To nie jest przypadek
Rozmowa z Jerzym Engelem, byłym selekcjonerem reprezentacji Polski
Jagiellonia skończyła rok na trzecim miejscu z 3 punktami straty do lidera. To wynik bardzo dobry, czy po prostu zgodny z oczekiwaniami? Bo na pewno nie słaby.
– Trzeba powiedzieć, że Jagiellonia nie zwalnia tempa. Na przestrzeni ostatnich lat jest jednym z zespołów, który wszedł do czołówki ekstraklasy. Czasami jest tak, że są kluby, które wskakują na wysokie miejsca, ale w następnych latach nie potwierdzają tego – jak choćby teraz Śląsk Wrocław. Jagiellonia trzyma wysoki poziom i to najlepszy znak, że mowa o jednej z najsolidniejszych drużyn w naszym kraju.
Czyli patrzy pan na białostoczan jak na Legię, Lecha i Raków?
– Absolutnie tak. Weszli do czołówki i utrzymują się w niej. To nie jest zespół łatwy do ogrania; zespół, w którym co chwilę pokazują się ciekawi piłkarze. To dobrze skomponowana drużyna, z którą trudno się rywalizuje.
W poprzednim sezonie „Jaga” wyraźnie gorzej radziła sobie na wyjazdach, a w tym punktuje niemalże identycznie u siebie i w delegacji. To symbol dojrzałości, czy może po prostu przypadek?
– To nie jest przypadek. To bardzo solidny zespół i ta solidność wystarczy im do tego, że bardzo dobrze punktują również na wyjazdach. Jagiellonia stała się drużyną klasową, która nie tylko w lidze, ale i na arenie międzynarodowej daje nam wiele satysfakcji.
Jagiellonia straciła 25 goli w 18 kolejkach. Lech – 14, Raków – 11. Czy to przystoi mistrzowi?
– Taki jest sposób jej gry. Jagiellonia gra ofensywnie, gra futbol „na tak”. W każdej sytuacji stara się znaleźć miejsce do zdobywania bramek. Do wszystkich akcji ofensywnych prowadza 4-5 graczy. Gra na dużym ryzyku i to się jej opłaca, bo grają bardzo skutecznie, ale zawsze wiąże się z tym obawa, że można też stracić gola.
Jak to się dzieje, że Jagiellonia tak dobrze radzi sobie na wszystkich trzech frontach – liga, puchar i Europa?
– Ma dość szeroką ławkę i nie panikuje w momencie, kiedy musi zejść jeden z kluczowych graczy. Widzimy, że często zespół opuszcza Taras Romanczuk, mimo że jest jego mentalnym liderem. Jest do drużyna dobrze skomponowana selekcyjnie, a zmiennicy są na dobrym poziomie.
Zwykło się mówić, że polskie kluby nie radzą sobie w Europie, bo albo nie mają doświadczenia, albo „zabija” ich intensywność gry. Tymczasem Jagiellonia radzi sobie znakomicie, mimo że debiutuje w pucharach, a również jeśli chodzi o intensywność prezentuje europejski poziom. Obaliła ten mit?
– W tym roku nasze drużyny klubowe, które reprezentują Polskę w europejskich pucharach – bo także Legia – grają naprawdę bardzo dobrze i solidnie. Najprawdopodobniej przejdą do kolejnej rundy, co zazwyczaj nie udawało się naszym zespołom. To pokazuje, że obydwie drużyny traktują obie ścieżki, na których grają, tak samo. Kiedyś zwracało się uwagę tylko na ligę, a nie na puchary. Potem tylko puchary, a liga później. W tej chwili widać, że i liga, i puchary są dla nich bardzo ważne.
Którego piłkarza Jagiellonii wyróżniłby pan za tę rundę?
– Przede wszystkim Tarasa Romanczuka. Zagrał bardzo dobre mecze w reprezentacji narodowej i szkoda, że tak go męczą kontuzję. Gra na pozycji, która jest bardzo potrzebna naszej kadrze. Jest teżmentalnym liderem Jagiellonii. Utrzymuje balans i równowagę między atakiem a obroną. To piłkarz bardzo zdyscyplinowany, który daje drużynie możliwość swobodnego ataku, bo zawsze jest pierwszym, który asekuruje.
Rozmawiał Piotr Tubacki