Grzegorz Pasiut zdobył jedynego gola i zapewne będzie szefem pierwszej formacji.  Fot. Łukasz Sobala/PressFocus.pl


To zaledwie przedsmak...

Po niespełna sześciu minutach przegrywaliśmy ze Słowakami 0:3 i zostaliśmy odarci ze złudzeń.


Już w najbliższy piątek rozegrane zostaną pierwsze spotkania mistrzostwa świata elity w Ostrawie i Pradze. Szesnaście reprezentacji, w tym biało-czerwoni, grają teraz mecze towarzyskie i dokonują ostatnich przymiarek personalnych. Polscy hokeiści podczas potyczki ze Słowacją 1:6 w Żylinie mieli zaledwie przedsmak tego, co ich czek podczas spotkań grupowych w Ostrawie. Już po niespełna sześciu minutach przegrywaliśmy 0:3...

Hokeiści Słowacji, brązowi medali igrzysk olimpijskich w Pekinie, zostali wzmocnieni przez kilku zawodników, występujących zza oceanem. Tomas Tatar (Seatlle Kraken) został kapitanem zespołu i dzielnie mu sekundowali Simon Nemec (New Jersey Devils) oraz Pavol Regenda (Anaheim Ducks). A przecież kanadyjski trener Craig Ramsay ma jeszcze w odwodzie młodego i utalentowanego Juraja Slafkovskiego (Montreal Canadiens) oraz Martina Pospisila (Calgary Flames).

Trener Robert Kalaber na przestrzeni miesiąca przygotowań do turnieju mistrzowskiego z uporem maniaka powtarzał, że musimy doskonalić grę obronną, bo przecież rywale są z najwyższej półki i dysponują odpowiednią siłą ofensywną. A ponadto nasi hokeiści nie będą mieli zbyt dużo okazji przy kreowaniu gry oraz oddawaniu strzałów. Te słowa selekcjonera sprawdziły się co do joty w potyczce ze Słowakami. Mieliśmy wrażenie, że biało-czerwoni rozpoczęli zupełnie sparaliżowani i oddali inicjatywę gospodarzom. Już w połowie 3 min Pavol Regenda zdobył pierwszego gola, zaś 69 sek. później Samuel Takać po raz drugi umieścił krążek w siatce. Gdy Peter Cehlarik błyskawicznie wykorzystał liczebną przewagę, spodziewaliśmy się pogromu. Wprawdzie w 1. tercji straciliśmy jeszcze jednego gola, ale były drobne symptomy nieco bardziej zwartej gry. Oddaliśmy jednak zaledwie cztery strzały i po pierwszej odsłonie nikt nie miał wątpliwości kto zostanie zwycięzcą tej potyczki. Gospodarze zadowoleni z wysokiego prowadzenia nieco zwolnili tempo akcji i mogli trenować warianty gry jakie im nakreślił trener. Druga tercja była bez bramek, choć Cehlarik (24 min) i Paweł Zygmunt (40) znaleźli się bezpośrednio przed bramkarzami, ale nie zdołali skierować krążka do siatki. Ostatnia odsłona zaczęła się wręcz wybornie dla biało-czerwonych, bowiem Bartosz Ciura popisał idealnym podaniem do Patryka Wronki, a ten z kolei przekazał krążek do Grzegorza Pasiuta. Środkowy pierwszego ataku zwiódł bramkarza Stanislava Skorvanka i zdobył, jak okazało się później, honorowego gola. Pod koniec meczu brak koncentracji sprawił, że straciliśmy dwie bramki. Ostatnia była z serii kuriozalnych. Sędziowie zasygnalizowali karę dla Patryka Wajdy, zaś John Murray oczekiwał gwizdka, a Marek Hrivik niewiele się namyślając posłał krążek między jego parkanami. Ze Słowakami przyjdzie nam spotkać się za 10 dni w meczu grupowym w Ostrawie i trzeba podejść bardziej odpowiedzialnie. Jeżeli Słowacy zagrają na „pełny gwizdek”, wynik może być znacznie wyższy.

- Mieliśmy okazję spotkać się z drużyną, która ma ambicje medalowe i to było doskonale widać już od pierwszych chwil – stwierdził słowacki selekcjoner biało-czerwonych. Popełniliśmy kilka błędów i szybko straciliśmy cztery gole. W kolejnej odsłonie było nieco lepiej, gra była bardziej wyrównana, ale to był znak, że rywale nieco więcej zaczęli kombinować i niepotrzebnie szukali kolejnego podania. Nasi hokeiści wskoczyli na wyższy poziom i już nieco się przyzwyczaili do tego tempa gry. Tego nie możemy się nauczyć na treningach, lecz takiej gry musimy doświadczyć z renomowanymi rywalami. Zdobyliśmy gola i całkiem przyzwoicie to wyglądało. Jednak poziom koncentracji trzeba utrzymać do samego końca, bo w przeciwnym razie tracimy kolejne gole. Podczas przygotowań przez cały czas powtarzałem zawodnikom, że spotkania z najlepszymi to nie to samo co nasza liga.

Wczoraj po południu kadrowicze ponownie spotkali się w Sosnowcu, by na Stadionie Zimowym przygotowywać do ostatniego spotkania towarzyskiego z Danią (jutro o 18.30). Trener Kalaber zapowiedział następne rotacje w składzie, bo pragnie sprawdzić kolejnych zawodników i w czasie meczu również nie wyklucza zmian w ustawieniu.

Włodzimierz Sowiński


Słowacja – Polska 6:1 (4:0, 0:0, 2:1)

1:0 – Regenda – Sukel (2:30), 2:0 – Takać – Hrivik – Cehlarik (3:39). 3:0 – Cehlarik – Hrivik – Nemec (5:25, w przewadze), 4:0 – Cingel – Grman (13:02), 4:1 – Pasiut - Wronka – Ciura (40:28), 5:1 – Cehlarik – Golian – Hrivik (55:17), 6:1 – Hrivik (59:15).

Widzów 5149.

SŁOWACJA: Skorvanek; Grman – Ivan, Nemec – Golian, Bućko (2) - Petrovicky, Bacik; Cehlarik (2) – Hrivik – Takać, Lantosi - Cingel – Tatar, Okuliar – Tamasi – Regenda (2), Fasko-Rudas – Sukiel – Kudrna. Trener Craig RAMSAY.

POLSKA: Murray (2); Kolusz (2) – Ciura, Kruczek – Wajda, Dronia – Kostek, Bryk – Górny; Wronka – Pasiut – Zygmunt (2), Michalski – Dziubiński – Chmielewski, Paś – Wąłęga – Łyszczarczyk (2), Smal – Starzyński – Urbanowicz (2). Trener Robert KALABER.

Kary: Słowacja – 6 min, Polska – 10 min.


17

SEKUND potrzebowali rywale, by zdobyć gola w przewadze; Zygmunt ledwo co usiadł w boksie kar...


43

STRZAŁY oddali Słowacy; biało-czerwoni zaliczyli tylko 10!