielka czwórka – bo Legia była trzecia, Pogoń czwarta, Lech piąty, a mistrz z 2023 roku Raków dopiero siódmy - przystąpi do nowego sezonu z zamiarem odzyskania utraconych pozycji?
- Rok temu przed sezonem stawiałem, że Raków obroni tytuł i moja prognoza się nie sprawdziła. Teraz wrócił do Częstochowy ojciec największych sukcesów klubu, Marek Papszun, by poprowadzić go znów na szczyt. Jednak w przypadku drużyny, która w ostatnich latach zdobyła mistrzostwo kraju, Puchar Polski i Superpuchar, zakładam, że cel tam jest jeden: kolejne mistrzostwo. Aczkolwiek jak znajdzie się na pudle, to plan minimum też zrealizuje.
Czyli standardowo na czoło wysuwają się wciąż ci sami faworyci.
- Przy Łazienkowskiej zawsze przed sezonem mówi się o jednym, czyli złocie, i teraz Legia też jest wymieniana w gronie murowanych faworytów, więc sensacji nie ma. Jak analizowałem letnie transfery Legii, to mocarstwowe plany stołecznej drużyny wydają się jak najbardziej uzasadnione. Jestem też bardzo ciekawy, czy Lech się odbuduje pod okiem nowego trenera? Generalnie w Poznaniu, podobnie jak Warszawie, też zawsze liczy się tak naprawdę tylko pierwsze miejsce. Srebrne medale niekoniecznie przynoszą chlubę tym markom.
W gronie pewniaków nie ma miejsca dla mistrza i wicemistrza Polski?
- Jakoś trudno mi uwierzyć w powtórkę Śląska. Jagiellonię ustawiam wysoko, bo po prostu fajnie grała w piłkę i tam się dużo nie pozmieniało. Poza tym w Białymstoku mają ludzi, którzy świetnie prowadzą klub – myślę o Łukaszu Masłowskim, trenerze Adrianie Siemieńcu i prezesie Wojciechu Pertkiewiczu. Jednak gdyby „Jaga” obroniła tytuł, to powiem szczerze, byłoby to dla mnie szokiem, bo zdobyć tytuł jest łatwiej niż go obronić. Przewiduję więc trudny sezon dla Śląska i Jagiellonii, tym bardziej że będą grały w europejskich pucharach, a wiemy, jaki to problem dla polskich klubów. Nasze zespoły na tak długim dystansie poukładać puchary, ligę, Puchar Polski nie zawsze są w stanie. Zdaję sobie jednak sprawę, że tu będzie główna koncentracja, bo jeden wygrany dwumecz może gwarantować fazę grupową Ligi Konferencji, a to już są dobre jak na polskie warunki pieniądze.
Do ligi awansowały uznane firmy, co nie zmienia faktu, że dla beniaminków pierwszy sezon w elicie jest zawsze wielką niewiadomą.
- Powroty są różne, czekają je duże wyzwania, wierzę, że sobie jednak poradzą. Cieszę się, że awansował GKS, bo bardzo mi go brakowało w tym gronie. To beniaminek przez duże B. Za moich czasów to była marka, wielka firma kojarząca się z jakością, sukcesami, a nie z przeciętnością. Także z Zinedinem Zidanem, czy takimi nazwiskami jak Piotr Piekarczyk, Piotr i Marek Świerczewscy, Jan Furtok, Marek Koniarek czy Janusz Jojko. Wtedy w Katowicach mieli bardzo mocną drużynę o śląskim charakterze. To już trochę zapomniane czasy, dlatego życzę, żeby GieKSa dobrze się przypomniała polskim kibicom. Z trudem przychodziła jej walka o ekstraklasę, ale teraz pisze się w Katowicach nową historię, wkrótce z nowym stadionem. A dla mnie ciekawostka jest taka, że jedynego hat tricka w lidze strzeliłem właśnie na Bukowej – z Legią wygraliśmy w Katowicach 5:0 (19 maja 1995 r., pozostałe dwa gole dorzucił Jerzy Podbrożny - przyp. red.).
Rozmawiał Zbigniew Cieńciała