Sport

To już jest fajna passa!

Magdalena Fręch udanie rozpoczęła zmagania w „tysięczniku” w Pekinie, pokonując Alycię Parks. Teraz na jej drodze stanie idąca jak burza w tym sezonie 20-latka z Rosji Diana Sznajder.

Sześć wygranych z rzędu to ostatni bilans Magdaleny Fręch. Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus

Tenisistka Górnika Bytom przeżywa najlepszy czas w swojej karierze. 16 września wygrała swój pierwszy turniej w karierze – WTA 500 w meksykańskiej Guadalajarze – i awansowała na najwyższą pozycję w światowym rankingu, 31. To zaś pozwoliło 27-letniej łodziance zostać rozstawioną w imprezie rangi WTA 1000 na twardych kortach w Pekinie z numerem 23 i mieć przywilej wolnego losu w pierwszej rundzie.

Magdalena Fręch wróciła więc na korty dopiero w piątek, po prawie dwóch tygodniach od ostatniego występu. I wciąż utrzymuje formę – pomimo słabego wejścia w mecz (0:3) i zmarnowanej szansy na zakończenie go w dwóch partiach, ostatecznie w swoim „trzysetowym i trzygodzinnym” stylu pokonała kwalifikantkę z USA Alycię Parks (128. WTA) 6:4, 5:7, 6:4. To już szósta wygrana podopiecznej Andrzeja Kobierskiego z rzędu, czyli mała passa!

Wystarczył jeden break

W pierwszym secie Polka odwróciła jego losy od stanu 1:4, wygrywając pięć gemów z rzędu; w drugim znów zaczęła od 0:3, też doprowadziła do remisu, ale w 12. gemie jeszcze raz została przełamana i tę partię przegrała.

Na szczęście w trzecim secie Fręch już od początku trzymała koncentrację i rozpoczęła od przełamania 23-letniej rywalki, bardzo emocjonalnie reagującej na każde niepowodzenie (podobnie zachowywała się w lipcu w Warszawie, gdzie wygrała Polish Open, rangi WTA 125). Ten jeden break wystarczył, bo obie tenisistki pilnowały już własnego podania, a taki obrót spraw był korzystniejszy dla łodzianki. Wyjątkiem był ostatni gem, kiedy Fręch musiała znów bronić się przed przełamaniem. Chwilę później po dwóch godzinach i 50 minutach wykorzystała jednak trzecią piłkę meczową.

Wyzwanie ze Sznajder

Rywalką Polki w 3. rundzie (1/16 finału) będzie rozstawiona z nr 12 Diana Sznajder, jedna z najbardziej dynamicznie rozwijających się tenisistek w tourze. 20-letnia Rosjanka ubiegły rok kończyła na 60. miejscu, dziś jest 16. W tym roku wygrała już trzy turnieje WTA (Budapeszt, Bad Homburg i przed tygodniem Hua Hin), zdobyło srebro olimpijskie w deblu w parze z Mirrą Andriejewą, a w piątek w nieco ponad godzinę odprawiła urodzoną w Moskwie obywatelkę USA Sofię Kenin 6:2, 6:3.

Fręch ze Sznajder przegrała jedyną poprzednią potyczkę; w sierpniu w 2. rundzie „tysięcznika” w Toronto zdecydował o tym tie-break w trzecim secie 7-5 na korzyść Rosjanki.

Navarro ofiarą Zhang

W nocy z piątku na sobotę czasu polskiego swoje spotkanie 2. rundy z Japonką Moyuki Uchijimą (61. WTA) rozgrywała rozstawiona z numerem 31. Magda Linette, dla której również był to pierwszy mecz w pekińskim turnieju.

W Pekinie brakuje wielu wysoko notowanych tenisistek, na czele z liderką rankingu Iga Świątek czy czwartą na świecie Kazaszką Jeleną Rybakiną. Faworytkami są więc finalistki US Open - niepokonana od 12 spotkań Białorusinka Aryna Sabalenka oraz Amerykanka Jessica Pegula. W piątek formę z Nowego Jorku, gdzie również zagrała w półfinale, zgubiła Emma Navarro, turniejowa „szóstka”. Tenisistkę z USA pokonała 35-letnia Chinka Shuai Zhang, która po przerwaniu serii 24 porażek z rzędu dwa dni wcześniej, poszła za ciosem i ograła faworytkę 6:4, 6:2.

Tomasz Mucha