Od ostatniego zwycięstwa Zagłębia – przy Bukowej w Katowicach – minęło już wiele miesięcy... Fot. Łukasz Laskowski/Press Focus


To się musiało w końcu stać

Bomba z opóźnionym zapłonem. Tak w skrócie można powiedzieć o tym, co działo się w ostatnich latach w Zagłębiu.


Wiosną 2019 roku sosnowiczanie spadli z ekstraklasy. W kolejnych sezonach mieli okrzepnąć i w niedalekiej przyszłości na powrót znaleźć się w elicie. W tym czasie budował się już nowy stadion, na którym Zagłębie miało witać najwyższą ligę.

Wrócił do domu

Tymczasem po niespełna półtora roku od otwarcia ArcerolMittal Park klub z Sosnowca będzie miał najnowocześniejszy stadion... w II lidze. Jak do tego doszło? Pewien piosenkarz zaśpiewałby „nie wiem” i pewnie w Zagłębiu też taką odpowiedź można usłyszeć. Mówiąc poważnie, sosnowiczanie na spadek „zapracowali” sobie przez ostatnie kilka lat. Trudno w to uwierzyć, ale po wspomnianym spadku z ekstraklasy w każdym kolejnym sezonie walczyli o utrzymanie! Do ubiegłego roku ta sztuka się udawała, ale w końcu nadszedł kres. 

Wiosną ubiegłego roku po serii wpadek zespół od Dariusza Dudka przejął Marcin Malinowski, jego asystent. Zagłębie pokonało wówczas Ruch Chorzów, ŁKS-Łódź, Podbeskidzie Bielsko-Biała, punktowało także na wyjazdach i w efektownym stylu zapewniło sobie ligowy byt. Jesienią miało być więc już tylko lepiej. Do Sosnowca trafił m.in.: Kamil Biliński, Juan Camara czy Joel Valencia. Doświadczenie miało wziąć górę. Tymczasem zaczęło się od pechowej porażki 2:3 z Motorem Lublin. Po tym, jak w czterech kolejnych meczach sosnowiczanie zdobyli punkt, za wyniki miał już odpowiadać Artur Derbin, który po latach wrócił do macierzystego klubu.

Słynne procenty Collinsa

Zaczął bardzo dobrze. Sosnowiczanie w końcu odnieśli ligowe zwycięstwo, w trzech meczach zgarnęli siedem punktów. Znów odżyły nadzieje, liczono, że to jednak nie będzie stracony sezon. Tymczasem wygrana 1:0 nad GKS-em Katowice odniesiona na wyjeździe 15 września 2023 była... ostatnią. Nastąpiło 26 kolejnych gier bez wygranej! Tak złej passy Zagłębie  w lidze jeszcze nie miało. W międzyczasie podziękowano za usługi Derbinowi i postawiono na wschodni zaciąg z trenerem Alaksanderem Chackiewiczem na czele. Stał za nim Rafał Collins i jego słynne już procenty akcji klubu, po które sięgnął, przejmując zimą pion sportowy. Rewolucja nie przyniosła efektu. Utrzymać się nie udało. Ba, Chackiewicz i jego świta odeszli w atmosferze skandalu po tym, jak na treningu odwiedzili ich zakapturzeni chuligani, wymierzając „sprawiedliwość”.

Do klubu sprowadzono Marka Saganowskiego. W tle z kolei cały czas toczyły się negocjacje dotyczące ewentualnej sprzedaży klubu. Z transakcji wycofał się Collins, któremu było już nie po drodze z Zagłębiem. Klub nadal jest w miejskich rękach, powołano nowego prezesa, a dyrektorem sportowym został doskonale znany w Sosnowcu Grzegorz Kurdziel. Wprawdzie tajemnicą poliszynela jest fakt, że miasto prowadzi rozmowy z Michałem Kołakowskim, ale do ich finalizacji – czytaj sprzedaży – daleka droga.

Krzysztof Polaczkiewicz