Sport

To nie głowa

POWRÓT DO KORZENI - Michał Listkiewicz

Coraz częściej niepowodzenia polskich sportowców tłumaczymy słabą psychiką. To głowa zawiodła - słyszymy z ust kibiców i komentatorów, gdy ich ulubiony zawodnik lub zespół przegrywa w końcówce zawodów. Ostatnio usłyszałem takie komentarze po meczu polskich szczypiornistów z Niemcami i koszykarzy mojej ukochanej od dziecka Polonii Warszawa z Resovią.

Biało-czerwoni długo i dzielnie walczyli z utytułowanym rywalem, ale po stracie kilku bramek odpadli jak wspinacz wysokogórski od ściany. Z kolei „Poloniści" prowadzili różnicą ponad 20 punktów przed decydującą kwartą z outsiderem tabeli, a jednak przegrali po serii „trójek" chłopaka z Ukrainy. Moim zdaniem szukanie wymówek w sferze psychiki dowodzi braku obiektywnej oceny umiejętności. Zamiast przyznać, że są one jakie są, czyli przeciętne, szukamy na siłę problemów w głowach.

Jeszcze lepszymi przykładami są ulubieńcy narodu - polscy skoczkowie narciarscy i futboliści. Psioczymy na trenerów kadry, zarzucamy zawodnikom niesportowy tryb życia i lekceważenie barw narodowych, a prawda leży gdzie indziej. W sporcie decydują umiejętności techniczne. Podobnie w graniu na instrumencie, śpiewaniu - dopóki sztuczna inteligencja nie zastąpi talentu, a to niestety kwestia dekady ledwie – malowaniu, a nawet... w zbieraniu malin. Oczywiście cechy wolicjonalne też są arcyważne, bez wytrenowanych mięśni i żelaznych płuc samej tylko techniki starczy nam na chwilę. Ale „drewniak” na boisku szybko zostanie rozszyfrowany przez sprytnego rywala i bezlitośnie ograny. Pamiętam mecze, które sędziowałem Mirkowi Okońskiemu. Gdy dostrzegł, że obrońca niewiele potrafi, to jechał z nim jak z furą siana, zakładał „siatki” jedną po drugiej. Młodym Czytelnikom wyjaśnię, że „siatka” to puszczenie piłki między nogami rywala i obiegnięcie go bokiem. Coraz mniej jest chłopaków kopiących futbolówkę na skwerach i podwórkach, a tam wspomniane zagranie było daniem firmowym, kreowało lokalnych bohaterów. Był taki mecz Lecha Poznań, w którym „Okoń” puścił piłkę między nogami jednego rywala trzy razy z rzędu. Z sędziowskiej troski ostrzegłem go nawet, że to się skończy połamaniem nóg przez upokorzonego przeciwnika, ale Mirek tylko się uśmiechnął i spróbował skutecznie czwarty raz.

Głowa jest ważna, silna psychika cechuje wybitnych sportowców, ale samą tylko głową to w szachy i brydża można wygrywać. Obie dyscypliny bardzo zresztą cenię, co powiedziałem kiedyś kontrowersyjnemu politykowi Januszowi Korwinowi-Mikkemu, wybitnemu w jednej i drugiej grze.

Wszyscy podkreślali, że atmosfera podczas Spodek Super Cup była znakomita. Fot. Marcin Bulanda/PressFocus

Przed tygodniem obiecałem Szanownym Czytelnikom wspomnienia ze „Spodka". Oto i one: atmosfera napędzona świetną frekwencją była niesamowita. Szacun dla fanów GieKSy, Górnika, ROW-u, Banika Ostrawa i Spartaka Trnawa. Byliście fantastyczni! Także przed halą, gdzie podążając z dworca kolejowego zatrzymałem się na chwilę i pogadałem z kibicami. Na brawa zasługują też ubrani w klubowe barwy fani z Podkarpacia. Przedarli się przez zaspy z Dębicy i Jarosławia, by pokazać Ślązakom, że każdy kocha swój klub. Część medialnych doniesień zdominowało niepotrzebne brutalne zagranie Lukasa Podolskiego. Też mi się nie podobało to, co zrobił legendarny zawodnik, ale pamiętam też jego szczere przeprosiny, podarowaną chłopakowi z Dębicy koszulkę i wspólną fotkę. Nic młodziakowi z Wisłoki się nie stało i to jest najważniejsze. „Sorry seems to be the hardest word” - śpiewał wielki fan futbolu Elton John.

Premier Donald Tusk napomknął, że mówienie teraz o zbrodni wołyńskiej dowodzi zdrady lub głupoty. Szanuję pana Donalda, uważam go za polityka wybitnego, tak jak on kocham sport, ale przepraszam bardzo: nie jestem zdrajcą, a idiotą chyba też nie, skoro zaproszono mnie do pisania felietonów w szanowanej gazecie. Znam rodzinę okrutnie zamordowanych przez UPA w Wiązownicy. To starzy ludzie całe życie marzący, by godnie pochować swoich bliskich. Nie zasługują na takie słowa. Nie godzi się udawać, że na Ukrainie nie ma ulic i stadionów noszących imiona banderowskich zbrodniarzy. Naród ukraiński bardzo teraz cierpi, a my pomagamy mu bardziej niż ktokolwiek inny w Europie. Współczesne pokolenia nie są winne tamtej zbrodni, za to politycy z obu stron są winni trwającego od wielu dekad kunktatorstwa. Na szczęście w sporcie nie ma takiego zakłamania. Ukraińskie kluby grają w polskich ligach siatkówki i szczypiorniaka i są bardzo ciepło przyjmowane. Symbolem pięknej postawy jest Artem Putiwcew, obrońca Bruk-Betu Termaliki Nieciecza. Były reprezentant Ukrainy i czołowy gracz tamtejszej ligi świetnie się zaaklimatyzował w Polsce. Założył nad Sanem rodzinę, uzyskał polskie obywatelstwo i mimo podeszłego jak na sportowca wieku wciąż imponuje formą. Niedługo zapewne wzmocni sztab szkoleniowy „Słoni”, już jest legendą w wiosce zwanej polskim Hoffenheimem. Artem kocha oba narody, obcy mu jest nacjonalizm i ksenofobia.

Xavi Sabate to trener charyzmatyczny i skuteczny, z powodzeniem prowadzi równolegle szczypiornistów reprezentacji Czech i Orlenu Wisły Płock. Cenię go za fachowość, choć czasami mnie irytuje prowokacyjnym zachowaniem przy ławce. Podobnie jak Tałant Dujszebajew w Kielcach, który czasami odlatuje, ale niepodanie ręki młodemu koledze z Legionowa to już obciach. Zastanawia mnie dlaczego Sabate na płockiej ławce jest tak wybuchowy, a na czeskiej spokojny? Może po prostu dostosowuje się do mentalności obywateli kraju, w którym pracuje. Polacy bywają nadpobudliwi, obrażający się, mało tolerancyjni wobec siebie, a Czesi są wyluzowani, z dystansem do samych siebie i większym niż nasze poczuciem humoru. Wiem o czym piszę, pracowałem nad Wełtawą i tylko Roman Berbr, skorumpowany były wiceprezes piłkarskiej federacji, funkcjonariusz komunistycznej bezpieki STB, budził moją złość i pogardę. Innych braci Czechów polubiłem z wzajemnością. Kocham Polskę i Polaków, ale moje uczucie wystawiane jest na ciężką próbę przez skaczących sobie do gardeł polityków, dzielenie narodu na dwa wrogie plemiona, wszechobecny hejt. A pamiętam czasy, gdy nie zamykało się drzwi na klucz, a sąsiad sąsiadowi gołębiem był, nie wilkiem.

Kibice w trakcie Spodek Super Cup pokazali, że można, niech wiosenna runda ligowych zmagań też taka będzie.