To jeszcze nie jest 100 procent
Rozmowa z Martinem Konczkowskim, obrońcą Ruchu Chorzów
„Konczi” (z prawej) świętujący zwycięstwo z Dominikiem Preislerem. Fot. Marcin Bulanda/PressFocus
Gratulacje po wygranej z ŁKS-em muszą być chyba podwójne, bo w końcu mecz był rozgrywany w dzień pana 32. urodzin!
– Dziękuję – podwójnie! Zgadza się, to dla mnie wyjątkowy dzień, więc zwycięstwo cieszyło podwójnie. Można powiedzieć, że to najlepszy prezent.
Jak wyglądały kulisy przygotowania do tego spotkania? Do końca przecież ważyły się losy, czy z racji intensywnych opadów ten mecz się w ogóle odbędzie.
– Przed pierwszym gwizdkiem były jakieś pogłoski o tym, co się dzieje. Ja osobiście dopiero ok. godziny 12.00 zerknąłem w internet i zobaczyłem zdjęcie murawy (mecz rozpoczął się o 15.30 – przyp. red.). Dzisiaj technika jest jednak rozwinięta. Ogromny szacunek dla wszystkich pracowników, którzy pomogli w przygotowaniu murawy. W południe wody było naprawdę dużo, ale wszyscy wykonali świetną robotę. Patrząc po tym, jak boisko wyglądało trzy godziny przed meczem, a w momencie jego rozpoczęcia, to – jeszcze raz – duży szacunek. My na to nie mieliśmy wpływu, więc robiliśmy wszystko tak, jakby spotkanie miało się zwyczajnie odbyć.
Widok z trybun to jedno, ale jak wy na boisku odczuwaliście boisko? Dużo było tam wody?
– Wody aż tak wiele nie było, ale w kilku miejscach było po prostu miękko, grząsko, co trochę utrudniało grę. Jednak na to, co było parę godzin przed spotkaniem, dało się grać w piłkę, szczególnie w pierwszej połowie. Szacunek dla wszystkich.
Trener dawał jakieś szczególne wskazówki w związku z niecodziennymi okolicznościami?
– Tak, bo wiadomo, że przygotowywaliśmy się do meczu, w którym aura i warunki byłyby w miarę optymalne. Przy boisku zalanym czy bardzo grząskim czasem trzeba zmienić sposób rozegrania i trener uczulał nas na to. Jednak i tak dopiero po wejściu na boisko i rozegraniu kilku minut w pełni wiedzieliśmy, z czym się mierzymy.
Czuje pan, że byliście wyraźnie lepsi od ŁKS-u? Okej, rywale w końcówce przypudrowali wynik na 1:2, ale przez zdecydowaną większość drugiej połowy – mimo że przegrywali – niespecjalnie mieli coś do powiedzenia pod waszą bramką.
– Myślę, że pierwszy kwadrans meczu nie był zbyt dobry w naszym wykonaniu. Druga część pierwszej połowy była zdecydowanie dla nas, dzięki czemu strzeliliśmy dwa gole. Wiadomo, że w drugiej połowie chcieliśmy przede wszystkim zagrać na zero i poszukać trzeciej bramki. Mieliśmy jedną czy dwie sytuacje naprawdę niezłe, a ŁKS za bardzo nam nie zagroził. Oczywiście, w końcówce – kiedy rzucili wszystko do przodu i strzelili gola po stałym fragmencie – było trochę nerwowo, ale myślę, że z przebiegu meczu zasłużyliśmy na zwycięstwo.
Czy czuje pan, że wasz zespół ma już na sobie stempel trenera Fornalika? Jest już w Ruchu prawie 1,5 miesiąca.
– Myślę, że idziemy w tym kierunku. Optymalnie to nie jest jeszcze w stu procentach to, czego oczekiwałby trener. Poprawiliśmy mocno grę w defensywie, nie pozwalamy przeciwnikom tworzyć tylu sytuacji pod naszą bramką – i to jest duży plus. Ale jak mówię, potrzeba jeszcze trochę czasu. Każdy tydzień, każdy trening przybliża nas do odpowiedniej formy i do tego, czego wymaga trener.
Niektórzy nowych piłkarzy, którzy nie znają trenera Fornalika, straszyli, że w trakcie przerwy reprezentacyjnej będzie bardzo ciężko. Faktycznie była taka harówka?
– Ja akurat nie brałem udziału w zajęciach z drużyną w pierwszym tygodniu, bo leczyłem drobny uraz. Na pewno jednak nie jest tak strasznie, jak mówią, bo jest też dużo przyjemności – przede wszystkim dużo piłki. Jasne, robota jest na pierwszym miejscu, ale myślę, że to nie jest coś wyjątkowego. To musi być norma.
W poprzednim sezonie mówiło się, że w Ruchu brakuje liderów na boisku. Teraz macie chyba najlepszego, jakiego można było trafić – w postaci Piotra Ceglarza.
– „Cegi” dołożył coś ekstra w meczu z ŁKS-em, ale prawda jest taka, że nas na boisku jest jedenastu plus jeszcze kilku wchodzących z ławki. Każdy musi zrobić swoje w swoim obszarze i to jest kluczowe. Mecze wygrywa się będąc drużyną.
Rozmawiał Piotr Tubacki
